sobota, 7 kwietnia 2018

Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty

Z drzwi za Reginaldem wyszła jakaś kobieta. Zaczęła podchodzić do nas i nakładać nam na talerze jedzenie z półmisków stojących przed nami. Uśmiechnęłam się blado do niej.
-Dziękuję - powiedziałam, gdy skończyła nakładać mi jedzenie. Kobieta spojrzała na mnie przerażona. Mężczyzna prychnął.
-Nie spoufalaj się ze służbą - ryknął Reginald. Spuściłam głowę w dół i kiwnęłam głową udając ogładę. Będzie trudniej, niż sądziłam.
-Dobrze - mruknęłam cicho i podniosłam wzrok na niego. Ten siedział już opanowany i ujął widelec do ręki. Znowu na jego twarz wstąpił uśmiech.
-Cieszę się, że tu jesteś - powiedział pewnym tonem i zostawił mi chwilę na odpowiedź. Nie doczekał się jej. - Szkoda, że od samego początku nie siedzisz ze mną, tylko ten zdrajca cię porwał - dodał mniej przyjaznym tonem. Ujął kieliszek wypełniony bordowym płynem. Uniósł go lekko. - Wznoszę toast za to, że moja córka wróciła do domu i za to, że nie ma już mężczyzny imieniem Kroto - dodał, a Crouch szturchnął mnie lekko, bym i ja ujęła kieliszek.
-Również się cieszę, że tu jestem - wycedziłam przez zęby i uśmiechnęłam się dość wiarygodnie ujmując własny kieliszek. Upiłam kilka łyków wytrawnego wina z naczynia. Przyniosło mi to lekką ulgę.
-Reginaldzie, wydaje mi się, że możesz jej wyjawić jutrzejszą niespodziankę - powiedział spokojnie Crouch, na co mężczyzna kiwnął głową. Uśmiechnął się i nachylił się w moją stronę. Jakby to była informacja poufna.
-Jutro przyjdzie do nas na kolację sama siostra Voldemorta. Będziesz mogła z nią porozmawiać, oczywiście zachowując wielki szacunek. Wiedziałaś, że chodzi do Hogwartu z tymi szlamami? - spytał rozbawiony. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Wiedziałam o tym, coś mi się obiło o uszy - przyznałam cicho. Ten kiwnął głową patrząc na mnie uważniej. Odchrząknęłam. - Myślałam o tym trochę. Zauważyłeś, że prawie każdy Śmierciożerca ma wtyki w Hogwarcie? Jak nie przez swoje dzieci, jak Malfoyowie, to przez jakiekolwiek inne źródła. Moim zdaniem nie zawsze warto takim rzeczom wierzyć, bo to informacje z drugiej, a nawet trzeciej ręki - mruknęłam i sprawdziłam czy na twarzy Reginalda pojawiło się zainteresowanie. Nie myliłam się. Był zaintrygowany.
-Co sugerujesz kochana? - spytał spokojnym, bystrym głosem. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Czułam, że zaczynam się rozkręcać w tej rozmowie. Musiałam ją tylko dobrze wywarzyć, żeby cokolwiek przeszło.
-Proponuję, abym była twoim łącznikiem między Hogwartem, a domem - powiedziałam, a przy 'domu' rozglądnęłam się, jakbym już tutaj przynależała. Jakby to było moje miejsce na Ziemi.
JAK MI TO PRZESZŁO PRZEZ GARDŁO?!
-Riley - mruknął poważnie Reginald i wyciągnął swoją dłoń ku mojej. Delikatnie objął moją dłoń swoimi. Spojrzał mi w oczy. - Tak bardzo nie chcę cię znowu tracić na tak długi czas - stwierdził i wypuścił powietrze z płuc. - Ale mówisz cholernie sensownie. Napawasz mnie dumą, dlatego przemyślę tą propozycję i dam ci znać - dodał lekko zmartwiony, ale bardzo podekscytowany. Uśmiechnęłam się lekko. - Jaką ja mam mądrą córkę, prawda Barty? - spytał wesoło i spojrzał na brązowowłosego Śmierciożercę.
-Bardzo mądrą - przyznał spokojnie i lekko się do mnie uśmiechnął Crouch. Kiwnął głową z lekkim uznaniem, że dałam mu do myślenia z Hogwartem. Nawet była szansa, że tam wrócę.
-Chyba już czas iść spać. Crouch cię odprowadzi do pokoju - powiedział z uśmiechem i wstał z fotela. Z dumą wypisaną na twarzy ruszył w stronę kuchni. Zniknął za drzwiami, a ja wypuściłam spokojnie powietrze z płuc i przybrałam obojętny wyraz twarzy.
-Jesteś zmęczona? - spytał Barty, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Ten uśmiechnął się do mnie lekko i podstawił mi swoje ramię. Ujęłam je i ruszyłam za nim. Zaczął prowadzić mnie schodami na górę, potem zamiast do mojego pokoju poszliśmy jeszcze dalej w górę. Barty przepuścił mnie dopiero przed wielkimi mahoniowymi drzwiami.
Weszłam na mały taras z pięknym widokiem na las i cudownie rozciągające się niebo. Stały na nim dwa wiklinowe fotele z czarnymi, puszystymi poduszkami na sobie.
-Ten taras Reginald wybudował dla ciebie. Stwierdził, że może ci się spodobać - mruknął spokojnie, a ja usiadłam na jednym z foteli.
-Nie wydaje mi się, że cokolwiek mnie do niego przekona - wymamrotałam cicho. Ten kiwnął lekko głową i usiadł koło mnie. Spojrzał w niebo.
-Znasz się na gwiazdach? - spytał głośniej, jakby zdania wypowiedzianego przeze mnie nie było. Oparłam się o oparcie i spojrzałam w niebo. Wyciągnęłam dłoń przed siebie. Kojarzyłam kilka konstelacji.
-To nad nami, to spore, to Andromeda, widać ją tylko na półkuli północnej - mruknęłam kreśląc w powietrzu kształt gwiazdozbioru. Barty kiwnął głową. Rozglądnęłam się i skierowałam dłoń w inną stronę. - To jest Droga Mleczna, a tam w jej środku Kasjopeja - dodałam, a Crouch spojrzał na mnie.
-Tęsknisz za Kroto? - spytał ledwo słyszalnie. Ruszyłam dłonią ponownie i pokazałam inny kształt. Wciągnęłam powietrze.
-To jest gwiazdozbiór Smoka. Kroto zawsze mówił, że gdy tylko coś złego się będzie działo, a jego nie będzie w pobliżu, to Smok będzie mnie chronił przed wszelkim złem. Jak byłam mniejsza to w to bardzo wierzyłam, miałam wrażenie, że to co mówi to prawda - wymamrotałam pod nosem. Ten kiwnął lekko głową. Spojrzałam w stronę Croucha i opuściłam dłoń. - Teraz wiem, że to gówno prawda, ale cholernie za nim tęsknię - przyznałam szeptem. Spuściłam głowę w dół.
-Powinnaś pójść już spać - stwierdził cicho. Kiwnęłam głową i ostatni raz spojrzałam na Konstelację Smoka. Wyszliśmy z tarasu i ruszyliśmy w dół korytarzem. Podprowadził mnie pod mój pokój.
-Obudzisz mnie jutro na śniadanie? - spytałam spokojnie, a ten kiwnął twierdząco głową. Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Zsunęłam z siebie rzeczy i weszłam pod kołdrę. Miałam tylko nadzieję, że nic mi się nie przyśni. Że tej nocy będę miała całkowity spokój.
O dziwo, tak właśnie się stało. Rano poczułam tylko dłonie Bartyego na ramionach.
-Riley, za pół godziny śniadanie - mamrotał trochę zaspany nade mną. Uchyliłam powieki i spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko. Ten dotknął dłonią mojego policzka i przejechał palcami po mojej szyi. - Weasley ma tak dużo szczęścia - wybełkotał i odsunął się ode mnie.
-Zaraz będę schodzić, tylko się ogarnę - stwierdziłam siadając na łóżku. Przetarłam kłykciami oczy, a Crouch zniknął w drzwiach. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam czarne spodnie i czarny sweter. Nałożyłam to na siebie i przed lustrem ułożyłam jakoś w miarę sensownie włosy. Byle tylko nie odstawały na wszystkie możliwe strony. Ruszyłam na dół do jadalni, w której już siedział Crouch, ale nie było jeszcze Reginalda. Usiadłam na swoim wczorajszym miejscu.
-O której ma się zjawić siostra Voldemorta? - spytałam spokojnie patrząc w stronę Bartyego. Ten odłożył kubek, który dzierżył w dłoni na stół.
-W porze kolacji, czyli w sumie kiedy tylko będzie chciała - odparł, a ja kiwnęłam głową. Do jadalni wszedł Reginald w skowronkach.
-Dzień dobry - powiedział z uśmiechem siadając na swoim miejscu. Kiwnęłam mu głową z lekkim uśmiechem. - Od dawna tak dobrze jak dzisiaj nie spałem - przyznał z uśmiechem. - I powiem ci, że myślałem nad tym co powiedziałaś wczoraj. Wiesz co? Zgadzam się - dodał rozweselonym głosem. Pierwszy raz w tym domu uśmiechnęłam się bez cienia fałszu.
-Naprawdę? - spytałam wesoło. Ten kiwnął twierdząco głową. - Nawet nie wiesz jak się cieszę - dodałam radośnie. Ten zaśmiał się i podsunął mi świeże bułki pod talerz. Ujęłam jedną z nich. Kiwnęłam głową w podziękowaniu.
Dzisiaj byłam gotowa na spotkanie całego zła świata, skoro już z dwójką z nich siedziałam i w spokoju jadłam śniadanie. Nic nie mogło zepsuć tego dnia. Przynajmniej tak mi się w tamtym momencie wydawało.
~~~
Wrzucam kolejny, mi się dosyć podoba. Trochę we mnie kwitł, dlatego zapraszam do komentowania i pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Podoba mi się sposób w jaki Riley wchodzi w swoją rolę. Osoba tak spokojna, tak trzeźwo patrząca na świat i która tak wiele przeszła. Nie wydaje mi się żeby sprawiało jej to wielką trudność. Reginald pasuje tu bardzo z jego wyszukanym stylem, przepychem i wstrętem do szlam. Natomiast Barty... Widzę go tu trochę w roli takiego sługusa XD przepraszam, zbyt miły jest ostatnio, to może przez to. Koncepcja z tarasem była przepiękna. Chwila z Crouchem tylko dodała temu uroku.
    Wtyki w Hogwarcie. Skąd my to znamy xd Ale to dobrze. Fred może nie zejdzie na zawał przy najbliższych dniach/ tygodniach.
    Ogólnie cholernie spodobała mi się wypowiedz Barty’iego ‚W porze kolacji, czyli w sumie kiedy tylko będzie chciała’. Śmiechłam xd
    Rozdział bardzo fajny, podoba mi się ta intryga, ale... Mam jedno malutkie tycie ale ;-; Wiem, jak to zabrzmi, bo obie za tym nie przepadamy, ale.. strzel troszeczkę więcej opisów plz ;-; mam wrażenie ze kolacja trwała całe 5 min. Reginald aż emanuje tym arystokrackim smrodem, ale nie poczułam się jak w jego domu i tego mi tam zabrakło c:
    Wiesz, że cię kocham i przebieram nóżkami w oczekiwaniu na następny rozdział 💞
    Weny, pozdrawiam cieplutko c:
    T

    OdpowiedzUsuń