środa, 22 lutego 2017

Rozdział dziewiętnasty

Uchyliłam powieki, dziewczyny powoli zaczynały się zbierać na zajęcia. Dalej rozmawiały o meczu Quidditcha. Wstałam i zaczęłam się przebierać w świeże ciuchy. Czasami słyszałam nazwisko Malfoy, wtedy ukradkiem patrzyłam na czerwieniącą się Granger. Ale tylko tak delikatnie, prawie nie było można tego po niej poznać. Była przezabawna w swojej głupkowatości.
-Widziałaś jak on leciał? Wszystkie mięśnie napięte, szczęście na twarzy - westchnęła Brown o jednym z Gryffonów. Zarzuciłam na siebie bluzę i wzięłam plecak.
-Do zobaczenia na zajęciach - powiedziałam wesoło do dziewczyn i wyszłam z Dormitorium. Patil coś mruknęła równie wesoło, ale już wyszłam. Nie słyszałam.
Zeszłam radośnie na dół po schodach. Na fotelach tym razem nikt nie spał. Wyszłam głównym wyjściem kierując się ku Wielkiej Sali. Freda nie było przy stole, to dziwne. Dawno nie opuścił żadnego posiłku. Usiadłam koło Longbottoma z uśmiechem.
-Witaj Riley, jak się czujesz? - spytał równie wesoło. Nałożyłam na talerz dwa tosty i ujęłam kubek z sokiem dyniowym.
-Cudownie, zadziwiająco dobrze, a ty, Neville? - odparłam radośnie i ugryzłam tosta. Ten zaśmiał się wesoło.
-Ja podobnie. Cudownie widzieć cię w tak dobrym nastroju - stwierdził wesoło Longbottom, a ja pokiwałam głową wesoło. Dojedliśmy śniadanie gadając o pierdołach, lekcjach. Potem wstaliśmy i kontynuując równie ciekawą rozmowę weszliśmy do sali Nietoperza. Dzisiaj lekcje dzieliliśmy z Puchonami, więc usiadłam koło Neville'a. Zamieniliśmy się w słuch.
-Dzisiaj porozmawiamy o Eliksirze Słodkiego Snu - powiedział smętnym głosem Snape. Od razu w górę wystrzeliła dłoń Granger. Severus zręcznie ją omijał wzrokiem. W głowie każdego Gryffona było teraz 'NIECH TYLKO PIŚNIE'. Od samego początku było wiadome, że Nietoperz nie trawi Hermiony. Zawsze jak odzywała sie nieproszona odejmował nam punkty.
Już otwierała usta, Ron kopnął ją w łydkę. Syknęła, ale się zamknęła. Teraz Rudy będzie musiał za nią łazić z czekoladkami przez następny tydzień. CÓŻ.
Lekcja skończyła się na spektakularnym wybuchu kociołka Seamusa Finnigana. NASZ GRYFFOŃSKI PIROTECHNIK. Cała szkoła go znała.
Wyszłam z sali i ruszyłam po korytarzu do kolejnej. Na jednym z parapetów siedział Fred z Angeliną. Nie widziałam jego twarzy, jednak Johnson przyuważyła mnie. Przyciągnęła Weasleya do siebie i zamknęła jego usta pocałunkiem. Uśmiechnęłam się wesoło. Zasługuje na porządną dziewczynę. Weszłam pogodnie do sali Profesora Binnsa. Kolejne lekcje minęły mi szybko.
Weszłam do Wielkiej Sali ponownie. Tym razem Fred siedział tam gdzie zawsze. Zostawił nawet dla mnie miejsce. Ale na Angelinę nawet nie patrzył. Za to ona przewiercała go wzrokiem.
-Hej Weasley, jak życie? - spytałam wesoło i usiadłam koło niego, od razu wzięłąm do ręki widelec i zatopiłam w ryżu. Ten rozchmurzył się.
-Dobrze Hart, a u ciebie? - odparł wesoło. Jakby cała zła energia sprzed chwili z niego wyparowała.
-W porządku - mruknęłam z ustami pełnymi jedzenia. Przełknęłam - Jak tam sprawy z Angeliną? Widziałam was. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi - powiedziałam patrząc na niego z prawdziwym uśmiechem. Byłam szczera, jeden z nielicznych razów w życiu. Tak bardzo się o niego martwiłam, tak chciałam by miał coś od życia. By był z kim kto na niego zasługuje. Angelina jest świetną kobietą. Bardzo ją szanuję. Jednak Fred zastygł z widelcem w połowie drogi do ust. Po chwili położył go na talerzu i znowu jego twarz schmurzyła się.
-To nie ja, to ona. Bez sensu. Myślałem, że nikt tego nie zauważył. Nie wiem co ona sobie wyobrażała - mruknął trochę ciszej. Zdziwiłam się, myślałam, że jak ktoś taki jak Johnson już ma ku tobie to się z nią jest. Sama bym z nią była, gdybym była homoseksualistką, albo chociaż ona mnie chciała.
-Nie podoba ci się? - spytałam równie cicho, trochę zawiedzionym głosem. Ten zamilkł, spojrzał w przestrzeń, po czym wracając wzrokiem ku mnie pokiwał przecząco głową. Westchnęłam i spojrzałam w przestrzeń przed sobą gryząc kawałek kurczaka.
-Jesteś zła? - spytał cicho. Spojrzałam na niego.
-Nie, to twoje życie. Chcę twojego szczęścia, jeśli nie jest wam to pisane to nic. Znajdziesz inną dziewczynę, kogoś kto cię pokocha. Kogoś kto zasługuje na ciebie - powiedziałam i pogładziłam go po policzku. Uśmiechnęłam się szczerze. Ten oduśmiechnął się, a ja wróciłam do jedzenia.
-Poradzę sobie, na razie moim szczęściem jest George, rodzina, szkoła, żarty, Gryffindor, jedzenie i taka jedna, z którą łażę po Hogwarcie szukając Korytarza - stwierdził nabierając ryż na widelec. Wpakował go sobie do ust, a ja spojrzałam na niego.
-Dziękuję - odparłam wesoło i dokończyłam posiłek. Położyłam sztućce obok talerza - Muszę zrobić zadanie na transmutację, więc będę się zbierać do Pokoju Wspólnego. Idziesz też czy jeszcze będziesz jadł? - spytałam wstając z ławy. Ten dopił sok i również wstał. Kiwnęłam rozumnie głową i ruszyliśmy do Gryffonów. 
-Muszę skończyć z George'm kilka wynalazków. Dużo się tego wala po dormitorium. Nie wiedziałem, że mamy tyle rzeczy. Dopiero jak George otworzył szafę, wszystko się wylało i zobaczyłem jakimi zbieraczami śmieci jesteśmy - zaczął się śmiać Fred. Ja również parsknęłam śmiechem.
-Nigdy nie sądziłam, że jesteście jacyś przesadnie porządni, ale żeby aż tak? - odparłam rozweselona. Ten walnął mnie lekko w ramię. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - Też cię uwielbiam - dodałam szczęśliwym głosem.
W pewnym momencie na ścianie, kątem oka zauważyłam przemykający cień. Zwolniłam trochę kroku i zaczęłam iść za cieniem nic nie tłumacząc. Fred nawet nie pytał. Po prostu ujął moją dłoń, wiedział, że to mógł być Korytarz. Wiedział, że nie może mnie znowu opuścić. Wiedział, że ja nie mogę go znowu opuścić. Któremuś z nas może stać się krzywda. Żadne z nas jednak nie chciało do tego dopuścić. Mocno ściskałam jego dłoń idąc do przodu. Powoli robiło mi się coraz goręcej. Co chwilę odwracałam głowę, by spojrzeć czy jeszcze tam jest.
O dziwo, zawsze był. Zatrzymałam się. Było mi za gorąco.
-Ściągnij bluzę. Nigdzie nie odejdę - zapewnił mnie Fred patrząc na mnie bacznie. Pokiwałam głową, a on puścił moją dłoń. Zsunęłam z ramion bluzę, po czym ściągnęłam jeszcze bluzkę. Płuca zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa.
-Teraz ty. Nie odejdę - powiedziałam ściskając w ręce ciuchy. Ten pokiwał głową. Zaczął ściągać górę ubrań. Najpierw bluzę, potem koszulkę. Patrzyłam na jego rude włosy, co chwilę nikły w odmętach ubrań. Ten również zmiął ubrania w jednej ręce i złapał mnie drugą za moją dłoń.
-Idziemy - zakomenderował i ruszyłam znowu do przodu. Nadal co jakiś czas patrzyłam do tyłu. Jego dłoń co jakiś czas ściskała moją, żebym wiedziała, że jeszcze jest. Że jeszcze nie znikł.
Szliśmy tak z pół godziny, może godzinę. Było coraz goręcej. Ciepła posadzka nie parzyła nas tylko ze względu na posiadanie butów w dalszym ciągu na nogach. Kamienie zmieniały barwę na coraz czerwieńszą. Jakby były coraz bardziej surowe... Albo może to przez gorąco. Nie wiedziałam.
Zaczęłam szybciej oddychać, a Korytarz się nie kończył. Był jednak coraz węższy.Szliśmy w samych spodniach, powoli ściany zaczęły się zbliżać. Żar parzył skórę, lekko ją wypalał.
Dalej szłam do przodu, trochę zwolniłam kroku, odwróciłam się jeszcze raz. Na twarzy Freda nie widziałam nic poza skupieniem. Szliśmy już którąś godzinę w prawie całkowitej ciszy. Po przestrzeni roznosił się tylko delikatny odgłos stąpania naszych trampek. Zaczęłam widzieć jakieś pomieszczenie, coś na końcu korytarza. Jednak z ziemi buchnęło tak gorące powietrze...
Zatrząsło mną, prawie upadłam. Odwróciłam się, usta Weasleya były w uchylone, w jego oczach widziałam przerażenie.
-Idziemy? - spytałam tak cicho, że zastanawiałam się czy mnie usłyszał. Ten tylko pokiwał delikatnie głową. Wcisnęłam się między rozżarzone kamienie na ścianach. Zagryzłam wargi, tylko żeby nie krzyczeć. Kawałki skóry zostawały na pojedynczych kamieniach. Wnętrzności zaczynały się spalać. Parłam do przodu. JESTEŚMY TAK BLISKO. Nie odpuszczę. Jednak Korytarz zdawał się nie mieć końca. Mimo, że wyraźnie widziałam puste, białe pomieszczenie to im dalej szliśmy, tym dalej ono było. Zamknęłam oczy na moment. Chyba zemdlałam.
-Riley, Riley, nie umieraj, wstawaj, proszę - mruczał ktoś nade mną jak mantrę, bardzo rzewną mantrę. Wciągnęłam mocno zimne powietrze do płuc i chwyciłam się pierwszego, najbliższego ciała. Uchyliłam powieki. Siedziałam na podłodze na jednym z rzadziej uczęszczanych korytarzy w Hogwarcie. Wtulałam się we Freda. Nadal byliśmy bez górnych części ubrań. Nie chciałam go puścić. Nie chciałam tam wracać...
-Musimy tam wrócić - wybełkotałam mu cicho na ucho. Ten nic nie powiedział, tylko mocniej mnie przycisnął do siebie. Nie protestowałam. Nie miałam siły na to. Po kilku chwilach odsunął się ode mnie.
-To był ślepy zaułek - powiedział cicho patrząc mi w oczy. Pokiwałam głową delikatnie. Ten usiadł obok mnie - Nie udało mi się zabrać twoich ubrań. Przy spotkaniu z podłogą od razu zajęły się ogniem, nie było co ratować - powiedział i podał mi swoją bluzę, sam zakładając koszulkę. Wsunęłam na ciało jego bluzę.
-Jak długo tam byliśmy? - spytałam cicho i zaczęłam powoli wstawać. Ten spojrzał na zegarek, przez moment w przestrzeń, znowu na zegarek i dopiero na mnie.
-7 minut - wyszeptał cichutko, prawie jakby nas nie było tylko chwilę. Tylko jeden moment. Podałam mu dłoń, on też wstał podpierając się swoimi. Ruszyliśmy w ciszy do Gryffonów.
-Nie powinniśmy już nikomu o tym mówić, to zbyt niebezpieczne - mruknęłam już pod obrazem.
-Cytrynowe Dropsy - powiedział Fred, a obraz się odsunął - Dobrze, ale musimy się tam trzymać razem. Obiecaj mi, że jak znajdziesz się w Korytarzu sama to nie pójdziesz dalej, tylko od razu zawrócisz - poprosił patrząc mi w oczy.
-Dobrze, ale ty masz obiecać to samo - odparłam i wyciągnęłam ku niemu mały palec. Ten oplótł go swoim małym palcem.
-Obiecuję - powiedzieliśmy równocześnie, na obu twarzach pojawił się uśmiech i weszliśmy już normalniejsi do Pokoju Wspólnego. Ja poszłam po książkę od Transmutacji, Fred usiadł na jednym z foteli i zaczął przyglądać się rozpiskom George'a, które ten właśnie studiował nad stolikiem. Wróciłam z książką, rozsiadłam się na drugim fotelu. Zaczęłam się uczyć o zamienianiu pióra w różne obiekty. Do wieczora nie padło między mną, a Fredem żadne słowo.
Niczym pakt milczenia, to dobry wybór. Nikogo więcej nie krzywdzić i dbać o siebie wzajemnie.
~~~
No i wracam, mocno z dupy rozdział. Nie wiem jak mi wyszedł, ale tragiczny nie jest.
Zachęcam do komentowania, pozdrawiam.