czwartek, 22 czerwca 2017

Rozdział trzydziesty szósty

Fred pocałował mnie w kark.
-Freddie, podoba mi się - wyszeptał mi na ucho i zaśmiał się. Spojrzałam na zegarek nad palącym się kominkiem.
-O której zaczynacie jeść? - spytałam z uśmiechem. Ten również skierował swój wzrok w tamtą stronę.
-Jeszcze godzina - mruknął. Wysunęłam się z jego objęć.
-Zobaczę do kuchni czy mnie nie potrzebują. Jak nie to pójdę się ubierać - powiedziałam całując go lekko. Ten uśmiechnął się wesoło.
-Spytam George'a czy nie potrzebuje pomocy - odparł i ruszył radośnie do innego pokoju. Weszłam do kuchni spokojnie.
-Pomóc wam w czymś? - spytałam wesoło patrząc na wycierającą ostatnie talerze Ginny i mieszającą jakąś sałatkę Molly.
-Nie trzeba skarbie, idź się ubierać. Zaraz usiądziemy do stołu - odparła wesoło Molly. Pokiwałam głową i ruszyłam do pokoju. Wzięłam czarną sukienkę do łazienki. Umyłam się. Wysuszyłam włosy. Wsunęłam się w sukienkę. Lekko się pomalowałam. Gdy usłyszałam pukanie do drzwi kończyłam malować usta.
-Proszę - mruknęłam i postawiłam błyszczyk na umywalce. Do środka wszedł Fred w jeszcze nie zapiętej koszuli. Uśmiechnęłam się wesoło na jego widok. Ten stanął za mną i przywarł klatką piersiową do moich pleców. Jego usta przejechały po mojej szyi.
-Kocham cię - wybełkotałam cicho i odwróciłam się do niego twarzą. Ten uśmiechnał się wesoło.
-Też cię kocham - powiedział z uśmiechem i pocałował mnie w czoło. - Idziemy? - spytał wesoło. Pokiwałam obok zapinając jego bordową koszulę. Ten uniósł moją brodę do góry i dotknął moich ust swoimi. Potem trochę mocniej. Przywarłam do niego swoim ciałem. Podsadził mnie i usadził na szafce koło unywalki. Oplotłam nogami jego biodra, a rękami kark. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Moje dłonie błądziły po nie do końca zapiętym torsie. Usłyszeliśmy darcie z dołu. Fred pocałował mnie jeszcze raz i puścił. Zsunęłam się z szafki wesoła. Wyszliśmy i zeszliśmy na dół. Usiadłam na poprzednim miejscu przy pięknie przystrojonym stole.
-Kochani, dzisiaj Boże Narodzenie, chciałabym życzyć każdemu z was miłego wieczoru. Może narazie złożymy sobie życzenia i wtedy będziemy jeść - zaproponowała wesoło. Wszyscy się zgodzili. Wstaliśmy. Każdy podchodził do każdego.
Molly życzyła mi wytrwałości. Arthur samych Wybitnych na sprawdzianach. George kreatywności. Ginny, żeby jedzenie nie tuczyło. Ron szczęścia. Bill spokoju. Fleur zdrowia. Percy miłości.
Został tylko jeden Weasley. Tylko mój Fred. Wszyscy jeszcze składali sobie życzenia. On podszedł do mnie. Lekko złapał mnie za dłonie.
-Ley, to nasze pierwsze, ale mam nadzieję, że nie ostatnie święta razem. Dlatego właśnie życzę ci wszystkiego co sobie wymarzysz, zapomnienia o kilku rzeczach, posiadania priorytetów, zrozumienia, miłości do takiego jednego, szalenie w tobie zakochanego i pamiętania, że zawsze na niego możesz liczyć - powiedział cicho patrząc mi w oczy. Uśmiechałam się cały czas.
-Freddie, życzę ci abyś otworzył z Georgem najlepszy sklep w Magicznym Świecie, żebyś nigdy nie stracił poczucia humoru. Wierzę, że zdrowie i kreatywność również ci się przydadzą. Tak samo jak cierpliwość do pewnej osoby, która kocha cię niesamowicie mocno - odparłam, a jego twarz rozjaśnił największy i najszczerszy uśmiech jaki w życiu widziałam. Pocałował mnie lekko i znowu usiedliśmy przy stole. Jego dłoń wylądowała na moim udzie.
Zaczęliśmy jeść tuż po tym jak usiadła Molly. Jedzenie było jednym z lepszych, które dane mi było jeść. Kroto był niesamowitym kucharzem, ale nawet on nie zastąpił matczynego obiadu. Trochę posmutniałam, a na stół położono ciasto.
-Może teraz podzielimy prezenty? - spytała wesoło Ginny. Wszyscy poparli jej pomysł. Ginny wstała i zaczęła rozdawać. Każdy coś dostał, najczęściej z cztery prezenty. Przede mną stały dwie torby i jeden pakunek. W pakunku zobaczyłam bordowy sweter z R na piersi. Uśmiechnęłam się wesoło do Molly.
-Dziękuję - powiedziałam radośnie. Ona tylko się zaśmiała. W kolejnej paczce znalazłam kilka typowo mugolskich kosmetyków. Na kartce z życzeniami podpisano się G&R. Zagadka dosyć szybko się rozwiązała tuż po spojrzeniu na ich zniecierpliwiony wzrok.
-Mogą być? - spytał Ron wesoło.
-Są świetne. Nie trzeba było - odparłam radośnie, a Ron razem z Georgem wyszczerzyli się. Nagle przerwał mi cieszenie się z prezentów okrzyk zaskoczenia Freda. Dostał Błyskawicę. Zobaczył notatkę obok miotły. Po chwili porwał mnie w objęcia. Bardzo mocno przycisnął mnie do siebie.
-Dziękuję. Nie musiałaś - mówił głosem tak radosnym, jak pięciolatek dostający lizaka.
-Weasley, miażdżysz mnie - wybełkotałam mu cicho. Uścisk zelżał i zobaczyłam szczęśliwego Freda z zeszklonymi oczami. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Marzyłem o niej. Jest idealna - stwierdził ze wzruszeniem w głosie. Pogładziłam go po policzku.
-Wiem, teraz napewno zmieciecie Ślizgonów na boisku - zaśmiałam się wesoło. Ten zawtórował mi razem z Georgem, Ronem i Ginny. Wyciągnęłam ostatnią rzecz z torby. To była pięknie zdobiona książka, jednak bez żadnego tytułu, tylko ze złotym hipogryfem na okładce. Otworzyłam ją i zobaczyłam swoje zdjęcie. Byłam maleńka, ledwo co stałam o swoich nogach. Potem były zdjęcia z Blaisem, Astrid, wiele z Kroto. Chyba nawet zbyt wiele. Po policzku chyba spłynęło mi kilka łez, ale nadal uśmiechałam się do dorastających ze strony na stronę dzieciaków.
Na koniec było zdjęcie moje i Freda. Typowo magicznie ruszające się. Ja patrzyłam w obiektyw, a on na mnie. Dawno tak ładnego spojrzenia na nikogo nie widziałam.
Spojrzałam na Freda, który w dalszym ciągu zachwycał się Błyskawicą. Tak niewiele mu było trzeba. Otarłam łzy i schowałam album. Był idealny. Pewnie wyciągnął kopie zdjęć od Zabiniego. Ta szuja musiała mu je dać. Do tego nic mi nie powiedział.
-Jak ci się podoba prezent? - spytał szczęśliwy Fred siadając koło mnie. Wzniosłam wzrok na niego.
-Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć - przyznałam ze szczerym uśmiechem. Ten pogładził mnie dłonią po twarzy. Delikatnie dotknął moich ust swoimi. Odsunął się lekko.
-Jutro mama z tatą lecą na chwilę do rodziców Fleur razem z nią i z Billem. Ginny odwiedza Potter. Ron gości Hermionę - powiedział z uśmiechem. - Będzie o wiele spokojniej - dodał i pocałował mnie w czoło.
-Taka atmosfera bardzo mi się podoba. Ja zawsze byłam tylko z Kroto, dopiero po śmierci ojca Blaise'a przyjeżdżali do nas. Cztery osoby nie równają się tak wielkiej gromadzie wesołych ludzi - odparłam z uśmiechem. Ten pokiwał głową wesoło.
-Ale i tak za nim tęsknisz - wyszeptał cicho, a ja tylko przytaknęłam gestem głowy.
-Zawsze będę - stwierdziłam cicho. Ten położył swoją dłoń na mojej dłoni.
-Tak samo jak będziesz mieć mnie koło siebie - powiedział cicho i zwrócił się głową do rodziny. Znowu zaczął być tym niesamowitym Weasleyem. Duszą towarzystwa. Co było najlepsze? Że o mnie nie zapomniał. Jego dłoń machinalnie gładziła moją. Osobisty Weasley.
~~~
Ten rozdział szedł mi jak krew z dupy. Przepraszam. Nadal jednak pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

środa, 21 czerwca 2017

Rozdział trzydziesty piąty

George wyszedł do łazienki. Spojrzałam na Freda.
-Niektórym Śmierciożercom Astrid bardzo się podobała. Wielu chciało ją posiąść, jednak ojciec Zabiniego bardzo ją kochał i nie dopuścił do tego. Za to jeden zazdrosny o to Śmierciożerca poderżnął mu gardło. Wtedy Blaise musiał zająć się domem. Szybko dorosnąć. Astrid bardzo broniła swojego domu, a szczególnie syna. Tak wyszło, że Zabini mocno musiał się zmienić w ciągu ostatnich kilku lat - powiedziałam ściszonym głosem.
-Zabini ma Mroczny Znak? - spytał ponownie Weasley. Usiadłam koło niego na łóżku.
-Ma, ale nie jest z tego szczególnie szcześliwy. Zrobił to, żeby ochronić trochę bardziej Astrid - odparłam patrząc na niego.
-A David? - mruknął Fred ujmując moją dłoń delikatnie.
-Na początku był przerażony. Chyba nawet ze sobą zerwali na moment. Potem jednak zrozumiał, że kocha go nie ważne kim jest - stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
-Jednak mam z nim sporo wspólnego - powiedział Fred nachylając się nade mną.
-Też kochasz Zabiniego - zaśmiałam się i musnęłam jego usta swoimi.
-Najbardziej na świecie - powiedział Weasley rozbawiony i wpił się w moje wargi. Nie stawiałam oporu. Położył mnie na łóżku i mocno przycisnął do siebie. Położyłam swoje dłonie na jego lędźwiach.
-Dzieci, kolacja na stole - rozległ się krzyk Molly z dołu. Odsunęłam się od Weasleya, który korzystając z okazji zsunął usta na moją szyję.
-Jedzenie jest, wstawaj - wyszeptałam mu cicho do ucha. Ten zaśmiał się i pocałował mnie jeszcze raz.
-Priorytety, rozumiem - odparł wesoło i wstał. Przepuścił mnie w drzwiach i spokojnym krokiem udaliśmy się do jadalni. Usiadłam na miejscu Charliego, który teraz miał się nie pojawić na święta, bo mieli duży transport Rogogonów Węgierskich z Rumunii. Siedziałam między Percym, a Fredem. Molly krzątała się wokół.
-Może pani pomóc? - spytałam spokojnie i uśmiechnęłam się lekko. Ta obdarzyła mnie wesołym uśmiechem.
-Jaka pani? Molly jestem! Możesz przynieść sztućce, są na stole w kuchni przygotowane - odparła wesoło, a ja wstałam i ruszyłam po nie. Faktycznie leżały na stole. Zabrałam wszystkie i wróciłam do ludzi. Zaczęłam rozkładać je koło talerza każdego. Usiadłam po tym znowu przy stole. Molly usiadła tuż po mnie.
-Smacznego - powiedziała z uśmiechem i zaczęła jeść. Tak jak wszyscy. Dostaliśmy zupę dyniową. - Fred mi sporo o tobie mówił moja droga - dodała wesoło patrząc na mnie.
-Same dobre rzeczy - zapewnił mnie radośnie Weasley. Uśmiechnęłam się lekko do obojga. Nie było co mówić w takim razie. To musiała być bardzo krótka rozmowa.
-Opowiadał jeszcze o tym, Kroto? - spytała cicho. Dawno nikt tego tematu przy mnie nie poruszał. Fred szanował, że nie chciałam o tym rozmawiać. Zabini cały czas był obok, ale nic nie mówił. Cichy pakt, tak jak było po śmierci jego ojca. Pokiwałam głową, a mój uśmiech zmalał.
-To akurat niezbyt dobry temat na wesołą kolację - powiedziałam z bladym uśmiechem. Molly zmieniła temat na szkołę, w którym niezbyt się udzielałam. Dojadłam zupę. Kobieta położyła jeszcze na stole jakieś ciasto. Fred położył dłoń na mojej dłoni. Ścisnęłam ją lekko i uśmiechnęłam się bardzo delikatnie.
-Przepraszam - wymamrotał cichutko, a ja pokiwałam głową lekko.
-Nie ma problemu, nie wiedziała - mruknęłam cicho i spojrzałam na wesołą Molly. Jej uśmiech nawet mi się trochę udzielił. Potem kazała nam iść spać, żeby rano wstać i pomóc w Wigilijnych potrawach. Zawołała mnie jeszcze na moment na dół.
-Riley, ja przepraszam, jeśli powiedziałam coś nieodpowiedniego... - mruknęła spokojnie.
-Nic się nie stało, po prostu za dużo się ostatnio stało i rzadko o nim rozmawiam z kimkolwiek. Przy tematach z nim związanych nigdy nie wiem co myśleć - odparłam, a ta pokiwała głową.
-Fred opowiadał. Bardzo mi przykro z tego powodu - dodała, a ja uśmiechnęłam się blado. Na jej twarz wrócił szczery uśmiech. - Ale mam nadzieję, że czujesz się tu dobrze - powiedziała wesoło.
-Bardzo, dziękuję za wszystko - powiedziałam z uśmiechem. Molly zaśmiała się.
-Dobrej nocy skarbie - dodała wesoło, a ja ruszyłam na górę. Weszłam do pokoju Greda i Forge'a. Rozmawiali o jakimś nowym wynalazku. Stali nad stolikiem i coś rysowali. Zsunęłam z siebie spodnie i weszłam pod kołdrę.
-Korba powinna być, może być malutka, ale wtedy będzie o wiele wygodniejsza obsługa - powiedział George, towarzyszyło temu skrobanie ołówka po kartce.
-Zgodzę się na to, jeśli dodamy tutaj koła zębate - mruknął Fred i znowu rozległo się skrobanie ołówka.
-Dobra, będzie wyglądało i działało super - powiedział wesoło George. Fred zaśmiał się radośnie. - Chyba trzeba iść spać - dodał, a ja skuliłam się w łóżku z zamkniętymi oczami.
-Rano jeszcze porozmawiamy, jest za późno - stwierdził Fred. Usłyszałam zsuwanie spodni, kilka kroków i ktoś władował się na łóżko. Po chwili drugie też skrzypnęło.
-Ta korba wiele zmieni - mruknął jeszcze George, a Fred zaśmiał się lekko. Jego klatka piersiowa już dotykała moich pleców. Poczułam chwilowe trzęsienie się jej.
-Dobrej nocy - powiedział Fred i pocałował mnie w kark lekko. Objął mnie dłonią. Splotłam jego i moją razem. Szybko zasnęłam.
W snach powracały obrazy z Ministerstwa. Sytuacje, w których znajdywali Kroto. Byłam biernym obserwatorem. Jak w momencie jego śmierci. Nie mogłam kompletnie nic zrobić. Nadal cholernie go kochałam.
-Wstawaj Ley - usłyszałam cichutki głos w głowie i kogoś usta na moim czole. Uchyliłam powieki. Ujrzałam nade mną mojego ulubionego rudzielca.
-Cześć Fred - odparłam zaspanym głosem. Ten pogładził mnie po włosach i usiadł koło mnie.
-Mama porozdzielała obowiązki. Ron i George dekorują dom girlandami i innymi pierdołami. Percy i Will mają odśnieżyć ścieżkę. Fleur, Ginny i mama od rana gotują. Tata sprząta, zazwyczaj używa zwykłego zaklęcia. My mamy przynieść i ubrać choinkę - powiedział z uśmiechem. Przetarłam oczy siadając na łóżku.
-Dostaliśmy najlepszą robotę - stwierdziłam z uśmiechem i pocałowałam go lekko. Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Narzuciłam jakieś dresy i sweter z wielkim F na piersi.
-Wyglądasz ślicznie - stwierdził właściciel swetra kiedy wiązałam włosy w kucyka. Zaśmiałam się i znowu go pocałowałam.
-Idziemy? - spytałam wesoło. Ten pokiwał głową i ruszyliśmy do piwnicy. Po drodze wszystkim mówiłam wesołe dzień dobry. Weszliśmy do piwnicy, w jednym z pomieszczeń było wielkie drzewko ofoliowane, żeby się nie zniszczyło.
-Ja wezmę choinkę, ty weź ozdoby - powiedział Weasley chwytając zręcznie duże drzewko. Rozglądnęłam się i ujrzałam w kącie spore pudło z napisem 'ozdoby świąteczne'. Wzięłam je i ruszyłam za Fredem do salonu, gdzie miała stanąć choinka. Postawiłam pudło na czystej podłodze i pomogłam Fredowi ustawić prosto drzewko.
-Teraz jest dobrze - mruknęłam chwytając za jeden z końców folii. Zaczęłam ją ściągać z choinki. Fred wrzucił ją potem do kosza. Weasley zaczął podawać mi ozdoby, które miałam spokojnie wieszać. Jakoś udało mi się niczego nie rozbić. Mieli bombki z imionami wszystkich domowników. Uśmiechnęłam się na ten widok. Każdy tu był ważny. Wyciągnęłam na końcu z pudła czubek choinki. Fred wziął mnie na ramiona. Posadziłam ozdobę na górze choinki i poprawiłam kilka bombek. Fred zsunął mnie z ramion. Znowu między nami nie było prawie żadnej przestrzeni.
-Jesteśmy zgraną drużyną - powiedział cicho i zatknął mi uciekający kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęłam się lekko.
-Zdecydowanie najlepszą - odparłam równie cicho. Jego usta delikatnie musnęły moje. Położył dłonie na moich biodrach. Swoje zaś splotłam na jego karku. Nagle z kuchni rozległ się dźwięk spadającego metalu i w chwilę po tym gromki śmiech. Odsunęłam się od Weasleya.
-Teraz będą tamtym zajęci. Proszę cię Leeeey - mruknął mocno przeciągając moje przezwisko.
-Chodź Weasley, jeszcze nie raz będzie na to czas - powiedziałam ze śmiechem i ruszyłam do kuchni. Na podłodze siedziała umazana w cieście Fleur. Ginny stała obok i prawie kuliła się ze śmiechu. Molly tak samo. Stanęłam koło Arthura.
-Ja tu sprzątałem - mruknął kręcąc głową z politowaniem. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Z kobietami to są same problemy - wtrącił się wesoło Weasley oplatając swoje dłonie wokół mojego brzucha.
-Ale to właśnie faceci widzą te problemy - odparłam ze śmiechem kładąc swoje dłonie na jego. Pocałował mnie lekko w kark i wyszliśmy do salonu.
-Została jeszcze jedna rzecz. Sprawdzimy czy światełka działają? - spytał z uśmiechem. Wyglądał jak wesoły pięciolatek, który właśnie dostał dużego lizaka.
-Sprawdzaj - powiedziałam i odsunęłam się lekko od choinki. Ten wszedł za nią i zaczął podłączać jakieś kable. Nagle choinka zabłysła milionem światełek. Uśmiechnęłam się na ten widok.
-Działają? - spytał Weasley zza choinki.
-Są idealne - odparłam trochę ciszej, a on wyszedł zza drzewka. Przyjrzał się naszemu dziełu.
-Faktycznie jest śliczne - powiedział patrząc na mnie. Zaśmiałam się lekko. Ten znowu splótł swoje ręce na moim brzuchu.
-Wesołych Świąt Ley - wyszeptał mi na ucho cichutko. Uśmiechnęłam się szczerze.
-Wesołych Świąt Freddie - odparłam cichutko. W tamtym momencie byłam zachwycona jedną rzeczą. Tym, że to wcale nie był sen.
~~~
Wracam, kolejny rozdział. Bardzo uroczy, wesoły, taki trochę inny. Jednak zapraszam do komentowania i pozdrawiam.

środa, 14 czerwca 2017

Rozdział trzydziesty czwarty

Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Wyjedźmy gdzieś - wybełkotałam cicho. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
-Gdzie? Kiedy? - spytał równie cicho. Wzruszyłam lekko ramionami. - Najbliżej są Święta Bożego Narodzenia. Pojedziesz ze mną do Nory? - dodał przykładając usta do mojej skroni. Uśmiechnęłam się blado.
-Twoja mama się zgodzi? - mruknęłam cicho.
-Spytam, ale jestem pewien, że się zgodzi - odparł, a ja tylko pokiwałam głową.
Tak minęło półtora miesiąca, podciągnęłam się w stopniach. Spokojnie żyłam z wszystkimi profesorami. Wydaje mi się, że przed tym wszystkim czas zabierało mi myślenie o zemście na ludziach, którzy zabili Kroto. Teraz powoli to opadało. Teraz chciałam, żeby ich złapali, ale moja żądza zemsty zdecydowanie się zmniejszyła. Co do Ministerstwa to przysłali mi dwa listy. W pierwszym mówili, że mają trop, może to być związane ze Śmierciożercami. W drugim pisali, że chyba znaleźli mojego ojca. Chcieli wiedzieć czy chciałabym się z nim spotkać. Odpisałam jak najszybciej, żeby w żadnym wypadku nie mówili mu niczego o mnie, moich bliskich. Że zdecydowanie nie chcę go znać.
Weasleyowie wrócili do robienia żartów. Molly zgodziła się mnie przyjąć. Chciałam zrobić Fredowi niespodziankę na święta. Całe życie marzył o Błyskawicy, mimo że nigdy się do tego nie przyznawał. Widziałam z jaką zazdrością patrzył na Malfoya.
Napisałam do Molly długi list, w którym opisałam co chcę zrobić, co czuję do Weasleya i to, że potrzebuję w tym pomocy. Była ciepłą kobietą, powiedziała, że mi pomoże. Może kupić Błyskawicę i schować ją. Potrzebowała tylko pieniędzy. Kroto nie zapomniał mnie dobrze w nie wyposażyć. Od małego dzieliliśmy jedno konto w Gringocie. Wiedział, że kiedyś umrze, więc już od małego mnie przyzwyczajał do samotnego życia.
Właśnie dopakowywałam ostatnie rzeczy do plecaka. Hermiona była średnio zadowolona, że będę zamieszkiwać u Weasleyów. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Złapałam za podłużną paczkę i wybiegłam z dormitorium. Trochę taranowałam ludzi. Wreszcie dobiegłam do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Weszłam i rozglądnęłam się po ludziach. Ujrzałam Bell. Podeszłam do niej kulturalnie.
-Witaj Bekah - powiedziałam radośnie, a ona odwróciła się z uśmiechem.
-Riley, właśnie miałam do ciebie iść - odparła równie wesoło. Zaśmiałam się lekko.
-Bell, jako że zbliżają się święta i w ogóle, mam coś dla ciebie. Jestem bardziej niż pewna, że ci się spodoba - powiedziałam wesoło. Ta uśmiechnęła się.
-Wiesz? To dobrze się składa, też mam coś dla ciebie. Zaraz to przyniosę - powiedziała i pobiegła do dormitorium. Poprawiłam wstążkę na prezencie i znowu schowałam go za plecami. Z góry schodziła Bekah, też trzymała coś za plecami. Wyciągnęłam rękę z butelką Ognistej przewiązaną złoto-czerwoną wstążką. Bekah zaczęła się śmiać. Zza pleców wyciągnęła dla mnie ten sam prezent, tylko przewiązany srebrno-zieloną.
-Czyli jednak ci się podoba - zaśmiałam się odbierając swój prezent.
-Zawsze o takiej marzyłam - odparła rozbawiona Bell. - Wesołych Świąt Hart - dodała z uśmiechem.
-Wesołych Świąt Bell, dziękuję za prezent - powiedziałam wesoło.
-Ja tobie również - odpowiedziała Bekah. Ruszyłam z uśmiechem do drzwi wyjściowych. Jeszcze raz pomachałam jej dłonią i ruszyłam biegiem do swojej Wieży. Wpadłam do dormitorium, które było puste. Wzięłam plecak i dwa ładnie opakowane prezenty. Rozglądnęłam się po pokoju i ze spokojnym uśmiechem ruszyłam na dół. Weszłam na peron. Większość uczniów już weszła. Hagrid pomagał ostatnim pierwszoroczniakom w wejściu do pociągu. Podeszłam do niego z uśmiechem.
-Wesołych Świąt Hagridzie - powiedziałam wesoło. Pół-olbrzym spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Tobie również Hart, pozdrów ode mnie Molly - odparł wesoło. Pokiwałam głową wesoło i weszłam do pociągu. Pomachałam mu ze środka i zaczęłam chodzić po pociągu. Widziałam przedział z moimi ulubionymi Ślizgonami i Pansy. Uśmiechnęłam się wesoło do Blaise'a. On na moment wyszedł z przedziału.
-Cześć Ley, co tam? - spytał wesoło dzierżąc coś za plecami.
-Mam coś dla ciebie na święta Zabini - odparłam wesoło. Podałam mu jeden z pakunków. Ten wyciągnął zza pleców inny.
-A ja dla ciebie. Otwórz w Norze - powiedział i przytulił mnie mocno. - Jak tylko będziesz miała chwilę to przyjedź. Mama się ucieszy - powiedział mi na ucho. Mocno go przytuliłam.
-Przyjadę, stęskniłam się za Astrid - wyszeptałam cichutko. Odsunęłam się od niego.
-Kocham cię, zachowuj się tam. Powodzenia - mruknął z uśmiechem.
-Też cię kocham, jeszcze przed wyjazdem cię złapię na peronie - odparłam wesoło. Kolejne szczere wyznanie. Ten uśmiechnął się, a ja ruszyłam dalej. Rozglądałam się po przedziałach. Wreszcie ujrzałam dwie rude, rozbawione głowy. Siedzieli we dwoje na potrójnym miejscu. Na przeciw cisnęli się Bell, Johnson i Jordan. Nie byłam do końca pewna czy faktycznie mnie tam chcą. Fred jednak mnie zauważył i klepnął ręką w miejsce obok siebie. Wsunęłam się do środka. Położyłam plecak na półce. Starsi rozmawiali o meczach Quidditcha.
-Jak wrócimy to tak nakopiemy Ślizgonom - zaśmiał się George. Inni mu zawtóriwali rozbawieni. Usiadłam koło Freda. Splotłam nogi na siedzeniu. Fred położył dłoń na moim udzie. Wsunęłam słuchawki w uszy i puściłam na odtwarzaczu jakąś mugolską muzykę. Położyłam moją dłoń na jego i spojrzałam w okno. Krajobraz mijał spokojnie. Bell gdzieś wyszła, Jordan zasnął na ramieniu Johnson, która rozmawiała z bliźniakami. Fred pocałował mnie w skroń lekko. Uśmiechnęłam się blado i spojrzałam na niego ściągając jedną ze słuchawek.
-Co tam? - spytałam z uśmiechem.
-Cieszę się, że z nami jedziesz - powiedział cicho i pogładził mnie po dłoni. Uśmiech zagościł na jego twarzy.
-Dziękuję - wybełkotałam cicho i pogładziłam go po twarzy. Nagle rozległy się gwizdy lokomotywy. Odsunęłam się i zaczęłam wrzucać rzeczy do plecaka. Lokomotywa zatrzymała się na peronie. Zarzuciłam na siebie płaszcz i ruszyłam z plecakiem i torbą na zewnątrz. Fred szedł tuż za mną. Ujął moją dłoń lekko. Wyszliśmy z pociągu. Rozglądnęłam się po peronie. Zobaczyłam Astrid w tłumie.
-Zaraz przyjdę - powiedziałam cicho i ruszyłam do kobiety. Gdy tylko mnie zobaczyła na jej twarzy wykwitł uśmiech. Mocno się w nią wtuliłam.
-Riley, cześć kochanie - powiedziała mocno mnie przytulając. Odsunęła mnie od siebie na długość ramion. - Wyglądasz ślicznie - dodała z uśmiechem i znowu mnie przytuliła.
-Tak miło mi cię widzieć - powiedziałam w jej ramię.
-Przykro mi z powodu Kroto. Przepraszam, że nic nie pisałam - dodała, a ja tylko pokiwałam głową lekko. Odsunęłam się.
-W wolnej chwili przyjadę do was - powiedziałam z uśmiechem i wręczyłam jej torbę. - A to tak na wszelki wypadek - dodałam z uśmiechem. Ta pokiwała z politowaniem głową i pocałowała mnie w czoło.
-Do zobaczenia Riley i wesołych świąt - powiedziała z uśmiechem. Ruszyła do samochodu. Za nią stał Blaise.
-Wesołych Świąt - powiedziałam, a Blaise mocno mnie przytulił.
-Do zobaczenia Hart - odparł i zaśmiał się. Skierowałam swoje kroki ku dużej grupie rudowłosych ludzi. Stanęłam koło nich.
-Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem. Molly odwróciła się ku mnie i mocno mnie uściskała.
-Dzień dobry moja droga, jak podróż? - spytała i odsunęła się. Była wesoła i bardzo rozemocjonowana.
-Bardzo przyjemnie - odparłam wesoło, a ta pokiwała z uśmiechem głową. Zaczęła o czymś mówić do Arthura. Fred ujął znowu moją dłoń
-To była mama Blaise'a? - spytał spokojnie. Pokiwałam głową.
-Nazywa się Astrid, jest cudowną kobietą - odparłam z uśmiechem.
-A jego ojciec? - spytał, mój uśmiech lekko zmalał.
-Może później ci opowiem - stwierdziłam z lekkim uśmiechem i ruszyłam za Molly. Na parkingu stał Ford Anglia. Wydawał się dość mały.
-Musicie się w sześć osób zmieścić - powiedziała Molly z uśmiechem. Ginny usiadła George'owi na kolanach. Ja siadłam na Freda, a Percy i Ron cisnęli się na jednym siedzeniu. Arthur prowadził bardzo dobrze, dopiero gdzieś na skraju lasu wzbiliśmy się w powietrze. Wreszcie dojechaliśmy do Nory. Z uśmiechem wyszłam z samochodu. Złapałam za swój plecak i ruszyłam za Fredem do środka. Śnieg skrzypiał mi pod nogami. Dawno nie czułam się tak dobrze w jakimś miejscu. Wszędzie wokół był las i długie, rozległe pola.
-Wszyscy zanoszą kufry do siebie. Zaraz kolacja. Riley, śpisz na łóżku Freda, on sobie rozłoży materac na podłodze - powiedziała z uśmiechem. Pokiwałam głową.
-Dziękuję - odparłam i ruszyłam za bliźniakami. Na drewnianych drzwiach mieli wypisane 'Gred&Forge'. Uśmiechnęłam się na ten widok. W pokoju był porządek i dużo wszystkiego na szafkach. Dosłownie wszystkiego. Położyłam plecak pod ścianą i podeszłam do pierwszej lepszej szafki. Kilka gumowych uszu, dużo słodyczy, wiele kabli i reszta niezidentyfikowanych na pierwszy rzut oka rzeczy.
-Pracujemy nad kilkoma rzeczami - powiedział George wesoło.
-Widzę właśnie, mają potencjał - powiedziałam i odwróciłam się do niego z uśmiechem.
-Kiedyś otworzymy taki sklep jaki ma Zonk - dodał Fred rozpakowując kufer.
-To byłby najlepszy sklep w całym Magicznym Świecie - stwierdziłam zachwycona. Ten zaśmiał się wesoło.
Wreszcie poczułam się jakby prawie wszystko było dobrze. Tak jak powinno być od dawna.
~~~
Widać, że naprawdę się nudzę w Nowym Jorku. Jednak z tego rozdziału dosyć się cieszę. Sporo się działo, długi czas przeskoczyłam. Wydaje mi się, że to dobry czas na taki ruch. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

czwartek, 8 czerwca 2017

Rozdział trzydziesty trzeci

Do pomieszczenia wszedł Kingsley ze szklanką wody. Postawił ją przede mną. Upiłam trochę.
-Nigdy nie miała pani wrażenia, że pan Kroto coś przed panią ukrywa? - spytał starszy człowiek. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Każdy ma swoje tajemnice, ale zawsze wydawało mi się, że mówił mi wszystko - wybełkotałam cichutko. Ten pokiwał głową spokojnie.
-Mamy pewien trop co do tego kto mógł to zrobić. Mimo wszystkiego co pan Kroto zrobił zabijać czarodziejów nadal nie można - stwierdził starszy mężczyzna. Wlepiałam wzrok w jeden punkt na końcu pokoju. Nadal nie potrafiłam w to uwierzyć.
-Jestem jeszcze potrzebna? - spytałam wracając wzrokiem na nich. Kingsley zebrał wszystkie rzeczy do teczki.
-Nie, już nie. Będziemy panią informować. Jeśli ma pani jeszcze jakieś rzeczy lub informacje, które mogą się przydać - mruknął, a ja wyciągnęłam listy i naszyjnim z plecaka. Wstałam z siedzenia.
-Dziękuję, do widzenia - mruknęłam i wyszłam. Spojrzałam na Zabiniego. - Wracamy - dodałam poważnym tonem. Ten pokiwał głową i ujął moją dłoń. Wróciliśmy tą samą drogą. Maggie z informacji wlepiała wzrok w tyłek Zabiniego niby ukradkiem. Weszłam pierwsza w ogień. Wyszłam w gabinecie McGonagall. Ta wstała zza biurka.
-Jak ci poszło? - spytała spokojnie. Wyszłam przez drzwi. Zabini, który pojawił się w chwilę za mną usiłował cokolwiek wytłumaczyć. Nie wiedział nic. Pobiegł za mną i znowu ujął moją dłoń. Narazie sama musiałam sobie to poukładać. Poszliśmy do jego dormitorium. Nie było tam nikogo. Jeszcze przez jakieś dwie godziny nikogo nie będzie. Zabini wziął jakąś książkę i położył się w łóżku. Obok zrobił mi trochę miejsca. Wpakowałam się koło niego i przytuliłam się do jego boku. On objął mnie ramieniem. Chyba zamknęłam oczy. Cały dzisiejszy dzień mnie zmęczył. Zniszczył psychicznie. Kiedy uchyliłam powieki nadal czułam, że Blaise mnie przytula do siebie. Rozmawiał z kimś.
-Obudziła się - powiedział znajomy mi głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Davida. Siedział na łóżku koło łóżka Zabiniego. Nie wydawał się zły moją obecnością. Usiadłam na łóżku. Blaise nadal obejmował mnie w pasie.
-Opowiesz co się stało? - spytał gładząc mnie po plecach. Wciągnęłam powietrze i powoli je wypuściłam z płuc.
-Na początku Kingsley zapytał mnie o to jak Kroto zginął. Potem jak to się wszystko zaczęło. Powiedziałam moją wersję, którą on uznał za błędną. Według Ministerstwa Kroto mnie porwał, miał obsesję na moim punkcie. Moja mama nie zginęła, bo mnie urodziła, a dlatego, że pozwoliła mnie zabrać - wybełkotałam patrząc w stronę okna. Na krótką chwilę ręka Blaise'a na moich plecach zamarła.
-Wierzysz w to? - spytał cicho, a ja wzruszyłam lekko ramionami.
-Już nie wiem w co mam wierzyć - odparłam i westchnęłam głęboko. - Bardzo go kochałam i kocham. To się nie zmieni, ale z jakich pobudek to wszystko się stało? Nie ważne - dodałam, a Blaise uśmiechnął się lekko. - Mają mnie o wszystkim informować co do postępowania prawnego - mruknęłam. Ten pokiwał głową, a ja wstałam.
-Idziesz już? - spytał David.
-Tak, nie chcę wam przeszkadzać. Położę się u siebie - odparłam z lekkim uśmiechem. Podeszłam do drzwi. - Dziękuję -dodałam i zniknęłam w drzwiach. Ruszyłam trochę pewniejszym krokiem ku wyjściu. Wyszłam z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nogi od razu zaniosły mnie do mojego dormitorium. Nie zwracałam na nic uwagi. Ktoś chyba bełkotał moje imię od strony foteli. Wsunęłam ciało do dormitorium i położyłam się na łóżku. Nie było tam nikogo. Dziewczyny gdzieś siedziały po ludziach. Do drzwi ktoś zapukał. Słyszałam tylko otwierające i zamykające się drzwi.
-Ładnie to tak ignorować własnego chłopaka? - spytał tak dobrze znany mi głos. Spojrzałam na niego pustymi oczami. Usiadł koło mnie na moim łóżku. Przesunęłam się trochę, a Fred położył się obok. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
-Ministerstwo twierdzi, że Kroto obserwował moją matkę i porwał mnie, bo miał obsesję. Mają zdjęcia, dowody. Coraz bardziej im wierzę, ale nadal bardzo go kocham. Mimo wszystko, mimo że to może być prawda. Czy to normalne? - spytałam wodząc wzrokiem za moją dłonią gładzącą go po brzuchu.
-Ley, tak mi przykro - powiedział cicho Weasley i pocałował mnie w czubek głowy. Ten objął mnie i przytulił mnie do siebie lekko.
-Nie ma potrzeby, był dobrym człowiekiem. Dobrze mnie wychował, nigdy nie było mi źle. Mimo że będę mieć żal do niego o to wszystko, o ile to prawda, nadal będzie moją słabością. Nadal bedę cholernie tęsknić. Kiedy kogoś zabraknie oceniamy to po pustce jaka po nim została  - mruknęłam cicho, a on prawie bezgłośnie westchnął. Spojrzałam mu w oczy.
-Pamiętaj, że zawsze masz też mnie - powiedział cicho. Uśmiechnęłam się blado i pogładziłam go po twarzy. - Ley, muszę ci coś powiedzieć. Może i będzie to bardzo patetyczne. Może nie będziesz chciała mi tego samego powiedzieć - mruknął i podrapał się po głowie lekko. Już otwierał usta.
-Też cię kocham Weasley - wyszeptałam cicho. Tym razem była to całkowita prawda. Nie mówiłam tego nikomu tak naprawdę prócz Kroto. Nie lubiłam tego mówić. Za dużo w tym mocy, w dwóch słowach. Są jak obietnica, której trzeba dotrzymać. Jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. Pogładził mnie po policzku delikatnie. Uśmiechnęłam się blado i znowu zaczęłam wodzić wzrokiem za ręką gładzącą go po brzuchu.
Do dormitorium weszła Hermiona. Nie przejmowałam się tym wcale.
-Cześć Fred - powiedziała Granger i usiadła na swoim łóżku. Fred chyba drgnął, aby jej kiwnąć głową. - Jak było na przesłuchaniu Riley? - dodała równie obojętnym tonem. Nie wzniosłam wzroku na nią.
-Było super. Jedno z lepszych doświadczeń w życiu. Gorąco polecam - mruknęłam i westchnęłam głęboko. W uszach dźwięczał mi mój pusty głos.
-Nie musisz być taka sarkastyczna - burknęła Granger. Ugryzłam się tylko w język nie chcąc jej tak bardzo wyklinać. Nie dzisiaj.
-Zaraz będzie kolacja, idziemy? - spytał Weasley spokojnie. Pokiwałam twierdząco głową, ale nie ruszyłam się ani milimetr. - Ale do tego trzeba wstać -dodał lekko rozbawiony. Zsunęłam nogi z łóżka i wstałam. Wcisnęłam dłonie w kieszenie. - Idziesz Hermiono? - spytał Weasley przystając.
-J-Ja zaraz przyjdę - powiedziała niepewnie. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z dormitorium. Po schodach już się wspinał Ron.
-To na ciebie Hermiona czeka - zaśmiał się Fred. Mi się nawet udało lekko uśmiechnąć. Ron lekko się zaczerwienił na twarzy.
-Tak wyszło - powiedział tylko i zniknął w drzwiach dormitorium. Ruszyliśmy spokojnie do Wielkiej Sali. Usiadłam na swoim niezmiennym miejscu, między bliźniakami Weasley. Nawet nie wiedziałam ile dziewczyn tak bardzo mi tego miejsca zazdrości.
-Zjesz coś? - spytał Weasley nakładając sobie tosta na talerz. Nałożył mi też jednego. Spojrzałam na niego, wyglądał w porządku. Nic nie ciekło z niego, nic nie pełzało. Ugryzłam. Skrzywiłam się. Wyplułam. Popiłam wodą.
-Jednak nie zjem - powiedziałam patrząc na maź wokół wyplutego tosta. Ten pogładził mnie po udzie lekko.
-Jak skończę to pójdziemy po normalne jedzenie - mruknął spokojnie i dojadł swojego tosta. Dopił sokiem dyniowym. Rozglądnęłam się po Sali. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. O dziwo, ich dosyć spora radość nie denerwowała mnie wcale. Nie było we mnie prawie żadnych emocji. Pustka jednak bolała najbardziej. Czy jeśli Kroto by żył dalej brnął by w te domniemane kłamstwa?
Spojrzałam na Freda. On lekko się uśmiechnął. Skończył tosta. Wstał od ławy i ruszył do drzwi. Przepuścił mnie w przejściu i zaczął prowadzić mnie jakimiś korytarzami. Spokojnie szłam za nim. Ufałam mu. Byle potem mi nie powiedział, że ma obsesję na moim punkcie, bo urodziłam się tego samego dnia, kiedy ważna osoba mu umarła! Zatrzymałam się i osunęłam się po ścianie za mną. Ukryłam twarz w dłoniach.
-Ley, co jest? - spytał Weasley kucając koło mnie. Spojrzałam na niego. Starałam się zachować poważną twarz. Tak naprawdę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaczynam mieć paranoję. Całe życie ufałam jednemu człowiekowi, nagle się okazuje, że wcale może nie był taki za jakiego go uważałam.
-Nie wiedziałam, że coś tak małego może mnie tak zaboleć - mruknęłam cicho, a on pogładził mnie po policzku. Chyba wypłakałam wszystko w ostatnich dniach. Fred usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. To była jedna z tych rzeczy, za które byłam mu wdzięczna. Jednak z tyłu głowy mimo że wiedziałam, że to wszystko się spieprzy miałam światowi za złe, że ma to tak wielkie oddziaływanie na ludzi tak mi bliskich.
~~~
Szybki rozdział. Trochę bez sensu, niewiele wyjaśnia, jednak zapraszam do komentowania.

Rozdział trzydziesty drugi

Leżałam wtulona w nagą klatkę piersiową Freda. Ten gładził mnie po plecach. Za oknem było już ciemno i zimno. Spojrzałam na jego twarz.
-Powinnam już iść - wymamrotałam cicho, mimo że nikogo nie było w dormitorium prócz nas. Pogładziłam go po nagiej klatce piersiowej.
-Nie idź, pewnie jutro dopiero po obiedzie, a może później się zobaczymy. Chcę się jeszcze tobą jeszcze nacieszyć - wymamrotał w moje włosy. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na niego. 
-Wierzę, że będzie dobrze - powiedziałam cicho, a ten tylko przytaknął. Co innego miał w sumie zrobić? Zapewnić, że wszystko będzie dobrze? Po co? W moim życiu co jakiśczas wszystko się pieprzy. Dojdzie pewnie do tego, że jedną z tych rzeczy lub wydarzeń będzie właśnie mój związek z Weasleyem. Nie potrafię utrzymywać przy sobie ludzi. Tak bardzo się dziwię, że mimo wszystko on nadal jest przy mnie. Można o nim pisać w wypracowaniach 'Moim superbohaterem jest...'. Znalazłabym milion powodów, na tym zapewne by się nie skończyło, milion byłby dopiero marnym wstępem. 
-Riley, masz tam na siebie uważać - mruknął cicho przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej. Zacisnęłam lekko powieki i pokiwałam głową. Do dormitorium wszedł George. Uśmiechnął się do nas lekko.
-Zaraz wychodzę, nie ma problemu - powiedział spokojnie. Ja usiadłam na łóżku.
-I tak właśnie wychodziłam. Jutro ważny dzień - odparłam z uśmiechem i nasunęłam na siebie koszulkę, która leżała koło łóżka. Widziałam przelotny wzrok George'a i czułam dłoń Freda spoczywającą na moim udzie. Nachyliłam się nad nim i jeszcze raz dotknęłam swoimi ustami jego. Poczułam jego uśmiech na moich wargach i odsunęłam się. 
-Do jutra Ley - powiedział z uśmiechem, a ja ruszyłam do drzwi. 
-Nie nazywaj mnie tak - mruknęłam patrząc na niego. Ten uśmiechnął się lekko, a ja westchnęłam z politowaniem. Wyszłam z jego dormitorium. Coś jeszcze bełkotał, ale szybko zbiegłam na dół. Nie obchodziły mnie fotele, chciałam się wyspać. Weszłam po schodach na górę i wsunęłam zmęczone ciało do dormitorium. Zasnęłam zaraz po wejściu pod kołdrę. 
Tej nocy nie śniło mi się nic, może moje koszmary senne wiedziały, że wszystko ma się spierdolić i dlatego dzisiaj mnie opuściły? Obudził mnie dotyk dłoni na twarzy. Uchyliłam powieki i ujrzałam wesołe oblicze rudzielca. 
-Witaj Riley, położyłem ci śniadanie na stoliku nocnym. Musisz na siebie uważać - dodał, a ja przyciągnęłam go do siebie mocno. Jego usta wpiły się w moje, był rozbawiony. Jego ciało było blisko mojego. Już nie był tak delikatny jak na początku, teraz wcale mnie to nie obchodziło. Ułożył swoje dłonie na moich biodrach okrytych jedynie zbyt dużą i bardzo starą koszulką Kroto. Ten odsunął się ode mnie na moment. Moje usta dotykały jego brody. - Ley, muszę iść na eliksiry - wybełkotał, po czym znowu wrócił ustami do moich. 
Nagle przestałam. Położyłam się na poduszkach i spojrzałam na niego.
-Możesz przecież iść. Czy ja cię zatrzymuję? - spytałam patrząc na jego iskrzące się oczy i dłonie spoczywające pod moją koszulką. Jego lewe udo znajdowało się między moimi. Ten jęknął lekko i pocałował mnie w brodę.
-Ley, potem skończymy, narazie i tak mam przewalone u nietoperza - mruknął wstając z mojego łóżka. Dopiął spodnie i poprawił koszulkę. Włosy zostawił w nieładzie. Uśmiechałam się do tej wersji Freda. 
-Obiecujesz? - spytałam nakrywając się kołdrą. Ten nachylił się nade mną i pocałował jeszcze raz. Ruszył do wyjścia.
-Obiecuję - odparł i wyszedł z dormitorium. Zaśmiałam się lekko i zaczęłam jeść śniadanie. Tym razem było tylko trochę zimne, lekko gumowe, ale nie wychodziły z niego robaki czy jakaś niezidentyfikowana maź. Niewiele ze śniadania przeszło mi przez gardło. Dopiłam to wodą i wstałam. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam czarne spodnie i czarną koszulkę. Nie będę się specjalnie starać, to tylko przesłuchanie. On zawsze wiedział jak bardzo go kocham i szanuję. Że nie ma lepszej osoby w moich oczach, niż on.
Weszłam pod prysznic chcąc wszystko powoli sobie ułożyć. Wysuszyłam po tym włosy. Zaczęłam pakować do małego plecaka potrzebne rzeczy. Wzięłam listy od niego, zdjęcie mamy i naszyjnik. Może się przydadzą.
Założyłam na siebie ciuchy, wyglądałam naprawdę porządnie. Takiej Hart mi brakowało. Miałam jeszcze trochę czasu zanim przyjdzie Zabini. Przeczytałam listy jeszcze raz, by na pewno się nie pomylić, jeśli o nie zapytają. Do mojego dormitorium ktoś zapukał. Klamka się poruszyła i do środka wszedł Zabini. Miał piękną, czarną koszulę i czarne spodnie. Wyglądał bardzo dobrze.
-Gotowa? - spytał z uśmiechem. Pokiwałam głową wesoło i wstałam z łóżka. Zabini zabrał mi plecak i ruszyliśmy do gabinetu McGonagall.
-Dziękuję, że ze mną idziesz - powiedziałam cicho, a ten ujął moją dłoń.
-Dla ciebie wszystko - odparł i przepuścił mnie w przejściu do gabinetu. Wsunęłam się tam i ruszyłam po schodach na górę. Ujrzęliśmy profesor McGonagall za biurkiem. Na nim stała doniczka z proszkiem Fiuu w środku.
-Dzień dobry - powiedziałam uprzejmie, a ta spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
-Witajcie - odparła i wstała. Podeszła do nas. - Jesteście gotowi? Macie jeszcze trochę czasu - dodała, a ja spojrzałam na nią.
-Najwyżej będziemy trochę wcześniej - odparł Zabini z uśmiechem, a ona tylko pokiwała głową. Podsunęła nam doniczkę. 
-Ministerstwo Magii, potem do Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów - powiedziała, a ja ujęłam w garść troszkę proszku. Sypnęłam pod nogi.
-Ministerstwo Magii - mruknęłam dosyć wyraźnie. Poczułam pociągnięcie w okolicach pępka i pojawiłam się w zielonej smudze ognia w Ministerstwie. Wyszłam z kominka i poczekałam na Zabiniego, który pojawił się w kilka sekund po mnie. Ten ujął moją dłoń i ruszyliśmy do Informacji. W okienku stała dosyć ładna, starsza kobieta z nalepką 'Maggie, w czym mogę pomóc?'.
-Dzień dobry, szukamy Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. Mieliśmy stawić się na przesłuchanie w sprawie Kroto Harta- powiedział Zabini uśmiechając się do kobiety. Chyba ją trochę oczarował tym uśmiechem. Gdyby tylko wiedziała.
-Na 2 poziomie za rogiem od windy zobaczycie duże dębowe drzwi. Tam znajdźcie aurora o imieniu Kingsley Shacklebolt. On was poprowadzi już dalej - odparła Maggie kokieteryjnie do Zabiniego. Ten uśmiechnął się z wdzięcznością i ruszyliśmy do wind.
-Jasna cholera, mógłbyś owinąć ją sobie wokół palca - wybełkotałam cicho. Ten tylko się zaśmiał i wpuścił mnie do windy. Wcisnął przycisk z napisem '2 poziom'. Winda ruszyła dosyć niespodziewanie. Mocno przywarłam do Zabiniego, który objął mnie ramieniem. 
-Uważaj - powiedział lekko rozbawiony i pocałował mnie w czubek nosa. Czy tego człowieka można nie kochać? Zaśmiałam się lekko i nagle winda stanęła. Wyszliśmy porządnym krokiem. Nadal jego dłoń ściskała moją. Weszliśmy przez wielkie dębowe drzwi. Rozglądnęłam się po dużym pomieszczeniu. Wypełnione było dźwiękiem stukania w maszynę do pisania, przyciszonymi rozmowami i ludźmi za biurkami. Podeszłam do pierwszego lepszego aurora.
-Przepraszam, gdzie znajdę pana Shacklebolta? - spytałam patrząc w zielone oczy mężczyzny za biurkiem. Ten tylko pokazał na faceta akurat stojącego nad jedną z kobiet. Pokiwałam głową i ruszyłam do niego. Dotknęłam jego ramienia.
-Słucham? - spytał odwracając się do mnie twarzą. Był to wielki czarny mężczyzna w ciekawym, trochę dziwnym stroju.
-Nazywam się Riley Hart, miałam przyjść na przesłuchanie - odparłam, a jego twarz rozświetlił uśmiech. 
-Bardzo miło mi panią poznać. Przykro mi z powodu pani tragedii, jednak zapraszam państwa za mną - powiedział pewnym głosem i zaczął iść ku innym drzwiom w pomieszczeniu. Weszliśmy przez nie do jakiegoś korytarza. Zaprowadził nas do jakiejś poczekalni. Usiedliśmy na krzesłach, a Kimgsley wszedł znowu do jakiegoś innego pomieszczenia. Dłoń Zabiniego cały czas gładziła mnie po mojej. Z pokoju wysunęła się głowa starszego mężczyzny. 
-Pani Riley Hart? Zapraszamy - powiedział, a ja weszłam za nim do pomieszczenia. Położyłam plecak na podłodze koło nogi biurka. Za nim siedział Kingsley i jeszcze jakiś mężczyzna. Ten ostatni miał maszynę do pisania przed sobą. 
-Proszę się przedstawić - powiedział Kingsley.
-Riley Hart, chodzę do Hogwartu, jestem na szóstym roku - odparłam, mężczyzna zdążył wszystko wystukać na maszynie. 
-Co pani pamięta z dnia śmierci pana Kroto? - spytał starszy meżczyzna. 
-Zbierałam się do Hogwartu, zostało mi kilka ciuchów do dopakowania. Kroto obudził mnie rano, właśnie mieliśmy iść na śniadanie. Nagle w suficie pojawiła się wielka dziura. Towarzyszył temu niewyobrażalny huk. Zaczęłam biec z Kroto w stronę wyjścia. Nagle coś mnie oślepiło. Potem gdy to zniknęło byłam przypięta pasami do jakiegoś łóżka. W moje ciało powbijali jakieś igły. Coś ciągle pompowały w moje ciało. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W pokoju było dużo aparatury i lustro weneckie. Za nim rozgrywało się piekło. Śmierciożercy gwałcili kobiety, które miały wypalone na pośladkach słowa 'szlama'. Nagle go tam ujrzałam. Już prawie nie miał siły. Jeden z tych mężczyzn ciągle go gwałcił. Inni odcinali mu kawałki ciała. Krwawił, płakał, ale nie krzyczał. Ostatnie co pamiętam to jego ciało leżące na brudnej ziemi. Jeszcze jeden z nich obsikał jego twarz śmiejąc się w niebogłosy. Wtedy mężczyzna, który siedział ze mną w pokoju zaczął mnie obmacywać. Nie było to tak ważne wtedy dla mnie. Kroto zginął na moich oczach, a ja nie potrafiłam nic zrobić - mówiłam spokojnym tonem. Dopiero jak się zamknęłam poczułam, że mam mokre policzki od łez. Kingsley podał mi chusteczki. Wytarłam trochę twarz.
-Co było potem? - spytał starszy mężczyzna.
-Obudziłam się w pociągu do Hogwartu. Z wszystkimi rzeczami - odparłam spokojnie. Ten pokiwał głową.
-Dobrze, a jak się to wszystko zaczęło? W sensie mieszkanie z panem Kroto - powiedział Kingsley patrząc na mnie. 
-Moja mama Frances nosiła mnie w brzuchu. Znali się z Kroto. Powiedziała po moim urodzeniu mojemu tacie o mnie. Ten ją zabił, a Kroto mnie przyjął do siebie i zaczął traktować jak własne dziecko - powiedziałam, a Kingsley i starszy mężczyzna wymienili się spojrzeniami.
-Pan Kroto Hart miał obsesję na twoim punkcie. Chciał cię tak bardzo mieć, że skłócił twoich rodziców ze sobą. Ojciec zabił matkę za to, że pan Kroto zabrał jej dziecko. Uciekł z tobą. Ukrywał swój dom wieloma zaklęciami. Twierdził, że masz w sobie kawałek duszy jego kobiety, Claire - stwierdził Kingsley. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Czy pan się dobrze czuje? Kroto nigdy by tego nie zrobił. Nie był złym człowiekiem - mruknęłam już lekko zdenerwowana.
-Obserwował twoją matkę. Wymyślał plan jak cię przejąć - dodał starszy człowiek nie zwracając uwagi na moje słowa.
-Pan kłamie - wyszeptałam cicho patrząc mu w oczy. Zaciskałam dłonie mocno. Ten tylko zaprzeczył ruchem głowy. Wyciągnął z teczki jakieś zdjęcia. Był na nich młody Kroto w jakiś krzakach. Obserwował moją mamę z dzieckiem na ręku. Takich zdjęć było kilka. W różnych miejscach, o różnych porach dnia. Pokazali jeszcze zgłoszenia o nachodzeniu, o groźbach. Wstałam z krzesła. Zaczęłam chodzić po pomieszczeniu. Cały mój dotychczasowy świat runął w jednym momencie. Spojrzałam na Kingsleya. - Mogę dostać szklankę zimnej wody? - spytałam łamiącym się głosem. Ten tylko pokiwał głową i na chwilę wyszedł. 
Znowu usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam przeglądać papiery. Powoli byłam coraz bardziej złamana w środku i coraz bardziej spokojna na zewnątrz. Czy ja zaufałam kłamcy?
~~~
Także no, pozdrawiam z Nowego Jorku i zapraszam do komentowania.