Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Wyjedźmy gdzieś - wybełkotałam cicho. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
-Gdzie? Kiedy? - spytał równie cicho. Wzruszyłam lekko ramionami. - Najbliżej są Święta Bożego Narodzenia. Pojedziesz ze mną do Nory? - dodał przykładając usta do mojej skroni. Uśmiechnęłam się blado.
-Twoja mama się zgodzi? - mruknęłam cicho.
-Spytam, ale jestem pewien, że się zgodzi - odparł, a ja tylko pokiwałam głową.
Tak minęło półtora miesiąca, podciągnęłam się w stopniach. Spokojnie żyłam z wszystkimi profesorami. Wydaje mi się, że przed tym wszystkim czas zabierało mi myślenie o zemście na ludziach, którzy zabili Kroto. Teraz powoli to opadało. Teraz chciałam, żeby ich złapali, ale moja żądza zemsty zdecydowanie się zmniejszyła. Co do Ministerstwa to przysłali mi dwa listy. W pierwszym mówili, że mają trop, może to być związane ze Śmierciożercami. W drugim pisali, że chyba znaleźli mojego ojca. Chcieli wiedzieć czy chciałabym się z nim spotkać. Odpisałam jak najszybciej, żeby w żadnym wypadku nie mówili mu niczego o mnie, moich bliskich. Że zdecydowanie nie chcę go znać.
Weasleyowie wrócili do robienia żartów. Molly zgodziła się mnie przyjąć. Chciałam zrobić Fredowi niespodziankę na święta. Całe życie marzył o Błyskawicy, mimo że nigdy się do tego nie przyznawał. Widziałam z jaką zazdrością patrzył na Malfoya.
Napisałam do Molly długi list, w którym opisałam co chcę zrobić, co czuję do Weasleya i to, że potrzebuję w tym pomocy. Była ciepłą kobietą, powiedziała, że mi pomoże. Może kupić Błyskawicę i schować ją. Potrzebowała tylko pieniędzy. Kroto nie zapomniał mnie dobrze w nie wyposażyć. Od małego dzieliliśmy jedno konto w Gringocie. Wiedział, że kiedyś umrze, więc już od małego mnie przyzwyczajał do samotnego życia.
Właśnie dopakowywałam ostatnie rzeczy do plecaka. Hermiona była średnio zadowolona, że będę zamieszkiwać u Weasleyów. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Złapałam za podłużną paczkę i wybiegłam z dormitorium. Trochę taranowałam ludzi. Wreszcie dobiegłam do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Weszłam i rozglądnęłam się po ludziach. Ujrzałam Bell. Podeszłam do niej kulturalnie.
-Witaj Bekah - powiedziałam radośnie, a ona odwróciła się z uśmiechem.
-Riley, właśnie miałam do ciebie iść - odparła równie wesoło. Zaśmiałam się lekko.
-Bell, jako że zbliżają się święta i w ogóle, mam coś dla ciebie. Jestem bardziej niż pewna, że ci się spodoba - powiedziałam wesoło. Ta uśmiechnęła się.
-Wiesz? To dobrze się składa, też mam coś dla ciebie. Zaraz to przyniosę - powiedziała i pobiegła do dormitorium. Poprawiłam wstążkę na prezencie i znowu schowałam go za plecami. Z góry schodziła Bekah, też trzymała coś za plecami. Wyciągnęłam rękę z butelką Ognistej przewiązaną złoto-czerwoną wstążką. Bekah zaczęła się śmiać. Zza pleców wyciągnęła dla mnie ten sam prezent, tylko przewiązany srebrno-zieloną.
-Czyli jednak ci się podoba - zaśmiałam się odbierając swój prezent.
-Zawsze o takiej marzyłam - odparła rozbawiona Bell. - Wesołych Świąt Hart - dodała z uśmiechem.
-Wesołych Świąt Bell, dziękuję za prezent - powiedziałam wesoło.
-Ja tobie również - odpowiedziała Bekah. Ruszyłam z uśmiechem do drzwi wyjściowych. Jeszcze raz pomachałam jej dłonią i ruszyłam biegiem do swojej Wieży. Wpadłam do dormitorium, które było puste. Wzięłam plecak i dwa ładnie opakowane prezenty. Rozglądnęłam się po pokoju i ze spokojnym uśmiechem ruszyłam na dół. Weszłam na peron. Większość uczniów już weszła. Hagrid pomagał ostatnim pierwszoroczniakom w wejściu do pociągu. Podeszłam do niego z uśmiechem.
-Wesołych Świąt Hagridzie - powiedziałam wesoło. Pół-olbrzym spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Tobie również Hart, pozdrów ode mnie Molly - odparł wesoło. Pokiwałam głową wesoło i weszłam do pociągu. Pomachałam mu ze środka i zaczęłam chodzić po pociągu. Widziałam przedział z moimi ulubionymi Ślizgonami i Pansy. Uśmiechnęłam się wesoło do Blaise'a. On na moment wyszedł z przedziału.
-Cześć Ley, co tam? - spytał wesoło dzierżąc coś za plecami.
-Mam coś dla ciebie na święta Zabini - odparłam wesoło. Podałam mu jeden z pakunków. Ten wyciągnął zza pleców inny.
-A ja dla ciebie. Otwórz w Norze - powiedział i przytulił mnie mocno. - Jak tylko będziesz miała chwilę to przyjedź. Mama się ucieszy - powiedział mi na ucho. Mocno go przytuliłam.
-Przyjadę, stęskniłam się za Astrid - wyszeptałam cichutko. Odsunęłam się od niego.
-Kocham cię, zachowuj się tam. Powodzenia - mruknął z uśmiechem.
-Też cię kocham, jeszcze przed wyjazdem cię złapię na peronie - odparłam wesoło. Kolejne szczere wyznanie. Ten uśmiechnął się, a ja ruszyłam dalej. Rozglądałam się po przedziałach. Wreszcie ujrzałam dwie rude, rozbawione głowy. Siedzieli we dwoje na potrójnym miejscu. Na przeciw cisnęli się Bell, Johnson i Jordan. Nie byłam do końca pewna czy faktycznie mnie tam chcą. Fred jednak mnie zauważył i klepnął ręką w miejsce obok siebie. Wsunęłam się do środka. Położyłam plecak na półce. Starsi rozmawiali o meczach Quidditcha.
-Jak wrócimy to tak nakopiemy Ślizgonom - zaśmiał się George. Inni mu zawtóriwali rozbawieni. Usiadłam koło Freda. Splotłam nogi na siedzeniu. Fred położył dłoń na moim udzie. Wsunęłam słuchawki w uszy i puściłam na odtwarzaczu jakąś mugolską muzykę. Położyłam moją dłoń na jego i spojrzałam w okno. Krajobraz mijał spokojnie. Bell gdzieś wyszła, Jordan zasnął na ramieniu Johnson, która rozmawiała z bliźniakami. Fred pocałował mnie w skroń lekko. Uśmiechnęłam się blado i spojrzałam na niego ściągając jedną ze słuchawek.
-Co tam? - spytałam z uśmiechem.
-Cieszę się, że z nami jedziesz - powiedział cicho i pogładził mnie po dłoni. Uśmiech zagościł na jego twarzy.
-Dziękuję - wybełkotałam cicho i pogładziłam go po twarzy. Nagle rozległy się gwizdy lokomotywy. Odsunęłam się i zaczęłam wrzucać rzeczy do plecaka. Lokomotywa zatrzymała się na peronie. Zarzuciłam na siebie płaszcz i ruszyłam z plecakiem i torbą na zewnątrz. Fred szedł tuż za mną. Ujął moją dłoń lekko. Wyszliśmy z pociągu. Rozglądnęłam się po peronie. Zobaczyłam Astrid w tłumie.
-Zaraz przyjdę - powiedziałam cicho i ruszyłam do kobiety. Gdy tylko mnie zobaczyła na jej twarzy wykwitł uśmiech. Mocno się w nią wtuliłam.
-Riley, cześć kochanie - powiedziała mocno mnie przytulając. Odsunęła mnie od siebie na długość ramion. - Wyglądasz ślicznie - dodała z uśmiechem i znowu mnie przytuliła.
-Tak miło mi cię widzieć - powiedziałam w jej ramię.
-Przykro mi z powodu Kroto. Przepraszam, że nic nie pisałam - dodała, a ja tylko pokiwałam głową lekko. Odsunęłam się.
-W wolnej chwili przyjadę do was - powiedziałam z uśmiechem i wręczyłam jej torbę. - A to tak na wszelki wypadek - dodałam z uśmiechem. Ta pokiwała z politowaniem głową i pocałowała mnie w czoło.
-Do zobaczenia Riley i wesołych świąt - powiedziała z uśmiechem. Ruszyła do samochodu. Za nią stał Blaise.
-Wesołych Świąt - powiedziałam, a Blaise mocno mnie przytulił.
-Do zobaczenia Hart - odparł i zaśmiał się. Skierowałam swoje kroki ku dużej grupie rudowłosych ludzi. Stanęłam koło nich.
-Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem. Molly odwróciła się ku mnie i mocno mnie uściskała.
-Dzień dobry moja droga, jak podróż? - spytała i odsunęła się. Była wesoła i bardzo rozemocjonowana.
-Bardzo przyjemnie - odparłam wesoło, a ta pokiwała z uśmiechem głową. Zaczęła o czymś mówić do Arthura. Fred ujął znowu moją dłoń
-To była mama Blaise'a? - spytał spokojnie. Pokiwałam głową.
-Nazywa się Astrid, jest cudowną kobietą - odparłam z uśmiechem.
-A jego ojciec? - spytał, mój uśmiech lekko zmalał.
-Może później ci opowiem - stwierdziłam z lekkim uśmiechem i ruszyłam za Molly. Na parkingu stał Ford Anglia. Wydawał się dość mały.
-Musicie się w sześć osób zmieścić - powiedziała Molly z uśmiechem. Ginny usiadła George'owi na kolanach. Ja siadłam na Freda, a Percy i Ron cisnęli się na jednym siedzeniu. Arthur prowadził bardzo dobrze, dopiero gdzieś na skraju lasu wzbiliśmy się w powietrze. Wreszcie dojechaliśmy do Nory. Z uśmiechem wyszłam z samochodu. Złapałam za swój plecak i ruszyłam za Fredem do środka. Śnieg skrzypiał mi pod nogami. Dawno nie czułam się tak dobrze w jakimś miejscu. Wszędzie wokół był las i długie, rozległe pola.
-Wszyscy zanoszą kufry do siebie. Zaraz kolacja. Riley, śpisz na łóżku Freda, on sobie rozłoży materac na podłodze - powiedziała z uśmiechem. Pokiwałam głową.
-Dziękuję - odparłam i ruszyłam za bliźniakami. Na drewnianych drzwiach mieli wypisane 'Gred&Forge'. Uśmiechnęłam się na ten widok. W pokoju był porządek i dużo wszystkiego na szafkach. Dosłownie wszystkiego. Położyłam plecak pod ścianą i podeszłam do pierwszej lepszej szafki. Kilka gumowych uszu, dużo słodyczy, wiele kabli i reszta niezidentyfikowanych na pierwszy rzut oka rzeczy.
-Pracujemy nad kilkoma rzeczami - powiedział George wesoło.
-Widzę właśnie, mają potencjał - powiedziałam i odwróciłam się do niego z uśmiechem.
-Kiedyś otworzymy taki sklep jaki ma Zonk - dodał Fred rozpakowując kufer.
-To byłby najlepszy sklep w całym Magicznym Świecie - stwierdziłam zachwycona. Ten zaśmiał się wesoło.
Wreszcie poczułam się jakby prawie wszystko było dobrze. Tak jak powinno być od dawna.
~~~
Widać, że naprawdę się nudzę w Nowym Jorku. Jednak z tego rozdziału dosyć się cieszę. Sporo się działo, długi czas przeskoczyłam. Wydaje mi się, że to dobry czas na taki ruch. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.
środa, 14 czerwca 2017
Rozdział trzydziesty czwarty
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ahh święta. Moje ulubione xd
OdpowiedzUsuńMimo wszystko moment z Bell mnie rozbawił, bo tak bardzo czytamy sobie w myślach c:
"[...] zachowuj się tam." - Blaise... wiesz do kogo mówisz? xD
Podoba mi się ta swoboda. Riley trafiła do grona bardzo pogodnych rudowłosych ludzi i z pewnością udziela jej się ten nastrój. To dobrze. Cieszy mnie również to, że tak dobrze czuje się w Norze. Jak w domu po prostu. Potrzebna jest bowiem taka chwila wytchnienia. Oby jak najdłużej c:
Pisz w takim tempie, pisz! *-* Serduszko mi się raduje jak widzę kolejny rozdział c:
Kocham, pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
~T