środa, 21 czerwca 2017

Rozdział trzydziesty piąty

George wyszedł do łazienki. Spojrzałam na Freda.
-Niektórym Śmierciożercom Astrid bardzo się podobała. Wielu chciało ją posiąść, jednak ojciec Zabiniego bardzo ją kochał i nie dopuścił do tego. Za to jeden zazdrosny o to Śmierciożerca poderżnął mu gardło. Wtedy Blaise musiał zająć się domem. Szybko dorosnąć. Astrid bardzo broniła swojego domu, a szczególnie syna. Tak wyszło, że Zabini mocno musiał się zmienić w ciągu ostatnich kilku lat - powiedziałam ściszonym głosem.
-Zabini ma Mroczny Znak? - spytał ponownie Weasley. Usiadłam koło niego na łóżku.
-Ma, ale nie jest z tego szczególnie szcześliwy. Zrobił to, żeby ochronić trochę bardziej Astrid - odparłam patrząc na niego.
-A David? - mruknął Fred ujmując moją dłoń delikatnie.
-Na początku był przerażony. Chyba nawet ze sobą zerwali na moment. Potem jednak zrozumiał, że kocha go nie ważne kim jest - stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
-Jednak mam z nim sporo wspólnego - powiedział Fred nachylając się nade mną.
-Też kochasz Zabiniego - zaśmiałam się i musnęłam jego usta swoimi.
-Najbardziej na świecie - powiedział Weasley rozbawiony i wpił się w moje wargi. Nie stawiałam oporu. Położył mnie na łóżku i mocno przycisnął do siebie. Położyłam swoje dłonie na jego lędźwiach.
-Dzieci, kolacja na stole - rozległ się krzyk Molly z dołu. Odsunęłam się od Weasleya, który korzystając z okazji zsunął usta na moją szyję.
-Jedzenie jest, wstawaj - wyszeptałam mu cicho do ucha. Ten zaśmiał się i pocałował mnie jeszcze raz.
-Priorytety, rozumiem - odparł wesoło i wstał. Przepuścił mnie w drzwiach i spokojnym krokiem udaliśmy się do jadalni. Usiadłam na miejscu Charliego, który teraz miał się nie pojawić na święta, bo mieli duży transport Rogogonów Węgierskich z Rumunii. Siedziałam między Percym, a Fredem. Molly krzątała się wokół.
-Może pani pomóc? - spytałam spokojnie i uśmiechnęłam się lekko. Ta obdarzyła mnie wesołym uśmiechem.
-Jaka pani? Molly jestem! Możesz przynieść sztućce, są na stole w kuchni przygotowane - odparła wesoło, a ja wstałam i ruszyłam po nie. Faktycznie leżały na stole. Zabrałam wszystkie i wróciłam do ludzi. Zaczęłam rozkładać je koło talerza każdego. Usiadłam po tym znowu przy stole. Molly usiadła tuż po mnie.
-Smacznego - powiedziała z uśmiechem i zaczęła jeść. Tak jak wszyscy. Dostaliśmy zupę dyniową. - Fred mi sporo o tobie mówił moja droga - dodała wesoło patrząc na mnie.
-Same dobre rzeczy - zapewnił mnie radośnie Weasley. Uśmiechnęłam się lekko do obojga. Nie było co mówić w takim razie. To musiała być bardzo krótka rozmowa.
-Opowiadał jeszcze o tym, Kroto? - spytała cicho. Dawno nikt tego tematu przy mnie nie poruszał. Fred szanował, że nie chciałam o tym rozmawiać. Zabini cały czas był obok, ale nic nie mówił. Cichy pakt, tak jak było po śmierci jego ojca. Pokiwałam głową, a mój uśmiech zmalał.
-To akurat niezbyt dobry temat na wesołą kolację - powiedziałam z bladym uśmiechem. Molly zmieniła temat na szkołę, w którym niezbyt się udzielałam. Dojadłam zupę. Kobieta położyła jeszcze na stole jakieś ciasto. Fred położył dłoń na mojej dłoni. Ścisnęłam ją lekko i uśmiechnęłam się bardzo delikatnie.
-Przepraszam - wymamrotał cichutko, a ja pokiwałam głową lekko.
-Nie ma problemu, nie wiedziała - mruknęłam cicho i spojrzałam na wesołą Molly. Jej uśmiech nawet mi się trochę udzielił. Potem kazała nam iść spać, żeby rano wstać i pomóc w Wigilijnych potrawach. Zawołała mnie jeszcze na moment na dół.
-Riley, ja przepraszam, jeśli powiedziałam coś nieodpowiedniego... - mruknęła spokojnie.
-Nic się nie stało, po prostu za dużo się ostatnio stało i rzadko o nim rozmawiam z kimkolwiek. Przy tematach z nim związanych nigdy nie wiem co myśleć - odparłam, a ta pokiwała głową.
-Fred opowiadał. Bardzo mi przykro z tego powodu - dodała, a ja uśmiechnęłam się blado. Na jej twarz wrócił szczery uśmiech. - Ale mam nadzieję, że czujesz się tu dobrze - powiedziała wesoło.
-Bardzo, dziękuję za wszystko - powiedziałam z uśmiechem. Molly zaśmiała się.
-Dobrej nocy skarbie - dodała wesoło, a ja ruszyłam na górę. Weszłam do pokoju Greda i Forge'a. Rozmawiali o jakimś nowym wynalazku. Stali nad stolikiem i coś rysowali. Zsunęłam z siebie spodnie i weszłam pod kołdrę.
-Korba powinna być, może być malutka, ale wtedy będzie o wiele wygodniejsza obsługa - powiedział George, towarzyszyło temu skrobanie ołówka po kartce.
-Zgodzę się na to, jeśli dodamy tutaj koła zębate - mruknął Fred i znowu rozległo się skrobanie ołówka.
-Dobra, będzie wyglądało i działało super - powiedział wesoło George. Fred zaśmiał się radośnie. - Chyba trzeba iść spać - dodał, a ja skuliłam się w łóżku z zamkniętymi oczami.
-Rano jeszcze porozmawiamy, jest za późno - stwierdził Fred. Usłyszałam zsuwanie spodni, kilka kroków i ktoś władował się na łóżko. Po chwili drugie też skrzypnęło.
-Ta korba wiele zmieni - mruknął jeszcze George, a Fred zaśmiał się lekko. Jego klatka piersiowa już dotykała moich pleców. Poczułam chwilowe trzęsienie się jej.
-Dobrej nocy - powiedział Fred i pocałował mnie w kark lekko. Objął mnie dłonią. Splotłam jego i moją razem. Szybko zasnęłam.
W snach powracały obrazy z Ministerstwa. Sytuacje, w których znajdywali Kroto. Byłam biernym obserwatorem. Jak w momencie jego śmierci. Nie mogłam kompletnie nic zrobić. Nadal cholernie go kochałam.
-Wstawaj Ley - usłyszałam cichutki głos w głowie i kogoś usta na moim czole. Uchyliłam powieki. Ujrzałam nade mną mojego ulubionego rudzielca.
-Cześć Fred - odparłam zaspanym głosem. Ten pogładził mnie po włosach i usiadł koło mnie.
-Mama porozdzielała obowiązki. Ron i George dekorują dom girlandami i innymi pierdołami. Percy i Will mają odśnieżyć ścieżkę. Fleur, Ginny i mama od rana gotują. Tata sprząta, zazwyczaj używa zwykłego zaklęcia. My mamy przynieść i ubrać choinkę - powiedział z uśmiechem. Przetarłam oczy siadając na łóżku.
-Dostaliśmy najlepszą robotę - stwierdziłam z uśmiechem i pocałowałam go lekko. Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Narzuciłam jakieś dresy i sweter z wielkim F na piersi.
-Wyglądasz ślicznie - stwierdził właściciel swetra kiedy wiązałam włosy w kucyka. Zaśmiałam się i znowu go pocałowałam.
-Idziemy? - spytałam wesoło. Ten pokiwał głową i ruszyliśmy do piwnicy. Po drodze wszystkim mówiłam wesołe dzień dobry. Weszliśmy do piwnicy, w jednym z pomieszczeń było wielkie drzewko ofoliowane, żeby się nie zniszczyło.
-Ja wezmę choinkę, ty weź ozdoby - powiedział Weasley chwytając zręcznie duże drzewko. Rozglądnęłam się i ujrzałam w kącie spore pudło z napisem 'ozdoby świąteczne'. Wzięłam je i ruszyłam za Fredem do salonu, gdzie miała stanąć choinka. Postawiłam pudło na czystej podłodze i pomogłam Fredowi ustawić prosto drzewko.
-Teraz jest dobrze - mruknęłam chwytając za jeden z końców folii. Zaczęłam ją ściągać z choinki. Fred wrzucił ją potem do kosza. Weasley zaczął podawać mi ozdoby, które miałam spokojnie wieszać. Jakoś udało mi się niczego nie rozbić. Mieli bombki z imionami wszystkich domowników. Uśmiechnęłam się na ten widok. Każdy tu był ważny. Wyciągnęłam na końcu z pudła czubek choinki. Fred wziął mnie na ramiona. Posadziłam ozdobę na górze choinki i poprawiłam kilka bombek. Fred zsunął mnie z ramion. Znowu między nami nie było prawie żadnej przestrzeni.
-Jesteśmy zgraną drużyną - powiedział cicho i zatknął mi uciekający kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęłam się lekko.
-Zdecydowanie najlepszą - odparłam równie cicho. Jego usta delikatnie musnęły moje. Położył dłonie na moich biodrach. Swoje zaś splotłam na jego karku. Nagle z kuchni rozległ się dźwięk spadającego metalu i w chwilę po tym gromki śmiech. Odsunęłam się od Weasleya.
-Teraz będą tamtym zajęci. Proszę cię Leeeey - mruknął mocno przeciągając moje przezwisko.
-Chodź Weasley, jeszcze nie raz będzie na to czas - powiedziałam ze śmiechem i ruszyłam do kuchni. Na podłodze siedziała umazana w cieście Fleur. Ginny stała obok i prawie kuliła się ze śmiechu. Molly tak samo. Stanęłam koło Arthura.
-Ja tu sprzątałem - mruknął kręcąc głową z politowaniem. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Z kobietami to są same problemy - wtrącił się wesoło Weasley oplatając swoje dłonie wokół mojego brzucha.
-Ale to właśnie faceci widzą te problemy - odparłam ze śmiechem kładąc swoje dłonie na jego. Pocałował mnie lekko w kark i wyszliśmy do salonu.
-Została jeszcze jedna rzecz. Sprawdzimy czy światełka działają? - spytał z uśmiechem. Wyglądał jak wesoły pięciolatek, który właśnie dostał dużego lizaka.
-Sprawdzaj - powiedziałam i odsunęłam się lekko od choinki. Ten wszedł za nią i zaczął podłączać jakieś kable. Nagle choinka zabłysła milionem światełek. Uśmiechnęłam się na ten widok.
-Działają? - spytał Weasley zza choinki.
-Są idealne - odparłam trochę ciszej, a on wyszedł zza drzewka. Przyjrzał się naszemu dziełu.
-Faktycznie jest śliczne - powiedział patrząc na mnie. Zaśmiałam się lekko. Ten znowu splótł swoje ręce na moim brzuchu.
-Wesołych Świąt Ley - wyszeptał mi na ucho cichutko. Uśmiechnęłam się szczerze.
-Wesołych Świąt Freddie - odparłam cichutko. W tamtym momencie byłam zachwycona jedną rzeczą. Tym, że to wcale nie był sen.
~~~
Wracam, kolejny rozdział. Bardzo uroczy, wesoły, taki trochę inny. Jednak zapraszam do komentowania i pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Haha bardzo się odróżnia od reszty rozdziałów :D ale to ładna odmiana.
    Cieszy mnie to w jakim nastroju jest Ley, jak ładnie im się układa z Fredem. Bardzo miło jest o tym czytać :3
    I ta radosna atmosfera. Cud miód i orzeszki. Tylko proszę, nie odwalaj takiego shitu jak ja i między Riley a Fredem ma być wszystko ok ❤️
    Życzę weny słonko i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń