poniedziałek, 30 stycznia 2017

Rozdział osiemnasty

Przewróciłam się na drugi bok i spokojnie dokończyłam zadanie nie zwracając już na nic uwagi. Potem wyciągnęłam rulonik z szaty i przeczytałam jeszcze raz. Wiedziałam, że wysłał to Weasley. Nie chciałam jednak jeszcze o tym z nim rozmawiać. Może warto ponowić znajomość z kolegą Zabinim?
Wstałam i ruszyłam bez słowa ku Ślizgonom. Mam nadzieję, że mnie nie wyjebie, jeśli siedzi z Davidem. Weszłam za jakimiś dwoma Ślizgonkami do środka i rozglądnęłam się po Pokoju Wspólnym. Trzecioroczniacy pałętali mi się pod nogami, więc ruszyłam ku dormitorium numer 5. Zobaczyłam rozwalonego nad jakąś opasłą książką Malfoya. Wertował ją dosyć szybko, jakby nie potrafił się doczytać słów.
-Hej Malfoy, jest Zabini? - spytałam opierając się o futrynę.
-Myje się, zaraz wyjdzie Hart - odparł szczycąc mnie swoim wzrokiem tylko przez moment. Westchnęłam i zamykając za sobą drzwi usiadłam na łóżku Blaise'a. Ten spojrzał na mnie ponownie i zamknął księgę - Jak ci życie mija? - spytał siadając na swoim łóżku. Zwiesił nogi w dół i schował książkę. Zdążyłam ujrzeć, że okładka była z czerwonej skóry.
-Marnie, ale próbuję się nie załamywać, a u ciebie? - odparłam wesoło, a ten zaśmiał się lekko.
-Nie jest łatwo, ale wiążę koniec z końcem - powiedział radośniej i pokiwał głową z politowaniem - Co tam z Weasleyem? - spytał wreszcie Malfoy z głupkowatym uśmieszkiem. Zwężyłam oczy również się uśmiechając.
-Co tam z Bell? - odparłam pytaniem na pytanie, a ten pokiwał z tylko głową nadal uśmiechając się jak debil - Z Fredem może nie tak dobrze jak Zabini z Davidem, ale jakoś idzie. Najwyżej się pozabijamy - dodałam wesoło, a ten lekko zwiesił wzrok. Ale to był ledwo zauważalny moment.
-U mnie z Bell... - urwał, bo z łazienki wyszedł wpół nagi czarny Adonis. Wycierał jeszcze króciutkie włosy na głowie ręcznikiem.
-Już wiem na co wyrwał Davida - stwierdziłam wzdychając, a Draco zaśmiał się radośnie. Zabini spojrzał na mnie wesoło.
-Cześć głupia lamo, co cię tu sprowadza? Gdzie idziemy? Daj mi 3 minuty - powiedział na jednym wdechu i zaczął się ogarniać. Zaśmiałam się i spojrzałam na Malfoya.
-Dokończymy tę rozmowę kiedyś? - spytałam z uśmiechem, a ten pokiwał głową dosyć radośnie. Znowu wyciągnął opasłą księgę i zaczął coś rozszyfrowywać.
-On tak już 3 dni siedzi nad tym tomiskiem - powiedział Zabini wsuwając na nogi czarne spodnie.
-Zamienia się w Granger, nie rozpraszaj go - zaśmiałam się wesoło, a Malfoy spojrzał na mnie pełnym pogardy wzrokiem, na co ja zaczęłam się śmiać jeszcze weselej. Przed oczami stanęła mi mina Granger jak wspomniałam o Malfoyu. Prawie mi jej szkoda. Zabini wsunął koszulkę na ciało i uśmiechnął się gotowy do drogi.
-Idziemy? - spytał radośnie, a ja w odpowiedzi wstałam. Ten podstawił mi ramię, wsunęłam tam dłoń i wyszliśmy rozweseleni.
-Do zobaczenia Draco - powiedziałam miłym głosem i zamknęłam za sobą drzwi dormitorium. Usłyszałam, że chłopak coś odpowiedział, jednak przez drzwi już nie rozszyfrowałam co. Po wczorajszym okropnym humorze nie było śladu. Wyszliśmy z Pokoju Wspólnego i potruchtaliśmy na Dziedziniec. Usiadłam na jednej z futryn, Zabini usiadł obok.
-Opowiadaj, ptaszki ćwierkały, że znowu spałaś z Weasleyem - zaśmiał się Blaise. Ja nie oddałam tak ładnego uśmiechu. Podciągnęłam rękawy szaty do góry pokazując nowe blizny. Nie wyglądały one jednak jak te inne, były długie i różowe. Odchyliłam również szyję, aby pokazać kilka na karku i po jej bokach. Potem pokazałam mu króciutkie paznokcie. Spiłowane, by nie zrobić sobie nimi większej krzywdy.
-Został ze mną tylko dlatego, że bałam się, że zabiję się w śnie - mruknęłam poprawiając rękawy. Zabini ujął moją brodę i podniósł moją twarz, żeby była na wysokości jego. Chyba nawet nie wiedział co powiedzieć, co zrobić. Ja jeszcze korzystając z okazji wyciągnęłam karteczkę i pokazałam mu - Nie wiem za co przeprasza, dziękuje czy o co prosi - dodałam i uśmiechnęłam się blado. Ten tylko pogładził mnie po twarzy.
-Hart, kocham cię, niesamowicie cię kocham, ale jeśli tylko coś się dzieje to też chcę o tym wiedzieć. Chcę chociaż być, to jedyne co robię dobrze, ale nawet to czasami pomaga - wyszeptał szczerze patrząc mi głęboko w oczy. Pokiwałam jedynie delikatnie głową i pocałowałam go w czubek nosa.
-Obiecuję - mruknęłam cichutko, a ten rozchmurzył się delikatnie. Oparłam się o okiennicę - Opowiesz mi co tam z tobą i Davidem? - spytałam trochę głośniej, a on zaczął opowiadać. Z początku niepewnie, potem był coraz bardziej szczęśliwy. Cały ten czas trzymał mnie za dłoń i gładził ją swoimi palcami. Mówił o Davidzie w taki sposób, że samo wypowiadane jego imię było tak przeładowane miłością... Byłam szczęśliwa z tego powodu. Zawsze życzyłam Zabiniemu jak najlepiej. Zasługiwał na piękne rzeczy i niesamowite życie.
-I ostatnio powiedział mi, że mnie kocha - zakończył Zabini z cudownym uśmiechem na twarzy. Zwrócił wzrok w moją stronę - Hart, czemu płaczesz? - spytał lekko zaniepokojony. Dotknęłam moich policzków równie zaskoczona. Faktycznie, popłakałam się.
-Blaise, to łzy szczęścia - powiedziałam z uśmiechem i otarłam policzki szatą. Ten zaśmiał się lekko kiwając głową i pocałował mnie w czoło.
-Jesteś niepoprawnym cynicznym gówniarzem - powiedział poważnie Zabini i objął mnie ramieniem.
-Ty też - odparłam cicho i spojrzałam przed siebie. Usłyszałam kroki z korytarza, nawet nie chciało mi się oglądać, ale ktoś odchrząknął delikatnie. Odsunęłam się od Zabiniego, a ten spojrzał w tył.
-David - powiedział, a na ten dźwięk na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Spojrzałam na nich - Kochanie, to jest moja przyjaciółka Riley, Riley to jest mój chłopak, David - przedstawił nas sobie Blaise. Uścisnęłam dłoń chłopaka ciągle się szczerząc.
-Zabini mówił o tobie same dobre rzeczy - powiedziałam z uśmiechem, a ten zaśmiał się wesoło.
-Uwierz mi, na pewno nie mówił tylu niesamowitych rzeczy o mnie, bo mówił je o tobie - odparł rozweselony.  Uśmiechnęłam się lekko zawstydzona.
-Dobrze skarby wy moje, ja się będę zbierać do Dormitorium, nie będę wam przeszkadzać - powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam Zabiniego w policzek. Potrząsnęłam dłonią Davida - Było mi bardzo miło cię poznać - dodałam, a ten pokiwał głową wesoło.
-Ciebie również Riley - odparł, a ja potruchtałam wesoła do Gryffonów. Ich spotkanie napawało mnie taką radością, czymś tak niesamowitym, że aż wpadłam na kogoś z wielkim impetem. Owy jegomość się przewrócił, a ja podtrzymałam się ściany. Spojrzałam na człowieka, którego przewróciłam.
-Uważaj jak chodzisz Hart - burknął Wybraniec i zaczął się podnosić z podłogi. Otrzepałam szatę z kurzu.
-No prawie mi przykro, że akurat lazłeś tą samą drogą co ja i nie patrzyłeś przed siebie - odburknęłam spoglądając dopiero po chwili na niego. Ten spojrzał na mnie spod byka.
-Bardzo szkoda mi Freda - mruknął i zaczął iść w stronę tylko sobie znaną.
-Freda zostaw w spokoju! - warknęłam za nim, a on tylko wystawił mi środkowy palec - Dupek - burknęłam za nim i ruszyłam do Gryffonów. Weszłam kulturalnie do Pokoju Wspólnego i rozłożyłam się na jednym z pustych foteli. Zamknęłam oczy i naprawdę nie chcąc zasnąć usnęłam.
Obudziłam się jak było już ciemno, spojrzałam po sobie. Ktoś przykrył mnie ciepłym, bordowym kocem. Rozglądnęłam się, ale nikogo nie zauważyłam. Już miałam iść na górę kiedy do Pokoju Wspólnego weszli uchachani bliźniacy, znowu coś przeskrobali. Patrzyłam na nich delikatnie się uśmiechając. Już mieli iść do dormitoriów kiedy Fred zatrzymał się.
-Zaraz przyjdę - powiedział George'owi i spojrzał w moim kierunku - O! Wstałaś - dodał wesoło. Podszedł do mnie.
-Dziękuję za koc - odparłam oddając mu jego własność.Ten tylko się uśmiechnął wesoło. Oduśmiechnęłam się. Wyciągnęłam karteczkę z szafy i spojrzałam na niego pytająco.
-Przepraszam za naciskanie, za zbyt duże wyobrażanie sobie rzeczy. Dziękuję za szczerość i zaufanie. Proszę o nie skreślanie mnie tak szybko, o dalsze zaufanie - powiedział z delikatnym uśmiechem. Pogładziłam go po policzku.
-Ja mogę ci tylko podziękować. Dziękuję za wczoraj, za pomoc z Korytarzem. Dziękuję, że jesteś - odparłam ciszej, a ten uśmiechnął się szerzej. Zastygliśmy tak gapiąc się sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Dopiero ja przerwałam tę ciszę - Od samego początku skądś kojarzyłam twoje oczy... Teraz chyba wiem skąd - mruknęłam cicho.
Cała scena z przystanku w Hogwarcie mi się przypomniała.
BOMBA... Wybiegam z przedziału...
Targam kufer, nie wiem co się dzieje.
Drę się, żeby Zabini też wyszedł.
KOLEJNA BOMBA...
Ktoś targa mnie do wyjścia, nie pozwala wrócić.
Odchodzi tak samo szybko jak przyszedł...
-To w pociągu to byłeś ty, prawda? - spytałam cichutko, a ten tylko delikatnie pokiwał głową. Od tamtej pory jego oczy kojarzą mi się z prawdziwą dobrocią. 
-Ktoś musiał cię stamtąd wyciągnąć - odparł wesoło i położył swoją dłoń na mojej dotykającej jego policzka. Uśmiechnęłam się i spuściłam na moment głowę w dół.
-Doceniam to - odparłam wracając wzrokiem na jego twarz. Spojrzałam na zegar powieszony tuż za nim - Fred, jest późna godzina, powinniśmy już iść spać - dodałam zabierając dłoń z jego twarzy. Ten pokiwał głową równie rozsądnie i przepuścił mnie w schodach, odprowadził wzrokiem i poszedł do swojego dormitorium. 
W moim była cisza całkowita, wszyscy spali. Była faktycznie późna godzina.
Weszłam pod kołdrę i spokojnie zaczęłam próbować spać. Szło mi to dosyć opornie, ale chociaż tym razem nic mi się nie pokazało we śnie. Wreszcie zasnęłam.
~~~
No, trochę mi z tym zajęło, ale w sumie ten rozdział chyba nie jest aż tak tragiczny, chociaż trochę mi smutno, że pod wcześniejszymi rozdziałami jest po jednym komentarzu...
Niewiele czasu to zajmie, a ja będę wiedziała, że ktoś to faktycznie czyta.
Dziękuję c:

wtorek, 3 stycznia 2017

Rozdział siedemnasty

Odsunęłam się od Freda i spojrzałam mu w smętne oczy. Pogładziłam go po policzku delikatnie.
-Przepraszam - wybełkotał patrząc na mnie, a ja pokiwałam głową i uśmiechnęłam się blado. Chciałam iść spać, byłam zmęczona całym zajściem. Dzisiejszym dniem, gubieniem się, odnajdywaniem - Dziękuję za szczerość - dodał również uśmiechając się niemrawo. Pocałowałam go w czoło i wstałam z łóżka.
-Powinnam już pójść - powiedziałam cicho i ruszyłam ku drzwiom - Dobrej nocy - dodałam odwracając się w jego stronę i zniknęłam w drzwiach dormitorium. Usłyszałam wielki harmider, wszyscy śpiewali Gryffońskie pieśni. Uchyliłam drzwi do Freda - Śpiewają o was, chyba powinieneś zejść i im pomóc - powiedziałam patrząc na niego spokojnie. Ten uśmiechnął się blado i wstał. Wyszedł z dormitorium, a ja potruchtałam do swojego odprowadzając go wzrokiem do innych ludzi w Pokoju Wspólnym.
Zasługiwał na ten cały hałas, na to wszystko. Na znalezienie dobrej dziewczyny, na dalszy rozwój. Weszłam do swojego dormitorium i wsunęłam zmęczone ciało pod kołdrę. Już na łóżku zsunęłam z siebie rzeczy zostając w samej koszulce, po czym zasnęłam.
-Haaaaart - ktoś okrutnie przeciągał moje nazwisko. Uchyliłam powieki. Byłam na Korytarzu. Z oddali dochodził mnie dźwięk mojego nazwiska. Ruszyłam niepewnie w tamtą stronę. Szłam długo. Kostka parzyła nagie stopy. Płuca powoli odmawiały posłuszeństwa. Po kilku dobrych minutach dotarłam do końca Korytarza. Znowu go ujrzałam. W moich oczach zalśniły łzy, wiele łez. Podbiegłam do niego i zaczęłam siłować się z zamkami. Moja widoczność dość mocno się rozmywała.
-Riley - wyszeptał moje imię swoimi popękanymi ustami. Siwe włosy posklejały się od potu i krwi na jego czole, plecach i karku. Jego klatka piersiowa była poznaczona czerwonymi pręgami, z których sączyła się krew oraz powoli ropa. Nadal nie udawało mi się go uwolnić. Wyciągnęłam różdżkę i zaklęciem uwolniłam jego wiotkie ciało z kłódek. Osunął się na ziemię, a ja trzymałam go w swoich ramionach. Był tak bezbronny.  Przytuliłam go do siebie, a moje łzy lądowały na jego twarzy. Ucałowałam go w czoło i przymknęłam oczy. Wiedziałam, że okazuję się cholernie słabą osobą. Nienawidziłam siebie w tym momencie.
Na jego twarzy zagościł uśmiech, bardzo delikatny... Kroto znikł, a właściwie jego umęczona iluminacja. Nagle wszystko ogarnęła ciemność. Potrafiłam wypatrzeć w niej tylko jakąś dziwną sylwetkę, która zaczęła się śmiać.
-Jesteś taka prosta. Taka słaba - zaśmiał się człowiek z daleka. Spuściłam głowę w dół. Wiedziałam, że schrzaniłam. Jestem głupia, naiwna, bezsensowna, ale... Użyli Kroto, zmanipulowali mnie. To był cios poniżej pasa. Poniżej jakiekolwiek normy moralne. Ale czy oni mieli morale? Czy w ogóle wiedzą co to może znaczyć? Zaczęłam krzyczeć, by mnie zostawili. By nie podchodzili. By nie robili tego więcej. Pozabijam ich. ICH WSZYSTKICH!
Poczułam jakieś ramiona oplatające mnie ciasno. Ktoś trzymał moje ręce. Chciałam wrzeszczeć, ale zaraz postać gładziła mnie po głowie, plecach i twarzy.
-Riley - usłyszałam swoje imię cichutko, jakby w oddali. Uchyliłam delikatnie powieki, jedyne co widziałam to plecy jakiegoś człowieka, swoje zakrwawione dłonie i ociekającą osoczem poduszkę. To był tylko sen. Tylko sen. Odsunęłam się delikatnie od człowieka przytulającego mnie i ujrzałam Freda. Ten spojrzał na mnie zbolały. Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Nie chciałam nic mówić. Wszystko mnie bolało, byłam wpół naga. Nawet nie miałam siły zamknąć drzwi. Spojrzałam w swoje odbicie. Blizny po moich własnych, połamanych paznokciach znaczyły moją szyję, obojczyki i kark. Trochę ramiona. Weasley wszedł do łazienki z jakąś koszulką w dłoni. Posadził mnie na zamkniętej toalecie i puścił wodę w zlewie. Nie czuł żadnej dezaprobaty z mojej strony... Właściwie to nawet na niego nie patrzyłam. Tępy wzrok utkwiłam w klamce od drzwi. Fred zaczął obmywać moją twarz z krwi. Delikatnie, zamoczonym ręcznikiem. Zwróciłam oczy na niego.
-Nie musisz tego robić - wyszeptałam ledwo poruszając ustami. Ten uśmiechnął się blado i kontynuował swoją czynność.
-Lepiej by było, gdybyś się wykąpała, ale nie chcę ryzykować, że upadniesz i coś sobie zrobisz - powiedział wyżymając ręcznik z nadmiaru osocza. Wstałam dość chwiejnie i sama podeszłam do umywalki. Wsunęłam swoją twarz pod strumień wody i zmyłam z siebie większe zakrzepy krwi. Dłonie obmyłam dosyć szybko. Podał mi świeży ręcznik. Wytarłam się nim. Ujęłam koszulkę i odwróciłam się do niego plecami. Zrzuciłam ówczesną i założyłam nową. Znowu odwróciłam się do Rudzielca.
-Dlaczego zawsze jak potrzebuję pomocy to ty się zjawiasz? - spytałam cichutko, ale utkwiłam wzrok tym razem nie w podłodze, a w nim. Ten wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej moją bransoletkę. Musiałam ją u niego po prostu zostawić. Pokiwałam głową rozumnie - Dziękuję - wymamrotałam zabierając bransoletkę - Zasługujesz na lepszych znajomych - mruknęłam zakładając biżuterię na rękę.
-Przestań, jesteś bardzo wartościowym człowiekiem - powiedział pewnym głosem, a ja spojrzałam na niego lekko zawstydzona. Ten uśmiechnął się blado.
-Zostaniesz ze mną do jutra? - spytałam, a on tylko pokiwał głową. Wyszedł z łazienki, ja za nim. Weszłam do łóżka, po czym przytuliłam się do ściany i skuliłam lekko pod kołdrą. Po chwili poczułam uginający się materac i dłoń Freda obejmującą mnie delikatnie. Pogładziłam go po dłoni i szybko zasnęłam. Już nic mi się nie śniło złego. Obudził mnie blask słońca, który chamsko otwierał moje zmęczone powieki. Spojrzałam za siebie, byłam sama w łóżku. Fred musiał wyjść wcześniej. W dormitorium leżała Brown i Granger, nie było Patil. Wstałam i zarzuciłam pierwszy lepszy sweter z szafy oraz jakieś spodnie. Za moment zaczynała się Opieka nad Magicznymi Zwierzętami. Wrzuciłam coś do plecaka i potruchtałam na Błonia. Przywitałam się z Hagridem i ukłoniłam się hipogryfowi. Ten dał się pogłaskać, a koło mnie zaczęli się zbierać uczniowie Gryffindoru. Dzisiaj Olbrzym mówił o cyklopach. Zapisywałam piórem na pergaminie co ważniejsze rzeczy. Siedziałam na kamieniu, a u moich stóp leżał Dziobek. Co jakiś czas trącał mnie głową, a ja go wtedy głaskałam. Uwielbiałam tego typu lekcje, jednak bardzo szybko się kończą. Wstałam i wsunęłam w pyszczek hipogryfa jabłko.
-Dzięki Riley - zaśmiał się Hagrid, a ja tylko z uśmiechem pokiwałam głową ruszając na nudną lekcję Historii Magii. Kolejne lekcje minęły szybko. Zaskakująco. Znowu dowiedziałam się, że za niedługo umrę i będę cierpieć od Sybilli. NIC NOWEGO!
Potruchtałam bardzo głodna na Wielką Salę. Usiadłam na samym końcu ławy, z daleka od wszystkich. Rozejrzałam się po sali, wśród Ślizgonów zauważyłam Rebekah pochyloną nad jakąś książką, Draco, który usilnie próbował zwrócić jej uwagę, ale nie widziałam Zabiniego. Przy stole Krukonów nie było też Davida. Zaśmiałam się bezgłośnie. Przynajmniej ciocią nie zostanę. Zjadłam niewiele, nie byłam aż tak głodna. Nagle przede mną wylądował mały liścik. Rozwinęłam rulonik.
'Przepraszam, proszę i dziękuję.' Tylko tyle, obróciłam kartkę, nadal nie było na niej nic poza tymi 4 słowami. Wsunęłam rulonik w kieszeń szaty. Wstałam od stołu i ruszyłam do Pokoju Wspólnego, by odrobić zadanie.
Za co przepraszał? Lepiej, za co dziękował? Weszłam do Gryffonów, potem do dormitorium. Wzrok współlokatorek na mnie był trochę niecodzienny. Nie chciałam pytać. Po co mi to? Usiadłam na swoim łóżku i wyciągnęłam zadanie. Zaczęłam bazgrać rzeczy po pergaminie. Nagle usłyszałam lekkie chrząknięcie. Uniosłam wzrok znad zadania domowego. Wlepiała we mnie wzrok Granger.
-Co? - spytałam spokojnie i podparłam głowę rękami.
-Zauważyłyśmy, że coraz częściej śpi tutaj Fred. Ja wiem, możecie być ku sobie czy cokolwiek robicie, ale chciałybyśmy zauważyć, że po to dormitorium są rozdzielone na damskie i męskie, żeby się uczniowie w nich nie mieszali. Nie są koedukacyjne i może to źle zabrzmi, ale czy mogłabyś chociaż nas informować kiedy Fred będzie miał tutaj spać? - mruknęła lekko poirytowana mugolka. Zwęziłam lekko oczy.
-Ty na poważnie? - odparłam niepewnie. Ta tylko pokiwała głową, a ja zaczęłam się śmiać. Głośno, bardzo głośno i bardzo chamsko. Zbita z tropu Granger wlepiała we mnie tępo wzrok. Aż usiadłam i w momencie się uspokoiłam - Granger, między Weasley'em, a mną nie ma nic poza koleżeństwem, on tylko pomaga mi w ogarnięciu życiowych przegranych - dodałam teraz specjalnie zwężając oczy - Jest zbyt świetnym człowiekiem, by cokolwiek między mną, a nim miałoby być. Nie chcę go zepsuć, ale widzę, że ty nie uznajesz przyjaźni damsko-męskiej, mimo twoich dziwnych skłonności ku innemu Weasleyowi czy też ku Malfoyowi - burknęłam i znowu spojrzałam na pergamin z satysfakcją obserwując mocny rumieniec wpełzający na twarz Hermiony ukradkiem.
-Nie podoba mi się Malfoy - odburknęła tupiąc nogą.Pokiwałam tylko lekko głową i znowu zatopiłam się w rozmyślaniach na temat Veritaserum. Severus byłby taki dumny, gdyby wiedział z jaką namiętnością unikam odrabiania zadań na Eliksiry, po czym zostają mi one na samym końcu i wychodzą najgorzej.
Do dormitorium ktoś zapukał, po czym ukazała się w drzwiach głowa Rona.
-Hermiono, mogę cię prosić na chwilę? - spytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem z satysfakcją. Ta wstała i niepyszna wyszła za nim.
-Wy też tak samo myślicie jak Granger? - mruknęłam do Brown i Patil maczając pióro w tuszu.
-Hermiona zawsze miała jakieś zasady i chce ich za wszelką cenę przestrzegać, albo chociaż ci dopiec... Nawet jeśli to by zakrawało o to, że ona sama je złamie - odparła prosto Brown, a ja uśmiechnęłam się do niej zwracając ku niej głowę na moment.
-To ona szlaja się od pierwszego roku z Wybrańcem i Ronem - zauważyłam błyskotliwie, po czym nawet Patil prychnęła śmiechem lekko. Westchnęłam z weselszym humorem. Tylko Granger jest jakaś dziwna.Tak bywa w życiu. Jedni są normalni, inni są ciekawi... No i jest Granger.
~~~
Strasznie nie podoba mi się ten rozdział, nie wiem. Jest zbyt... Albo za mało... Po prostu.
Jednak stwierdziłam, że jak już go napisałam, niewiele wyjaśni, ale chociaż zbliży kilka osób do siebie, powiedzmy, w miarę potrzebny...
No i Szczęśliwego Nowego Roku :3