środa, 6 stycznia 2016

Rozdział trzynasty

Pogładziłam go wesoło po policzku.
-Zaraz wracam - mruknęłam i zaczęłam się rozglądać za rudawą głową. Wreszcie jedną zlokalizowałam i ruszyłam do niej w skowronkach. Może i jestem okropna, ale dla Ognistej stanę się naprawdę wszystkim. Podeszłam do rudowłosego i dźgnęłam go lekko w ramię. - Geoo... - urwałam, bo odwrócił się nie George, a Fred. Wciągnęłam powietrze i niepewnie spojrzałam na niego.
-Nie ma go, został w Hogwarcie z Angeliną - odparł spokojnie patrząc na mnie z góry. Przeklęty wzrost. Chociaż niska nie byłam, to jednak przy jego prawie 1,9 metra nie dorastałam nawet do pięt.
-Przepraszam, nie wiedziałam - przyznałam z lekkim uśmiechem. A nóż coś nim zdziałam. - Wiesz, co dwa tygodnie w sobotę twój brat, ja i Zabini idziemy na Ognistą, a że tylko on może ją kupić to korzysta. Myślałam, że to ty, ale przepraszam jeszcze raz, ale jeśli nie to wiszę ci wypad na Ognistą po wyjściu ze Skrzydła. Obiecałam - dodałam spokojniej patrząc na niego. Ten wpatrywał się w moje oczy.
-Jeszcze jedno przepraszam, to za wczoraj i zgodzę się postawić sobie Ognistą - przyznał pogodniej, udając naburmuszoną minę. Zaśmiałam się wesoło.
-Przepraszam za wczorajszą ucieczkę. Po rozmowie z tobą wyobraźnia spłatała mi figiel i gdy tylko się uspokoiło uciekłam. Jeśli w tamtym momencie zrobiłam coś złego lub nieodpowiedniego to przepraszam ponownie. To nie byłam ja - powiedziałam z uśmiechem. Fred parzył na mnie z nutką zdziwienia, a może zawiedzenia. Pokiwał głową spokojniej.
-Czyli nic nie pamiętasz z wczoraj? - spytał ciszej, może nawet konspiracyjnie. Uśmiechnęłam się lekko i zaprzeczyłam ruchem głowy. Ten jakby nagle się rozpogodził i ruszył żwawym krokiem ku Zabiniemu. Wzruszyłam bezradnie ramionami i ruszyłam za nim. Blaise zwrócił głowę w naszą stronę i uśmiechnął się.
-Cześć Fred, jak ci życie mija? - powiedział wesoło Zabini. Fred oduśmiechnął się lekko i zerknął na mnie delikatnie. Nie mam pojęcia co to miało znaczyć, ale wyszczerzyłam się głupio.
-Dosyć dobrze, a u ciebie? - odparł radośnie Weasley. Blaise ruszył spokojnym krokiem ku barowi opowiadając co u niego. Coś w jego zachowaniu jakby się zmieniło, stał się jakby bardziej empatyczny, albo po prostu mi się wydawało. Jego oczy jednak świeciły ogólną radością. Weszliśmy bez żadnych ekscesów ani karykatur po drodze do pubu pod Trzema Miotłami. Uwielbiam to miejsce. Uśmiechnęłam się przekraczając próg. Specyficzny zapach palonego karmelu i spirytusu. Usiedliśmy przy jednym ze stolików, a ja podałam galeona Fredowi, po czym ten ruszył po Ognistą.
-Mam do ciebie pytanie - mruknęłam patrząc na Zabiniego. Ten spojrzał na mnie trochę zdziwiony. Zbyt rzeczowy ton, to na pewno przez to. Położyłam mu dłoń na ręce i wzniosłam wzrok na jego twarz. - Widziałam za dużo wczoraj, chciałam cię znaleźć i zobaczyłam cię... W czyichś ramionach - dodałam cicho, niby konspiracyjnie. Ten lekko zburaczał i uśmiechnął się delikatnie. Zaśmiałam się wesoło i walnęłam go w ramię.
-Nie chciałem ci nic mówić, póki nie jest to oficjalne - wybełkotał pod nosem zaczerwieniony. To wyglądało komicznie, taki pewny siebie mężczyzna był zawstydzony. Chyba zapiszę sobie to gdzieś. Pocałowałam go w policzek i spojrzałam w stronę baru skąd nadchodził Fred z trzema szklaneczkami. Postawił je na stoliku zezując lekko na dłonie moje i Zabiniego. Zabrałam jedną ze szklaneczek i upiłam delikatnie trunku. Ognista ciecz rozlała się po moich wnętrznościach. Mogłam w spokoju umierać. Wyszczerzyłam się błogo w kierunku Freda, ten tylko zaśmiał się rozbawiony. Nie pamiętam dokładnie co działo się dalej. Wszystko działo się za szybko. Nie mówię tu o żadnych przywidzeniach, ani pojawiających się bliznach. Po prostu wyszło jak wyszło. Jakimś cudem udało nam się wrócić do Hogwartu, nawet ludzie nie patrzyli na nas jak na kretynów, albo tylko mi się tak wydawało...
Następnego dnia obudziłam się z dwiema rzeczami, jedną zaskakującą, a drugą bolącą. Leżałam wtulona w rudzielca w jego dormitorium z ogromnie wielkim bólem głowy. Rozsadzało mi mózg w środku. Spojrzałam na niego niespokojnie i wstałam gwałtownie.
Nie, to nie mogło być tak. Na pewno coś źle widzę, albo... To bez sensu.
-F-Fred... - wybełkotałam szarpiąc go za ramię. Ten uchylił powieki i spojrzał na mnie zaspany. Usiadł na łóżku i rozejrzał się. Spojrzałam na siebie. Byłam ubrana całkowicie, nawet buty zostały. Delikatnie się uspokoiłam i usiadłam na skraju łóżka rudzielca.
-Nigdy więcej nie tknę Ognistej - zawyrokował cicho i boleśnie Weasley. Udało mi się nawet uśmiechnąć. - Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - spytał jakby od niechcenia. To przez ból. Wzruszyłam bezradnie ramionami i westchnęłam głęboko. - Więc jeśli coś złego wczoraj zrobiłem, albo dzisiaj i tego nie pamiętam, przepraszam za to od razu - dodał z delikatnym uśmiechem i poklepał mnie po plecach.
-Wybaczam, a jeśli mi się udało wyrządzić tobie coś niemoralnego również za to przepraszam - odparłam lekko skatowanym tonem. Ten pokiwał lekko głową. - Nie żebym coś złego proponowała, ale z chęcią bym jeszcze pospała - dodałam cichszym tonem. Ten zrobił mi miejsce obok siebie i wsunęłam się pod kołdrę szybko. Podłożył mi ramię pod głowę, a ja niewiele myśląc położyłam się na nim i zamknęłam oczy.
-Śpij dobrze - wybełkotał cicho i zasnął. Uchyliłam powieki wpatrując się w niego przez moment. Po chwili i ja odleciałam.
Nie zmieniłaś się od tamtego czasu. Wyglądasz tak samo, zachowujesz się tak samo. 
Nie wstyd ci? 
Tacy jak ty zawsze kończą pod mostem, albo jako panie do towarzystwa. 
On chyba nie byłby zbyt zadowolony. Nie chciał dla ciebie takiego losu. Ojciec by ci pomógł, ale ten kretyn zakazał ci jakiejkolwiek interakcji z ojcem. Czyż Kroto nie był wielkim kretynem? Był największym spośród wielkich. 
Umrzesz w męczarniach, na jego oczach. 
Na ich oczach. 
Wszyscy będą patrzeć. 
Nikt nie zapłacze. 
Nawet nie uronią łzy.
Nienawidzą cię.
 -Ale po co mi to mówisz? Ja to wszystko przecież wiem... - odpowiedziałam zawodzącemu głosowi w mojej głowie. Nie wiem czy to przez wizje, czy przez Ognistą. W tym momencie miałam to daleko gdzieś. Po prostu chciałam się pozbyć tego głosu. Może mówić wszystko, ale nie powinien obrażać Kroto. To poniżej pasa. - Rozumiesz? Wiem, że wiesz co myślę. Wiem, że czytasz mi w myślach. Używasz oklumencji, a nawet czegoś lepszego. Jesteś w mojej głowie. Nie. Jesteś moją głową. Moimi myślami. Moim kłamstwem. Moim utrapieniem. Moim bólem. Moją samotnością. Moją osobą.
Nigdy cię nie zwyciężę, muszę z tobą żyć. Będę żyć.
Ktoś zaczął cicho powtarzać moje imię, więc uchyliłam delikatnie powieki. Patrzyłam wprost w oczy Weasley'a, który wymawiał moje imię. 
-Hart, czas wstawać - mruknął spokojnie - Jak się czujesz? - dodał siadając ma łóżku z nogami wciąż pod kołdrą. Ja również usiadłam. Przeczesałam odstające na wszystkie włosy strony.
-O wiele lepiej, bardzo ci dziękuję - odparłam z lekkim uśmiechem i wstałam - Muszę już iść, do zobaczenia - dodałam i podeszłam do drzwi do dormitorium.
-Do zobaczenia - odparł przecierając kłykciami oczy. Wyszłam z jego dormitorium i ruszyłam ku Pokojowi Wspólnemu. O dziwo było tam cicho i spokojnie. Pewnie jeszcze zajęcia trwają. Usiadłam na jednym z foteli ustawionych przy kominku. Spojrzałam w ciągle tlący się tam ogień. Załapię kolejnych kilka kar, potem Zabini mi to prze... Chwila, on się wczoraj przyznał. Przyznał się do czegoś ważnego. Wstałam gwałtownie, chyba aż za bardzo, bo zakręciło mi się w głowie lekko. Nie mogę teraz do niego iść. Tak nie wypada, prawda?
Od kiedy ja się troszczę o to co wypada, a co nie? Nie ważne, teraz nie pójdę. Szczególnie kiedy z kominka zaczęła wyciekać czerwona, metalicznie pachnąca ciecz. Opadłam na siedzenie i zaczęłam w spokoju oglądać spektakl.
Między rozżarzonymi węglami udało mi się dostrzec palącego się człowieka. Cała ta krew pochodziła właśnie od niego. Jednak mimo że się palił to się nie spalał. To przerażające, ale i piękne.
-Dzień dobry - powiedziałam przekrzywiając lekko głowę i wpatrując się mocniej w kominek. Ten kiwnął mi głową na powitanie. Uśmiechnął się nawet lekko, zalotnie. Zarumieniłam się delikatnie - Wygląda pan dzisiaj niesamowicie - dodałam z niekrytym zachwytem. Po co się z tym kłócić, jeżeli może mnie to rozłożyć na łopatki przy najmniejszym ruchu.
-Jesteś do niej podobna - wyskrzeczał, a może wycharczał mężczyzna w płomieniach. Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, chociaż sama w to nie wierzyłam.
Ona była zbyt piękna, zbyt ulotna, by być prawdziwą. Nie równałam się jej w żadnym calu.
Ale tak może miało być. Może to ja miałam to dokończyć tracąc wszystko co ważne, a może miałam stchórzyć. A raczej nadal mam.
~~~
Rozdział jest całkowicie z dupy, ale musiałam kilka kwestii powyjaśniać lub chociaż je poprowadzić. Czasami i takie rozdziały się zdarzają, ale czuję się o wiele lepiej wiedząc, że piszę i jakąś tam wenę mam. Nawet nie wiecie co to dla mnie znaczy. Była mocna abstynencja od pisania, bo nie widziałam w tym sensu. Nie potrafiłam wymyślić czegoś sensownego. Nie miałam rozrysowanego planu, szczegółowych postaci. Miałam pustą kartkę papieru i długopis. To za mało, wychodziły brednie. Nie potrafię tak pisać, chyba że akurat mnie coś najdzie. Ale wtedy opowiadania są podobne. Mają podobny koniec czy główny wątek. 
Przepraszam, że się rozpisuję i dziękuję wszystkim za jakiekolwiek komentarze. To dla mnie ważne.
Do tego życzę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku.
Pozdrawiam i nic nie obiecuję.