czwartek, 8 czerwca 2017

Rozdział trzydziesty trzeci

Do pomieszczenia wszedł Kingsley ze szklanką wody. Postawił ją przede mną. Upiłam trochę.
-Nigdy nie miała pani wrażenia, że pan Kroto coś przed panią ukrywa? - spytał starszy człowiek. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Każdy ma swoje tajemnice, ale zawsze wydawało mi się, że mówił mi wszystko - wybełkotałam cichutko. Ten pokiwał głową spokojnie.
-Mamy pewien trop co do tego kto mógł to zrobić. Mimo wszystkiego co pan Kroto zrobił zabijać czarodziejów nadal nie można - stwierdził starszy mężczyzna. Wlepiałam wzrok w jeden punkt na końcu pokoju. Nadal nie potrafiłam w to uwierzyć.
-Jestem jeszcze potrzebna? - spytałam wracając wzrokiem na nich. Kingsley zebrał wszystkie rzeczy do teczki.
-Nie, już nie. Będziemy panią informować. Jeśli ma pani jeszcze jakieś rzeczy lub informacje, które mogą się przydać - mruknął, a ja wyciągnęłam listy i naszyjnim z plecaka. Wstałam z siedzenia.
-Dziękuję, do widzenia - mruknęłam i wyszłam. Spojrzałam na Zabiniego. - Wracamy - dodałam poważnym tonem. Ten pokiwał głową i ujął moją dłoń. Wróciliśmy tą samą drogą. Maggie z informacji wlepiała wzrok w tyłek Zabiniego niby ukradkiem. Weszłam pierwsza w ogień. Wyszłam w gabinecie McGonagall. Ta wstała zza biurka.
-Jak ci poszło? - spytała spokojnie. Wyszłam przez drzwi. Zabini, który pojawił się w chwilę za mną usiłował cokolwiek wytłumaczyć. Nie wiedział nic. Pobiegł za mną i znowu ujął moją dłoń. Narazie sama musiałam sobie to poukładać. Poszliśmy do jego dormitorium. Nie było tam nikogo. Jeszcze przez jakieś dwie godziny nikogo nie będzie. Zabini wziął jakąś książkę i położył się w łóżku. Obok zrobił mi trochę miejsca. Wpakowałam się koło niego i przytuliłam się do jego boku. On objął mnie ramieniem. Chyba zamknęłam oczy. Cały dzisiejszy dzień mnie zmęczył. Zniszczył psychicznie. Kiedy uchyliłam powieki nadal czułam, że Blaise mnie przytula do siebie. Rozmawiał z kimś.
-Obudziła się - powiedział znajomy mi głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Davida. Siedział na łóżku koło łóżka Zabiniego. Nie wydawał się zły moją obecnością. Usiadłam na łóżku. Blaise nadal obejmował mnie w pasie.
-Opowiesz co się stało? - spytał gładząc mnie po plecach. Wciągnęłam powietrze i powoli je wypuściłam z płuc.
-Na początku Kingsley zapytał mnie o to jak Kroto zginął. Potem jak to się wszystko zaczęło. Powiedziałam moją wersję, którą on uznał za błędną. Według Ministerstwa Kroto mnie porwał, miał obsesję na moim punkcie. Moja mama nie zginęła, bo mnie urodziła, a dlatego, że pozwoliła mnie zabrać - wybełkotałam patrząc w stronę okna. Na krótką chwilę ręka Blaise'a na moich plecach zamarła.
-Wierzysz w to? - spytał cicho, a ja wzruszyłam lekko ramionami.
-Już nie wiem w co mam wierzyć - odparłam i westchnęłam głęboko. - Bardzo go kochałam i kocham. To się nie zmieni, ale z jakich pobudek to wszystko się stało? Nie ważne - dodałam, a Blaise uśmiechnął się lekko. - Mają mnie o wszystkim informować co do postępowania prawnego - mruknęłam. Ten pokiwał głową, a ja wstałam.
-Idziesz już? - spytał David.
-Tak, nie chcę wam przeszkadzać. Położę się u siebie - odparłam z lekkim uśmiechem. Podeszłam do drzwi. - Dziękuję -dodałam i zniknęłam w drzwiach. Ruszyłam trochę pewniejszym krokiem ku wyjściu. Wyszłam z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nogi od razu zaniosły mnie do mojego dormitorium. Nie zwracałam na nic uwagi. Ktoś chyba bełkotał moje imię od strony foteli. Wsunęłam ciało do dormitorium i położyłam się na łóżku. Nie było tam nikogo. Dziewczyny gdzieś siedziały po ludziach. Do drzwi ktoś zapukał. Słyszałam tylko otwierające i zamykające się drzwi.
-Ładnie to tak ignorować własnego chłopaka? - spytał tak dobrze znany mi głos. Spojrzałam na niego pustymi oczami. Usiadł koło mnie na moim łóżku. Przesunęłam się trochę, a Fred położył się obok. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
-Ministerstwo twierdzi, że Kroto obserwował moją matkę i porwał mnie, bo miał obsesję. Mają zdjęcia, dowody. Coraz bardziej im wierzę, ale nadal bardzo go kocham. Mimo wszystko, mimo że to może być prawda. Czy to normalne? - spytałam wodząc wzrokiem za moją dłonią gładzącą go po brzuchu.
-Ley, tak mi przykro - powiedział cicho Weasley i pocałował mnie w czubek głowy. Ten objął mnie i przytulił mnie do siebie lekko.
-Nie ma potrzeby, był dobrym człowiekiem. Dobrze mnie wychował, nigdy nie było mi źle. Mimo że będę mieć żal do niego o to wszystko, o ile to prawda, nadal będzie moją słabością. Nadal bedę cholernie tęsknić. Kiedy kogoś zabraknie oceniamy to po pustce jaka po nim została  - mruknęłam cicho, a on prawie bezgłośnie westchnął. Spojrzałam mu w oczy.
-Pamiętaj, że zawsze masz też mnie - powiedział cicho. Uśmiechnęłam się blado i pogładziłam go po twarzy. - Ley, muszę ci coś powiedzieć. Może i będzie to bardzo patetyczne. Może nie będziesz chciała mi tego samego powiedzieć - mruknął i podrapał się po głowie lekko. Już otwierał usta.
-Też cię kocham Weasley - wyszeptałam cicho. Tym razem była to całkowita prawda. Nie mówiłam tego nikomu tak naprawdę prócz Kroto. Nie lubiłam tego mówić. Za dużo w tym mocy, w dwóch słowach. Są jak obietnica, której trzeba dotrzymać. Jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. Pogładził mnie po policzku delikatnie. Uśmiechnęłam się blado i znowu zaczęłam wodzić wzrokiem za ręką gładzącą go po brzuchu.
Do dormitorium weszła Hermiona. Nie przejmowałam się tym wcale.
-Cześć Fred - powiedziała Granger i usiadła na swoim łóżku. Fred chyba drgnął, aby jej kiwnąć głową. - Jak było na przesłuchaniu Riley? - dodała równie obojętnym tonem. Nie wzniosłam wzroku na nią.
-Było super. Jedno z lepszych doświadczeń w życiu. Gorąco polecam - mruknęłam i westchnęłam głęboko. W uszach dźwięczał mi mój pusty głos.
-Nie musisz być taka sarkastyczna - burknęła Granger. Ugryzłam się tylko w język nie chcąc jej tak bardzo wyklinać. Nie dzisiaj.
-Zaraz będzie kolacja, idziemy? - spytał Weasley spokojnie. Pokiwałam twierdząco głową, ale nie ruszyłam się ani milimetr. - Ale do tego trzeba wstać -dodał lekko rozbawiony. Zsunęłam nogi z łóżka i wstałam. Wcisnęłam dłonie w kieszenie. - Idziesz Hermiono? - spytał Weasley przystając.
-J-Ja zaraz przyjdę - powiedziała niepewnie. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z dormitorium. Po schodach już się wspinał Ron.
-To na ciebie Hermiona czeka - zaśmiał się Fred. Mi się nawet udało lekko uśmiechnąć. Ron lekko się zaczerwienił na twarzy.
-Tak wyszło - powiedział tylko i zniknął w drzwiach dormitorium. Ruszyliśmy spokojnie do Wielkiej Sali. Usiadłam na swoim niezmiennym miejscu, między bliźniakami Weasley. Nawet nie wiedziałam ile dziewczyn tak bardzo mi tego miejsca zazdrości.
-Zjesz coś? - spytał Weasley nakładając sobie tosta na talerz. Nałożył mi też jednego. Spojrzałam na niego, wyglądał w porządku. Nic nie ciekło z niego, nic nie pełzało. Ugryzłam. Skrzywiłam się. Wyplułam. Popiłam wodą.
-Jednak nie zjem - powiedziałam patrząc na maź wokół wyplutego tosta. Ten pogładził mnie po udzie lekko.
-Jak skończę to pójdziemy po normalne jedzenie - mruknął spokojnie i dojadł swojego tosta. Dopił sokiem dyniowym. Rozglądnęłam się po Sali. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. O dziwo, ich dosyć spora radość nie denerwowała mnie wcale. Nie było we mnie prawie żadnych emocji. Pustka jednak bolała najbardziej. Czy jeśli Kroto by żył dalej brnął by w te domniemane kłamstwa?
Spojrzałam na Freda. On lekko się uśmiechnął. Skończył tosta. Wstał od ławy i ruszył do drzwi. Przepuścił mnie w przejściu i zaczął prowadzić mnie jakimiś korytarzami. Spokojnie szłam za nim. Ufałam mu. Byle potem mi nie powiedział, że ma obsesję na moim punkcie, bo urodziłam się tego samego dnia, kiedy ważna osoba mu umarła! Zatrzymałam się i osunęłam się po ścianie za mną. Ukryłam twarz w dłoniach.
-Ley, co jest? - spytał Weasley kucając koło mnie. Spojrzałam na niego. Starałam się zachować poważną twarz. Tak naprawdę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaczynam mieć paranoję. Całe życie ufałam jednemu człowiekowi, nagle się okazuje, że wcale może nie był taki za jakiego go uważałam.
-Nie wiedziałam, że coś tak małego może mnie tak zaboleć - mruknęłam cicho, a on pogładził mnie po policzku. Chyba wypłakałam wszystko w ostatnich dniach. Fred usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. To była jedna z tych rzeczy, za które byłam mu wdzięczna. Jednak z tyłu głowy mimo że wiedziałam, że to wszystko się spieprzy miałam światowi za złe, że ma to tak wielkie oddziaływanie na ludzi tak mi bliskich.
~~~
Szybki rozdział. Trochę bez sensu, niewiele wyjaśnia, jednak zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Jak szybciutko :o Tak trzymaj :3
    Co do rozdziału. Niby nic takiego się nie dzieje, ale są pokazane emocje Ley. I to w jaki sposób. Najpierw ta izolacja. Informacje dopiero docierają, układają się w głowie. Później próba powrotu do normalności, ułożenie sobie tego wszystkiego. A na koniec uderzenie rzeczywistości i całkowite załamanie. Tak bywa ;-;
    Ale przy tym jak ładnie pokazane zachowanie najbliższych. Blaise, który mimo że nie wie o co chodzi jest przy Riley. David gotowy pomóc, wgl nie zrażony jej obecnością. No i Fred. opiekuńczy i bardzo taktowny na koniec.
    Śliczny rozdział. Czekam na kolejny *-*
    Pozdrawiam cieplutko c:

    OdpowiedzUsuń