piątek, 30 marca 2018

Rozdział pięćdziesiąty ósmy

Stanęłam na ciemnej posadzce z kamienia. Wokół mnie roztaczały się wysokie ściany w kolorach szarości i bieli. To pomieszczenie, w którym staliśmy wyglądało na wielki hol. Crouch dalej trzymał mnie za ramię.
-Zaprowadzę cię do twojego pokoju - powiedział spokojnym tonem. Ja nawet nie stawiałam oporu chłonąc każdą mijaną powierzchnię.
Od puszystych białych dywanów położonych przed monumentalnymi kominkami z czerwonej cegły, przez wielki, wiśniowy stół w jadalni z najbielszym obrusem, jaki dane mi było ujrzeć w życiu, aż do kunsztownie zrobionych schodów prowadzących prosto na pierwsze piętro. Barty musiał nadawać mi tempo, abym nie zostawała w tyle. Jednak nie wydawał się wcale zdenerwowany przez moje ciekawskie zachowanie. Nie wiem czy spowodowane to było obecnością ojca, czy po prostu zdarzało mu się być milszym. A może sam, gdy pierwszy raz ujrzał te wnętrza tak się zachował? Dlaczego tak okrutny człowiek ma tyle pieniędzy i tak idealny dom?
Weszliśmy do sporego pokoju. Na ciemnych podłogach odznaczały się jasne dywany rozrzucone w kilku miejscach. Na środku pokoju stało łóżko z baldachimem pościelone jasno-niebieską pościelą. Ściany świeciły jasno-szarym kolorem.
-Za godzinę będzie kolacja. Ojciec cię na niej będzie oczekiwać. Zalecam przyjście - powiedział poważnym tonem puszczając moją rękę. Kiwnęłam lekko głową i podeszłam do okna.
-Barty? - spytałam cicho i spojrzałam na niego. Ten złapał mój wzrok. - Co się stanie jeśli nie przyjdę? - dodałam, na co on lekko posmutniał. Na moment zapadła cisza, jakby oczekiwał, że cofnę słowa. Że przemyślę to jeszcze.
Nic takiego się nie stało.
-Zalecam przyjście - powtórzył dalej bardzo poważnym tonem, lecz jego twarz wyrażała coś kompletnie innego. Jeszcze przed udzieleniem odpowiedzi wiedziałam, że nigdzie się nie ruszę. Nawet jakby miał tu wparować i mnie zabić. Nie mam zamiaru mieć czegokolwiek wspólnego z tym człowiekiem. Położyłam się na łóżku. Ciekawe co się musiało teraz dziać w Hogwarcie. Mam nadzieję, że Fred nie będzie mi miał tego za złe, że go opuściłam. Może mu się jakoś wytłumaczę, bez wielu szczegółów. Bez wspominania, że jednak udało mi się odnaleźć mojego biologicznego ojca. A raczej, to on odnalazł mnie, a ja nie byłam z tego powodu jakoś specjalnie zachwycona. Tak intensywnie o tym myślałam, że aż zasnęłam.
Obudził mnie docierający do każdej komórki mojego ciała ból. Rozdzierał moje wnętrzności na najmniejsze kawałeczki.
Zacisnęłam powieki i zagryzłam zęby. Poczułam rozlewającą się krew po moich ustach. Chyba z nosa również trysnęła mi krew. Nigdy nie chciałam tak bardzo umrzeć. Nigdy.
Słyszałam jakieś niewyraźne wrzaski. Chwilę potem nie czułam już nic. Jakby moje serce i mózg ustały. Przestały działać.
Umarłam?
WRESZCIE?!
Uchyliłam powieki, tym razem leżałam pod kołdrą. Zza zasłon przedzierało się do pokoju słońce. Tworzyło delikatne smugi na jasnych dywanach. Ledwo udało mi się podnieść na rękach jak z waty. Na fotelu obok łóżka spał Crouch. Zsunęłam nogi z łóżka i dotknęłam jego dłoni. Ten poruszył się gwałtownie i spojrzał na mnie.
-Zostaw ją Reginaldzie - fuknął na mnie, a ja odsunęłam się lekko. Ten przetarł dłońmi twarz. - Przepraszam, myślałem, że to twój ojciec - zreflektował się i podniósł z fotela.
-Co tu się właściwie dzieje? - spytałam cicho. Ten rozglądnął się i przyłożył palec do ust. Wyciągnął ku mnie dłoń, którą złapałam. Ruszyliśmy do łazienki. Ten zaczął rozpinać koszulę.
-Rozbieraj się - wycedził cicho przez zęby. Wpatrywałam się tępo w jego palce rozpinające kolejne guziki. Zgłupiałam. Przystanął na moment. - Hart, do cholery - jęknął i potrząsnął mną na moment sadowiąc swoje ręce na moich ramionach. Kiwnęłam głową i zsunęłam z siebie sweter i spodnie. Ten wszedł pod prysznic w samych bokserkach i machnął dłonią na mnie, żebym też weszła. Zrobiłam co kazał dalej bardzo niepewnie, ale miał tyle szans, żeby mnie wykończyć, że wyrwał mi się moment zaufania. Chwilę mocował się z ustawieniem odpowiedniej temperatury i dopiero, gdy jedyne co było słychać to cieknąca woda nachylił się nade mną.
-Powiesz cokolwiek? - spytałam lekko płaczliwym tonem. Ten kiwnął spokojnie głową.
-Ściany mają uszy, tylko tak jesteśmy jakkolwiek bezpieczni przed podsłuchaniem, więc poza tym miejscem nie możesz się ze mną komunikować werbalnie. Oberwiemy za to oboje, a jeszcze raz tego koszmaru, na pewno nie chcesz przeżywać - wyszeptał i nabrał powietrza gotowy odpowiedzieć wreszcie na moje pytanie. - Riley, przez całe twoje życie twój ojciec, Reginald Cromwell, starał się ciebie znaleźć, tylko po to, żeby zrobić z ciebie swoja wymarzoną i posłuszną córeczkę. Jednak przez cały ten czas Kroto dobrze cię ukrywał przed nim. Dopiero po jego wyeliminowaniu był w stanie coś zrobić - zacisnęłam dłonie w pięści. Gniew narastał w moich piersiach. - Może nie było między nami najlepiej Riley, ale chciałem mu pomóc. Wiem, do czego jest zdolny, a ty jeszcze kiedyś będziesz mi potrzebna, ale żywa. Powiedzmy, że w pewnym sensie cię chronię - mruknął już spokojniejszym głosem. - Reginald chce, żebyś została Śmierciożerczynią i nigdy nie wróciła do Hogwartu. Od obu rzeczy musisz go odwieść. Dla twojego dobra i całego pieprzonego Hogwartu, a może i całego Magicznego Świata - powiedział kładąc mi dłonie na ramionach i spojrzał mi prosto w oczy.
-Jak? - zdołałam wyartykułować. Po głowie odbijało mi się każde jego słowo, mimo że mokłam coraz bardziej. Crouch tak samo. Brązowe włosy przyklejały mu się do czoła. Moje włosy wchodziły mi w oczy.
-Coś wymyślisz, musisz być cholernie posłuszna i dopóki nie wrócisz do Hogwartu udawać wymarzoną córkę. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale nie możesz nawet przez chwilę wyjść z tej roli. Naprawdę nie powiedziałem, tego, że ściany mają uszy tylko po to, żeby skończyć z tobą pod prysznicem - powiedział poważnym tonem. Kiwnęłam głową wierząc mu. - Musisz zdobyć jego zaufanie. Kiedyś mi podziękujesz, jak się dowiesz dlaczego tak bardzo ryzykuję - dodał przejeżdżając dłonią po czole. Przyklejone włosy wylądowały na czubku głowy.
-Czy ojciec - mruknęłam, ale zaprzeczyłam ruchem głowy - Czy on potraktował mnie Crucio? - spytałam cicho. Crouch tylko kiwnął twierdząco głową.
-Nie jeden raz - przyznał tylko cicho. Spuściłam na moment głowę w dół i zacisnęłam powieki. Pierwszy raz ktoś powiedział przy mnie Niewybaczalne, ktokolwiek go użył. NA MNIE! Uchyliłam powieki i ponownie spojrzałam na Croucha.
-Dziękuję - powiedziałam już opanowanym tonem, a ten pogładził mnie po linii żuchwy. Zwrócił wzrok na drzwi i otworzył prysznic. Wyszedł spod niego i zaczął się suszyć. Włączyłam letnią wodę i oparłam czoło o drzwi prysznica. Odetchnęłam głęboko i uniosłam wzrok na Bartyego, który właśnie zapinał guziki koszuli.
-Kolacja za pół godziny, bądź punktualnie - wymamrotał, a ja kiwnęłam głową. Crouch wyszedł z łazienki. Zamknęłam wodę i wyszłam przemoczona spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i wsunęłam się do pokoju. Nagie stopy zanurzyły się w puszystym dywanie. Przymknęłam powieki na moment. Podeszłam do szafy zsuwając z siebie wszystko. Wyciągnęłam jakąś czarną sukienkę. Położyłam to na łóżku. Podeszłam do komody z zapewne bielizną. Mimo że nigdy nie spotkałam Reginalda, to jednak wiedział o mnie dokładnie wszystko. Nawet mój własny pokój nie był tak dobrze wyposażony. Założyłam wszystko na siebie, a wilgotne włosy spięłam z tyłu głowy. Podeszłam do lustra. Postać w nim widoczna miała mocno podkrążone oczy, a z jej twarzy biła obojętność.
-Pieprzony zdrajca - mruknęłam cicho i ruszyłam do drzwi. Uchyliłam je i ruszyłam krętymi schodami na dół. Zaczęłam krążyć wokół kilku pokoi po drodze. wreszcie znalazłam ten z wiśniowym stołem suto zastawionym, lecz z trzema nakryciami. Reginald właśnie siadał do stołu, a Barty stał zniecierpliwiony. Mężczyzna ujrzał mnie, a na jego twarzy wykwitł lekki uśmiech.
-Tym razem zjesz z nami? - spytał wesoło Reginald. Kiwnęłam twierdząco głową siląc się na miły uśmiech. Usiadłam między nim, a Crouchem.
Przedstawienie czas zacząć.
~~~
Tak strasznie spodobała mi się niegdyś pewna scena z jednej książki, że postanowiłam ja tu przywołać. Ale mimo to pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Znowu ten dziwny ścisk w żołądku czytając rozdział.. Wiele się tu przewinęło, a postawa Croucha mnie tak bardzo cieszy ❤️ Chociaż i tak wiem że w ten sposób byś to poprowadziła. Obie wiemy jak wspaniałą jest on postacią xd
    Nie dziwi mnie pierwsze wrażenie Riley na dom jej ojca. Każdemu zaparłby dech. Nie dziwi mnie także jej postawa. Wiem, że tak czy inaczej szłaby w zaparte i sprzeciwiała się pjcu dalej. Jednak prośba Barty’iego była wyraźna.
    Aż mnie skręca jak myśle co może się dziać dalej! Oby następny rozdział pojawił się równie szybko ❤️
    Pozdrawiam cieplutko c:
    T

    OdpowiedzUsuń