Przetarłam oczy dłońmi. Dzisiaj mieliśmy iść do Hogsmeade, ale czułam, że jeśli Weasley nie ruszy do mnie swojego tyłka, to nawet nie będę miała motywacji, by wstać z łóżka, na którym obecnie siedziałam. Wiadomość o ojcu wbiła mnie tak mocno w siedzenie, że nie miałam ochoty na żadne bratanie się z ludźmi. Dziewczyny szykowały się na jakieś randki czy kupowanie śmieci w sklepach.
-Różowe czy niebieskie? - spytała Lavender, gdy ja wsuwałam się pod kołdrę. Usłyszałam szuranie nogami w stronę, z której przed chwilą dobiegał głos Brown.
-Niebieskie - stwierdziła po chwili zastanowienia Hermiona. Skuliłam się pod kołdrą i zamknęłam oczy. - Nie idziesz? - spytała Granger zdziwionym głosem. - Przecież kochasz pić pod Trzema Miotłami - dodała dalej lekko zaskoczona. Westchnęłam głęboko.
-Przygotowuję się mentalnie, żeby móc unikać ludzi w Hogsmeade - mruknęłam spod kołdry. Wyobrażałam sobie głębokie oburzenie na jej twarzy. Chyba prychnęła pod nosem i zajęła się swoimi sprawami.
-Myślicie, że to dziwne, że cieszę się z wyjścia z Ronem? - spytała już spokojniejszym tonem Granger. Zapadła chwila ciszy.
-To chyba dobrze. Ron jest - Brown urwała jakby próbowała zebrać myśli. - Jest w porządku - dodała, jednak w jej ustach nie brzmiało to przekonująco.
-Ron jest porządnym chłopakiem, nie powinnaś mieć wątpliwości czy się cieszyć, że z nim wychodzisz - mruknęłam spod kołdry. Znowu zapadła chwila ciszy.
-Dziękuję - powiedziała niepewnie Hermiona. Mocniej się skuliłam pod kołdrą. Do drzwi ktoś zapukał. Zacisnęłam powieki mocno. Drzwi się otwarły z lekkim skrzypnięciem.
-Jest Ley? - spytał tak dobrze znany mi głos.
-Przygotowuje się mentalnie na socjalizację - powiedziała Brown spokojnie. Ten zaśmiał się lekko i zaczął sunąć stopami ku mojemu łóżku. Po chwili materac ugiął się pod jego ciężarem. Poczułam dłoń na żebrach.
-Jesteś już gotowa? - spytał przybliżając głowę do miejsca, gdzie znajdowała się moja głowa. Odetchnęłam głęboko pod kołdrą i wysunęłam skołtunioną głowę. Zaprzeczyłam ruchem głowy i usiadłam w łóżku. Ten pogładził mnie po policzku i wstał z łóżka. Wyszłam z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i wyciągnęłam czarny sweter. Zrzuciłam koszulkę z siebie i założyłam sweter na siebie. Przeczesałam jeszcze dłońmi włosy i spojrzałam na Weasleya.
-Mniej więcej - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego lekko. Ten podszedł do mnie i złapał mnie za dłoń. Wyszliśmy z dormitorium, a potem z Pokoju Wspólnego.
-Dziękuję za dzisiaj rano i za wczoraj, za wyrozumiałość - mruknął schodząc koło mnie po schodach. Ścisnęłam lekko jego dłoń.
-To ja powinnam ci podziękować za to co zrobiłeś - odparłam zwracając głowę w jego stronę. Ten uśmiechnął się blado, gdy wyszliśmy na Dziedziniec Główny. Gdzieś w tłumie dane mi było zauważyć grupkę Ślizgonów. Przetarłam twarz dłonią. Prawdopodobnie wyglądaliśmy oboje jak najbardziej zmarnowani Gryffoni na świecie. Szliśmy spokojnie w stronę wioski.
-Najpierw Miodowe Królestwo? - zaproponował rudzielec. Kiwnęłam głową i skierowaliśmy swoje kroki ku sklepowi ze słodyczami. Fred uchylił drzwi. Po przekroczeniu progu na mojej i jego twarzy wykwitł lekki uśmiech. Weszłam do alejki pełnej czekoladowych słodyczy. Wrzuciłam w mały koszyk trzy Czekoladowe Żaby.
-Jeszcze kogoś nie masz z Kart Czarodziejów? - spytałam stając na palcach, by dostać jakąś czekoladę z nadzieniem z pianek. Fred ujął czekoladę i mi ją podał.
-Chyba z czterech postaci, ale zobaczymy w dormitorium co nam się dostało - powiedział zgarniając czekoladę z pistacjami z tej samej półki. Kiwnęłam radośnie głową.
-Mam jeszcze kilka u siebie w dormitorium to najwyżej ci je pokażę, bo ja nie zbieram - dodałam idąc wzdłuż alejki, by dojść do półki z Fasolkami Wszystkich Smaków.
-Dobrze - powiedział wesołym tonem i zgarnął z półki Pieprzne Diabełki. - Czemu jak przyszedłem do ciebie to siedziałaś pod kołdrą? - spytał, gdy wsuwałam dwa opakowania Fasolek do koszyka. Oglądnęłam trzecie pudełko.
-Jakoś tak straciłam ochotę na moment na wyjście - odparłam odkładając ostatnie pudełko Fasolek. - Gdybyś nie przyszedł to pewnie nawet bym nie wyszła spod kołdry - dodałam zwracając wzrok ku niemu. Ten kiwnął lekko głową. Wrzuciłam jeszcze pudełko Wielosmakowych Ślimaków i ruszyłam do kasy.
-Zapamiętam, jak będę chciał cię kiedyś jeszcze gdzieś wyciągnąć - zaśmiał się wesoło. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam wypakowywać zawartość koszyka na ladę. Kasjer zaczął podliczać ile jestem mu winna. Wyciągnęłam dwa galeony i położyłam na ladzie, zanim powiedział mi liczbę.
-Reszty nie trzeba - powiedziałam patrząc na zaskoczonego chłopaka. Ten uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Dziękuję - odparł naprawdę zadowolony. Machnęłam ręką, że to nic takiego. Potem skasował zakupy Freda i oboje wyszliśmy z Miodowego Królestwa.
-Mogę wrzucić moje rzeczy do twojego plecaka? - spytałam widząc bordowy plecak przewieszony przez jego ramię. Ten otworzył plecak i podstawił mi go pod zakupy. Wrzuciłam tam słodycze.
-Idziemy do Zonka? - spytał z uśmiechem ponownie umieszczając kupione rzeczy na plecach. Spojrzałam na niego i na pub pod Trzema Miotłami.
-Może ja pójdę tam, a ty jak skończysz w Zonku, po prostu do mnie dołączysz? - spytałam z uśmiechem. Ten kiwnął głową i cmoknął mnie w czoło lekko. Weszłam do pubu. Podeszłam do mężczyzny za ladą.
-Co podać? - spytał wycierając szklankę. Spojrzałam na wystawę trunków za nim. Odnalazłam moją ulubioną Ognistą.
-Szklaneczkę Whisky - powiedziałam pewnym głosem. Zielone oczy barmana zbadały mnie zdziwione, po czym lekko wzruszył ramionami i podał mi alkohol. Położyłam na ladzie kilka sykli i usiadłam przy stoliku blisko baru. Rozglądnęłam się wokół, ale wszyscy wyglądali trochę podejrzanie. Upiłam dwa łyki trunku. Do baru ktoś wszedł i ruszył w stronę lady. Jego twarz była lekko zdeformowana, ale oczy i włosy poznałam od razu. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Uciekaj - wybełkotał zwracając głowę w moją stronę. Potem znowu wrócił wzrokiem na barmana. Wstałam od stolika i zostawiając alkohol ruszyłam do łazienki. Jeśli już nawet Crouch każe mi uciekać, to jednak coś jest na rzeczy.
W kabinach nie było nikogo. W ogóle ta łazienka nie wyglądała jakby była używana przez kogokolwiek w ciągu ostatnich dwóch lat. Na końcu było małe okno, ale wyglądało na takie, przez które dałabym radę się przecisnąć. Podeszłam do niego i zaczęłam próbować je uchylić lekko. Stawiało mocny opór, skrzypiało za każdym mocniejszym ruszeniem. Na zewnątrz słyszałam tylko powolne kroki w stronę łazienki. Brzmiały jak wielkie buty zmierzające w moją stronę. Zaczęłam trochę panicznie ciągnąć za okno. Wreszcie udało mi się je uchylić na tyle, że mogłam przez nie przejść.
Wtedy drzwi do łazienki się otworzyły. Stanął w nich wysoki mężczyzna. Czarne włosy przeplatane siwymi pasmami gładko opadały mu po plecach związane w kucyk na karku. Zielone oczy w momencie rozszerzyły się.
-STÓJ - ryknął na mnie, a ja w tym momencie właśnie zsuwałam się z okna na ulicę. Zaczęłam biec w stronę zamku Hogwart. Czułam, że mi nie odpuści, mimo że widziałam tego mężczyznę zdecydowanie pierwszy raz w życiu. Była spora szansa, że właśnie pierwszy raz ujrzałam swojego biologicznego ojca.
Zrobiłam to co kazał mi Kroto. Uciekałam. Najszybciej jak potrafiłam. Najdalej jak tylko mi się udało. Adrenalina dodała mi szybkości w zastraszającym tempie. Zatrzymałam się dopiero przy linii drzew Zakazanego Lasu i oparłam się o jedno z drzew zginając się w pół. Zaczęłam mocno dyszeć. Coś dotknęło moich żeber.
ZAMARŁAM.
Na przeciwko mnie ujrzałam parę brązowych butów. Uniosłam lekko wzrok i zarejestrowałam, że faktycznie należały do Croucha. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam się powoli prostować. Różdżka przesuwała się po moim ciele z każdym prostującym się milimetrem. Na twarzy Bartyego malowała się powaga, ale w oczach widziałam czysty żal. Jakby nie chciał do tego doprowadzić. Jakby przepraszał.
-Tak się wita ojca? - spytał mężczyzna stojący obok mnie. Skierowałam wzrok ku niemu, a jego różdżka zatrzymała się na moim gardle zmuszając mnie do uniesienia brody. Patrzyłam prosto w jego oczy. - Jesteś taka podobna do Frances - dodał spokojniejszym tonem i poczułam, że wbił nieznacznie mocniej różdżkę w moją krtań.
-Czego chcesz? - spytałam próbując panować nad drżeniem w głosie. Jeszcze nigdy nikt tak nieprzewidywalny i nowy nie groził mi z różdżką wymierzoną w moje gardło. Widać było, że jest potężniejszy od Croucha.
-Zabrać cię do domu, moja córka nie powinna chodzić do szkoły z takimi Szlamami - stwierdził poważnym tonem. Zmarszczyłam lekko brwi. Przez moment wyłapałam kontakt wzrokowy z Crouchem nie wierząc w to co właśnie usłyszałam.
-Słucham? - spytałam nie rozumiejąc z tego kompletnie nic. Już nawet przestałam uważać na różdżkę pod brodą. Mężczyzna westchnął głęboko.
-Zobaczymy co z ciebie będzie. Wypróbujemy twoje moce, zobaczymy czy jesteś godna żyć - stwierdził kiwając głową, jakby sam ze sobą się zgadzał. Nie wiedziałam jak zareagować, więc on po prostu popchnął mnie w stronę Croucha. - Zajmij się nią, będę u siebie, ty masz jej wszystko wyjaśnić - powiedział z wyższością i zniknął w obłoku czarnej mgły. Barty trzymał mnie za ramię dosyć mocno.
-Musisz z nim iść. On chce sprawdzić ciebie. Czy jesteś godna - powiedział już poważniejszym tonem. Ja patrzyłam na niego z tak wielkim niezrozumieniem w oczach, że aż westchnął. - Jednak jesteś głupia - mruknął i poczułam pociągnięcie w okolicy pępka.
Gdzie on mnie do cholery zabiera? Co tu się właściwie wydarzyło? DLACZEGO?!
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem... Oh, wprowadza coś nowego. Dosyć mi się podoba, bo chciałam jedną z rzeczy powoli wyjaśniać. Także zapraszam do komentowania i pozdrawiam.
Jak szybko! Świetnie, cieszę się ❤️
OdpowiedzUsuńOd momentu gdy Ley weszła do pubu czułam że bedzie gruba akcja. I się nie pomyliłam. Resztę czytałam czując ścisk w żołądku. Crouch z widocznym poczuciem winy.. To musi być ciekawy widok. Nie potrzebna była żadna informacja. Od razu było wiadome kim był ten gość. Świetny opis ucieczki. Prawie słyszałam głos Kroto, który kazał jej wiać. I to jak Barty pomaga jej ojcu.. Co on na niego ma?? Bo wiadome jest, że nie robi tego po znajomosci. Strasznie mnie to ciekawi. I co się bedzie dalej działo?? Daaamnn oby następny rozdział pojawił się równie szybko c:
Weny kochanie
T