poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Rozdział sześćdziesiąty pierwszy

~perspektywa Freda~
-Nie ma jej nigdzie, ani w Hogwarcie, ani w Hogesmeade, ani w Zakazanym Lesie. Hagrid by przecież wiedział - mruknąłem okrążając dormitorium po raz siódmy w ciągu ostatnich dwóch minut. Naprawdę cholernie się o nią bałem. Ostatnio jak zniknęła na dłużej to wróciła do Zabiniego, potem trochę do swojego domu. Wtedy martwiłem się równie mocno. Ale to przez sprawę sprzed jej ucieczki. Potrząsnąłem głową. Nie chciałem o tym w ten sposób myśleć.
-Wróci, to duża dziewczynka - odparł spokojnym głosem George leżący na swoim łóżku. Łatwo mu było mówić. Nie znał Ley tak dobrze jak ja. Nie wiedział, że jest postrzelona, bywa głupia, mocno depresyjna. Ale z drugiej strony jest najlepszym człowiekiem, jakiego poznałem w życiu. Nie wie do czego ta mała istota z piwnymi oczami jest zdolna, jeśli sobie coś usra. Drzwi do dormitorium się uchyliły i wszedł Lee z jakąś kopertą w dłoni. 
-Przyszło do ciebie na kolacji - powiedział podając mi świstek papieru. Kiwnąłem głową w podziękowaniu i otworzyłem list. Od razu rzuciły mi się w oczy zawijasy Ley. Serce podskoczyło mi do przełyku, aż musiałem usiąść z przejęcia. Zacząłem czytać. 
'Drogi Fredzie,
Przepraszam, że mnie nie ma w Hogwarcie. Że tak nagle zniknęłam. Za niedługo wrócę, muszę poukładać sobie kilka rzeczy. Nie martw się o mnie, nie panikuj.
Wszystko opowiem ci jak wrócę.
Bardzo cię kocham, Ley'
Przeczytałem każde słowo jeszcze z pięć razy. Żadne słowo z niego wcale mnie nie pocieszyło, a wręcz odwrotnie, trochę rozzłościło. Znowu robi coś na swoja rękę, potem będzie tego żałować, albo zasłaniać się tym, że mogła uratować tak wiele żyć. Nie musiała zgrywać bohatera. Spojrzałem znad listu na George'a. Ten patrzył na mnie uważnie.
-Od Ley? - spytał, a ja tylko kiwnąłem głową. - Powinieneś powiedzieć o tym Zabiniemu. Przy obiedzie pytał się mnie czy czegoś nie wiem - dodał bliźniak. Wstałem z łóżka.
-Zaraz wracam - mruknąłem i ruszyłem na dół po schodach. W Pokoju Wspólnym było kilkoro ludzi. Nie zwróciłem na nich najmniejszej uwagi. Zbiegłem po schodach przeskakując po kilka stopni naraz. Bardzo szybko znalazłem się przy wejściu do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Jakaś grupka chłopaków właśnie wchodziła do środka. Wsunąłem się za nimi. Mimo chamskich spojrzeń pognałem na górę do dormitorium Zabiniego. Zapukałem do drzwi.
-Proszę - usłyszałem ze środka. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Na łóżku leżał Zabini ze swoim chłopakiem, Davidem. Oboje spojrzeli w moją stronę bez większego zażenowania. 
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale Ley wysłała list i pewnie chciałbyś go przeczytać - stwierdziłem i podszedłem bez oporów do łóżka. Podałem mu świstek. Zabini patrzył na mnie zaskoczony, ale szybko zabrał mi kawałek papieru z ręki. Zaczął czytać, a ja w tym czasie nie potrafiłem ustać. Zacząłem wędrować po ich dormitorium. 
-W co ona się tym razem wpakowała - wybełkotał zmęczonym głosem Blaise. Spojrzałem na niego zeszklonymi oczami. Nie chciałem, żeby stało jej się coś złego. Już i tak cholernie dużo wycierpiała. 
-Znowu Hart jest ważniejsza ode mnie? - spytał czerwony na twarzy David. Oboje spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie byłem tak bliski uderzenia kogoś za głupie pytanie. Był tak blisko mnie, mojej zaciśniętej pięści.
-Słucham? - wymamrotał Blaise nie do końca rozumiejąc sens jego słów. David mimo to gotował się już bardzo wyraźnie. Wstał z łóżka i zaczął machać rękami łażąc po pokoju.
-Ona zawsze jest ważniejsza. Zawsze. Nawet jak jesteś pijany to pytasz o nią. Gdzie jest. Co się z nią dzieje. Ja się dla ciebie nie liczę. Miała się od ciebie trzymać z daleka - warknął na Zabiniego. Ten siedział oszołomiony. Ja aż usiadłem z wrażenia. Oboje patrzyliśmy po nim zbaraniali. 
-Słucham? - powtórzył się Blaise już bardziej protekcjonalnym głosem. - To dlatego tak się odsunęła ode mnie? To wszystko twoja robota? - dodał już krzycząc. Wymierzył wskazującym palcem w Davida wstając z łóżka. - Powinieneś już iść - powiedział głosem tak zimnym, że aż przeszły mnie ciarki. David umilkł trawiąc te trzy słowa. Po czym zebrał swoje ubrania i wyszedł z dormitorium z uniesioną głową. Zabini usiadł na łóżku i spuścił głowę w dół oddychając głęboko. Byłem w stanie patrzeć tylko w ścianę na przeciwko mnie tępym wzrokiem. Nie do końca wiedziałem co się właściwie stało.
~perspektywa Riley~
Po mojej głowie błąkały się w tym momencie najgorsze przekleństwa, jakie istniały. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie mogłam w to uwierzyć. Oparłam dłoń o futrynę. Było mi strasznie słabo. Słowa zamarły mi w gardle.
-Powinnaś wejść, Cromwell cię oczekuje - wybełkotałam niewyraźnie. Rebekah wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale chyba stwierdziła, że to bez sensu. Że nieważne co powie i tak niewiele to da. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam drzwi. Spojrzałam na nią.
-Nie wiedziałam, że tu będziesz - powiedziała spokojniejszym głosem, niż mój. Kiwnęłam głową, jakby wszystko było w porządku. Nie chciałam o tym myśleć na razie. Znowu oberwę od Reginalda za pierwsze lepsze gówno. Naprawdę nie chce za coś takiego. Za dowiedzenie się, że osoba, którą uznawałam za tak ważną dla mnie, okazała się jednym ze Śmierciożerców... Nie, gorzej, ich przywódczynią. A jednak Blaise miał rację, za żadne skarby świata nie chciałam się dowiadywać, że Rebekah była siostrą Voldemorta. Doszłam do jadalni. Bell... Riddle przybrała poważny wyraz twarzy, a ja zdobyłam się na blady uśmiech. Usiadłam koło Bartyego.
-Rebekah, jak miło cię widzieć - powiedział z uśmiechem mój ojciec i podał jej dłoń. Ta ujęła ją i kiwnęła głową. - Już pewnie zdążyłaś poznać moją córkę, Riley - dodał naprawdę szczęśliwy. Mój wzrok i Riddle się spotkały. Uśmiechnęłam się przyjaźnie, na co ona zareagowała bladym uśmiechem.
Moje wnętrzności chciały się wydostać na zewnątrz.
-Miło cię poznać - powiedziałam starając się jak najbardziej ukryć swój żal. Nie wiem czy przez zachwyt, czy po prostu dobrze to ukrywałam, ale Reginald wydawał się niczego nie wyłapywać. Riddle kiwnęła głową.
-Kojarzycie się? Obie chodziłyście do Hogwartu - powiedział wesoło Cromwell. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Gdzieś na korytarzach, może zdarzyło nam się porozmawiać - przyznała Riddle, ale zwróciła głowę ku Reginaldowi. Westchnęłam lekko.
Śniadanie podeszło mi do gardła.
-Co jest skarbie? - spytał Reginald lekko zaniepokojony. Spojrzałam w jego stronę z lekkim uśmiechem.
-Po prostu jestem trochę zmęczona, ale z chęcią porozmawiam z siostrą Voldemorta. Z chęcią bym posłuchała kilku ciekawych historii - dodałam patrząc na Riddle z uśmiechem. Przełknęłam ślinę. - Słyszałam, że kilkoro uczniów również jest Śmierciożercami. Sami chcieli dołączyć do Armii Voldemorta? Może nie mieli wyboru? Ale gdzieżby, na pewno chcieli sami - powiedziałam starając się nie brzmieć zgryźliwie. Nawet uśmiechnęłam się przyjaźnie na końcu. Riddle nałożyła trochę jedzenia na widelec i wsunęła go do ust. Jej twarz nie wyrażała dokładnie nic, tylko w oczach tlił się płomyk żalu, że w ten sposób się dowiedziałam. Może, że w ogóle się dowiedziałam? Może wtedy bym wcale jej nie obwiniała? Na pewno bym tego nie robiła. Miałam ją za dobrego człowieka.
Przełknęłam resztki śniadania.
-Jeśli nalegasz - powiedziała po upiciu łyka Ognistej Whisky stojącej przed nią. - Ale ostatnio nie robiłam nic ciekawego. Wszystko piszą w Proroku Codziennym. Ja się tylko nie zgadzam ze stwierdzeniem okrutni czy okropni - dodała z uśmiechem. Reginald zaśmiał się, jak z najlepszego żartu.
-Rebekah może nie jest największa, ale to na pewno najpotężniejsza czarownica tych czasów - przyznał z uśmiechem. - Wszyscy Śmierciożercy cieszą się, że jest naszą przywódczynią.
Z każdym jego słowem czułam, że potrzebuję coraz więcej powietrza, by moje płuca nie pękły wpół. Zupełnie jak w Korytarzu.
-Czy mogę was na moment przeprosić? - spytałam z uśmiechem wstając od stołu. Reginald kiwnął głową i zajął się żywą rozmową z Rebekah. Jedyne co do mnie docierało jak wychodziłam to moje imię i 'Mroczny Znak'. Nie chciałam dołączać się do tej okropnej rozmowy. Poszłam do pierwszej lepszej łazienki. Zwymiotowałam do toalety wszystko co zalegało mi w żołądku. Otarłam twarz papierem i skuliłam się w kącie łazienki. Schowałam twarz w dłonie.
-Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa... - mamrotałam wciskając paznokcie w wewnętrzne strony dłoni. Jak mogłam być taka głupia i tego nie zauważyć. Jak mogłam w to wszystko wierzyć. Jestem najgłupszym stworzeniem chodzącym po Ziemi. Do łazienki ktoś zapukał.
-Riley, Reginald kazał mi pójść po ciebie. Martwi się - wymamrotał zza drzwi Barty.
-Jest otwarte - wybełkotałam dalej kryjąc twarz w dłoniach. Crouch otworzył drzwi. Ja nawet nie uniosłam wzroku. Nie miałam siły. Usłyszałam zamykanie drzwi. Junior usiadł koło mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
-Wiem, że to ciężkie dla ciebie, ale musisz tam wrócić. Właśnie omawiają, gdzie umieścić twój Mroczny Znak. Musisz porozmawiać z Reginaldem. Odłożyć to na jak najdłuższy czas. Przynajmniej z miesiąc. Do wtedy powinno wszystko się wyjaśnić - mruknął spokojnie. Spojrzałam na niego z żalem w oczach.
-Przyjaźniłam się z siostrą Voldemorta, rozumiesz? I nic nie zauważyłam. Miałeś rację, jestem głupia. Kompletnie głupia - wybełkotałam, a te westchnął lekko. Położył dłonie na moich ramionach.
-Hart, teraz rozstrzygają się losy kilkorga ludzi. Jeśli ty będziesz mieć znak to wszystko się posypie. Nigdy nie będzie dobrze - powiedział patrząc mi w oczy.
-Crouch, dlaczego cały czas powtarzasz, że będzie dobrze? - spytałam cicho. Ten westchnął i wstał z podłogi. Podał mi dłoń. Ujęłam ją lekko.
-Po prostu raz mi zaufaj - odparł, a ja kiwnęłam głową. Z nowym nastawieniem znowu stawiłam się w jadalni.
-Na czym skończyliśmy? - spytałam z uśmiechem.
~~~
Trochę mi zabrał ten rozdział, naprawdę nie wiedziałam jak go poprowadzić. Niewiele wyjaśnia, a jednak strasznie dużo komplikuje. Ah, pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że widzę kolejny rozdział ♥
    Troska Freda tak mnie urzeka... Zdaje sobie sprawę z charakteru Ley, wie że zdarza jej się zniknąć, ale mimo to nie pociesza go nawet list od Hart. To urocze jak bardzo się o nią martwi c:
    Miło również z jego strony, że pomyślał, by poinformować Blaise'a. A jak już o nim mowa... Z jednej strony to trochę boli, jak się potoczyła sprawa z Davidem, ale z drugiej strony cieszę się, że ten wątek został poruszony. Mimo tego wszystkiego cieszę się, że sprawa wyszła na jaw, bo ja np ciągle czułam tę lekką niechęć do Davida po tamtej dziwnej sytuacji u Blaise'a w domu... Mam jednak nadzieję, że jakoś dojdą do porozumienia po tej sprzeczce. Głównie, że David oprzytomnieje...
    Co do Riley to na pewno jest dobrą aktorką. Dobrze odgrywa swoją rolę, mimo tak trudnej sytuacji. Jest ona trudna dla obu dziewczyn, ale show must go on xd Ładnie opisałaś uczucia targające Riley. Na pewno poczuła to ukłucie zdrady i nie dziwię się jej. Miała Riddle za dobrego człowieka, a okazała się niemal złem całego świata. Cóż... Nie liczę na poprawę tych stosunków, bo wiem jakie są realia XD
    Zaskakuje mnie w tym wszystkim Barty... Cholernie ciekawi mnie jaki będzie miał finał ta cała sytuacja...
    Dlatego właśnie pisz szybciutko, czekam z niecierpliwością.
    Kocham i ściskam mocno,
    T

    OdpowiedzUsuń