poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Rozdział sześćdziesiąty

-Słyszałem, że jesteś w Gryffindorze - powiedział podnosząc do ust kawałek kanapki. Spojrzałam na niego i kiwnęłam spokojnie głową. Zmarszczył brwi, wyraźnie nie był zbyt zadowolony. Nie mogłam jednak nic zrobić. Tiara Przydziału zostaje nałożona na głowę ucznia tylko raz w życiu. Nie ma od tego odstępstw, prawda? Przy postępującej ciszy zaczęłam lekko się niepokoić, że jednak jest sposób, bym nagle znalazła się w innym domu.
-Mimo to i tak mogę być świetną wtyką w Hogwarcie. Znam wielu Ślizgonów i udałoby mi się bez problemu wniknąć w ich środowisko i-
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu to może się im wszystkim wydać dziwne, że spędzasz więcej czasu ze Ślizgonami, niż Gryffonami. Nie chcemy wzbudzać podejrzeń, szczególnie w tak ważnej kwestii - mruczał pod nosem Reginald. Ja westchnęłam lekko i spojrzałam na niego błagalnie.
-Ale tato - wybełkotałam. Nagle cały świat zamarł. Wzrok Reginalda poszybował w moją stronę. Jego twarz wyrażała dogłębne zdziwienie, długie zmarszczki wokół ust ułożyły się w kształt litery o. W zielonych oczach dalej czaiło się niedowierzanie. Spojrzałam na Bartyego. Wyglądał dokładnie tak samo. Tylko kolor oczu się nie zgadzał. Każda ekspresja na ich twarzy, lekko uniesione nerwy twarzy. Takie same.
JAK TAKIE COŚ PRZESZŁO MI PRZEZ GARDŁO?!
-Riley - wyszeptał z przejęciem Reginald. W jego oczach zaskoczenie zastąpiła teraz łamana miłość z wszechogarniającym złem. Wydobywało się z każdej komórki jego ciała. Tylko teraz nie wiedziałam co dokładnie się wydobywało. Czy miłość, czy zło? Obie opcje były przerażające.
Reginald dotknął mojej dłoni swojej lekko i pogładził ją kciukiem. Zachował się dokładnie tak jak Kroto, gdy tylko miałam jakiś problem. Wtedy kiedy siadaliśmy przy stole w białej, trochę zbyt sterylnej kuchni.
Chciałam uciec. Zapaść się pod ziemię. Umrzeć najszybciej jak się da. Jednak twarz Reginalda po chwili zaczęła wyrażać ekstazę. Albo coś bardzo blisko tego.
-Teraz już wierzę, że uda ci się wszystko dobrze zrobić, nawet gdy będziesz wśród Gryffońskich śmieci - powiedział dumny z siebie. Uśmiechnęłam się bardzo blado, wydaje mi się, że ledwo widocznie. W głowie krążyło mi tylko, że jeśli słychać byłoby dźwięk łamanego serca, moje zdołałoby ogłuszyć ludzi w obrębie dwudziestu pięciu kilometrów. Przynajmniej.
-Dziękuję za to zaufanie - odparłam spokojnym tonem. Wewnątrz krzyczałam.
-Za to proponuję, żebyście mnie podwieźli do Lestrange'ów, a potem zrobili sobie dzień wolny, aż do kolacji. Barty zawiezie cię, gdzie tylko zechcesz. Pieniędzmi nie musisz się wcale przejmować. Służba przygotuje wszystko na przyjście Rebeki Riddle, rodzonej siostry Voldemorta - powiedział wyniosłym tonem. Był coraz dumniejszy ze swojego postępowania. Ze swoich słów. ZE MNIE! Wstał od stołu. - Teraz zbierzmy się i możemy ruszać - przyznał wesoło. Ja kiwnęłam głowa niezgrabnie i wstałam od stołu. Spojrzałam na Bartyego, który mimo zamkniętych już ust dalej przedstawiał wielkie zaskoczenie na twarzy. Nawet nie próbował tego ukryć. Reginald ruszył ku drzwiom wyjściowym, a Crouch zarobił w żebra lekko z mojego łokcia. Ten otrząsnął się. Spojrzał na mnie i już miał wygłaszać swoją opinię. Przyłożyłam palec do swoich ust i wróciłam wzrokiem do Reginalda. Widziałam jego satysfakcję, gdy otwierał drzwi przed nami.
-Kto kieruje? - spytał Crouch, gdy już trochę doszedł do siebie. Reginald podał mu kluczyki do stacyjki i z uśmiechem wsiadł na przednie siedzenie pasażera. Usiadłam z tyłu lekko przestraszona, jak wielką przyjemność zrobiło mu jedno, tak straszne, ale normalne słowo. Za kierownicą usiadł Crouch. Ruszył spokojnie drogą prowadzącą do wyjazdu z posesji. Przez całą drogę Reginald opowiadał o tym, jak bardzo chciał mieć córkę. Jak cholernie za mną tęsknił, mimo że widział mnie przed porwaniem może raz.
Często padało imię Kroto okraszone obraźliwym określeniem, jak pieprzony, szlama czy zachwytem z powodu jego śmierci. Z każdym takim razem paznokcie mocniej wbijały się we wnętrze moich dłoni, a Barty spoglądał przez ułamek sekundy w lusterko, by sprawdzić czy jeszcze się trzymam. Chyba dobrze udawałam, bo mimo wyrywanych wnętrzności jakoś dojechaliśmy do Lestrengów. Reginald otworzył drzwi swoje, potem moje.
-Siadasz z przodu? - spytał, gdy słońce padło na moją twarz. Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem i wstałam. Ten objął mnie na moment ramieniem i ruszył szczęśliwy ku wielkiemu Dworowi. Usiadłam z przodu i schowałam twarz w dłoniach pochylając się ku moim kolanom.
-Gdzie jedziemy? - mruknął Crouch wyjeżdżając z posesji Lestrengów. Podniosłam głowę ze zmęczonym wyrazem twarzy. Spojrzałam na mężczyznę.
-Zawieź mnie gdzieś, gdzie mogę wysłać bezpiecznie list, tak żeby nie przeszedł przez ręce Śmierciożerców - odparłam poważnym tonem. Ten kiwnął głową i skręcił w lewo.
-Riley, dalej nie wiem jakim cudem przeszło ci przez gardło słowo z czasu śniadania - mruknął rozglądając się po drodze. Spojrzałam na niego.
-Barty, ja sama nie wiem - wymamrotałam odchylając głowę do tyłu. Palcem znalazłam otwieranie okna. Uchyliłam je, a wiatr owiał moją twarz. Przymknęłam oczy. - Wiem tylko że wracam do Hogwartu. Do Freda - dodałam ciszej. Barty położył dłoń na moim kolanie i pogładził je przez moment.
-Będzie dobrze i tym razem jestem tego pewien - przyznał cicho i zabrał dłoń. Skręciliśmy na jakiejś mniejszej uliczce w prawo. Spojrzałam na niego.
-Od jakiegoś czasu jesteś tego bardziej, niż pewien. Co ty kombinujesz? - spytałam cicho. Ten uśmiechnął się blado. na moment zwrócił wzrok na mnie.
-Dowiesz się w swoim czasie, ale uwierz mi, to będzie jeden z najlepszych dni w twoim życiu - przyznał i skierował oczy na drogę. Westchnęłam lekko kręcąc z politowaniem głową. Wjechaliśmy na jakiś parking przed podrzędnym barem. - Tu jest na tyle bezpiecznie, że nie będziesz musiała się przejmować Śmierciożercami - dodał i otworzył drzwi. Bar wydawał się stary i bardzo zaniedbany. Wyszłam z pojazdu i zamknęłam drzwi. Ruszyłam śladem Croucha, który powoli zbliżał się do baru. Weszliśmy przez skrzypiące drzwi. Croucha od razu obległy tamtejsze kobiety, na których widok humor się poprawił mężczyźnie.
-Powiedz mi gdzie mogę napisać list, a ty się baw - powiedziałam spokojnie. Barty machnął ręką w stronę baru. Ruszyłam ku młodemu chłopakowi za barem, który wycierał właśnie szklankę. - Cześć, przychodzę tutaj z polecenia Bartyego. Mówił, że mogłabym wysłać stąd list do znajomego - powiedziałam spokojnie. Ten spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
-Powiedz mu, że jeśli nie ureguluje rachunku nici z przysług - wymamrotał najsłodszym głosem jaki słyszałam. Pogrzebałam w kieszeni spodni i położyłam na ladzie garść Galeonów.
-Wystarczy? - spytałam trochę zmęczonym głosem. Ten spojrzał na pieniądze, a potem na mnie. Był dogłębnie zaskoczony moim zachowaniem. Sama byłam nim zdziwiona, jednak zdeterminowanie do wysłania listu przezwyciężyło maniery. Chłopak kiwnął głową i wyciągnął spod lady pergamin i pióro. - Dziękuję - mruknęłam i zabrałam to do pierwszego lepszego wolnego stolika. Zaczęłam kreślić szlaczki na papierze. Co jakiś czas spoglądał na mnie barman wielkimi oczami, a gdy go na tym łapałam uciekał wzrokiem do stolika starszych panów. Zgięłam list i podeszłam do baru.
-Gdzie to wysłać? - spytał stawiając przede mną Ognistą Whisky. Uśmiechnęłam się lekko. Upiłam łyk. Alkohol rozlał się po moim gardle łagodnie je szczypiąc od środka.
-Fred Weasley, Hogwart - powiedziałam z błogim uśmiechem na twarzy. Ten kiwnął i zniknął na moment za drewnianymi drzwiami. Dopiłam trunek ze szklanki i odszukałam wzrokiem Bartyego, który właśnie bajerował ładną blondynkę. Gdyby nie to, że za niedługo mieliśmy się zbierać, to wylądowałby z nią w łóżku. A wyglądała na dobrą w te sprawy. Mężczyzna wrócił z zaplecza.
-Wysłane, podać coś jeszcze? - spytał nachylając się nade mną. Spojrzałam w jego stronę. Wskazałam dłonią na stolik Croucha.
-Pięć szklaneczek Whisky tam - powiedziałam, po czym zwróciłam dłoń na ladę. - Dwie tutaj - dodałam, a ten kiwnął głową. Tak minęła kolejna godzina. Blondynka usilnie starała się zaprowadzić Croucha na górę. Nie dziwiłam się jej wcale. Patrząc na niego, naprawdę nie miałam wątpliwości, że może się podobać kobietom. Jednak on cały czas jej odmawiał, droczył się z nią. Wymawiał się mną, o losie, nazywając mnie młodszą siostrą. Nie ważne, że nie byliśmy w jakikolwiek sposób spokrewnieni. Patrzyłam na to nie kryjąc rozbawienia. Ten wreszcie wstał od stołu i złożył na ustach blondynki pocałunek, którego zapewne nie zapomni jeszcze przez kilka miesięcy. Westchnęłam i wstałam od baru. Ten podszedł do mnie.
-Dopisz mi to do rachunku - powiedział Crouch w stronę barmana. Ten spojrzał na niego, potem wskazał na mnie kciukiem.
-Mała wszystko uregulowała. Już nie jesteś dłużny nic - odparł z uśmiechem barman i położył czystą szklankę na szafce za nim. Crouch spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Ruszyliśmy w stronę pojazdu.
-Nie musiałaś tego robić - przyznał otwierając mi drzwi. Wsiadłam do środka i zamknęłam drzwi. Zaraz po mnie wsiadł Crouch. Spojrzałam w jego stronę.
-Ty robisz dla mnie sporo, to chociaż tym się odpłaciłam - mruknęłam racjonalnie. Ten pokiwał głową z politowaniem. - Bracie - dodałam rozbawionym głosem. Ten szturchnął mnie lekko w ramię i ruszyliśmy ku dworowi Cromwella. Gdy dojechaliśmy przygotowania na powitanie panny Riddle jeszcze trwały. Wszystkim dyrygował Reginald.
-Cieszę się, że jesteście. Zaraz ma być - powiedział z przejęciem w głosie. Kiwnęłam głową lekko i ujęłam szklaneczkę z wodą. Nie zdążyłam nawet wypić łyka, gdyż rozległo się pukanie do drzwi. Nikt nie zrywał się do nich.
-Otworzę - mruknęłam cicho i wstałam od prawie zastawionego stołu. Reginald kiwnął głową, a ja ruszyłam ku drzwiom. Przeszłam przez długi korytarz do pięknych drzwi. Złapałam za klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Moim oczom ukazała się tak dobrze znana mi osoba.
-Rebekah?
-Riley?
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem, miałam na niego kilka pomysłów, w końcu wybrałam ten. Także zapraszam do komentowania i pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Nadal dreczy mnie to, iż Barty jest tak miły.. No ja rozumiem, że w jej obecności itp ale jednak... cos mi tu śmierdzi :o
    Właśnie.. jak Ley mogło przejsc to słowo przez gardło!? Jednak rozumiem, że chęć powrotu do Hogwartu, do Freda zmusza do tego typu kroków. Jak dotąd pięknie odgrywa swoją rolę.
    Hahah kobiety oblegające Croucha. Cóż, to nie jest trudny do wyobrażenia sobie obraz xD sama pewnie stałabym wsród nich xd
    Ajajaj konfrontacja HartxRiddle. No ciekawa tego jestem c:
    Jeszcze raz wszystkiego naj naj, pisz szybciutko no i co.. No i kocham cię mocno i tyle c:
    T

    OdpowiedzUsuń