piątek, 21 lipca 2017

Rozdział trzydziesty dziewiąty

Obudziłam się zapewne po kilku godzinach. Spojrzałam na Freda spokojnie. Nie spodziewałam się szczęśliwego, obudzonego człowieka. Miał lekko podkrążone oczy. Pocałowałam go w skroń. Delikatnie się poruszył i przewrócił na drugą stronę. Wysunęłam się spod kołdry. Spojrzałam przez okno. Słońce jeszcze nie wstało, ale śnieg na ziemi wyglądał niesamowicie w poświacie księżyca. Nałożyłam na siebie sweter i spodnie. Spojrzałam jeszcze raz na Weasleya. Tak bardzo nie chciałam go krzywdzić. Był zbyt dobrym człowiekiem. Znalazłam jakiś kawałek papieru. Wyczarowałam pióro.
'Drogi Freddie,
Nie chcę, żebyś był smutny z powodu mojej nieudolności. Narazie lepiej będzie jak mnie nie będzie. Nie martw się o mnie. Ciesz się życiem. Nie próbuj się smucić. Bardzo cię kocham, ale wiem jak bardzo łamię ci serce. Nawet nie wiesz jak niesamowicie tego nie chcę.
Ley'
Złożyłam kartkę na pół i położyłam koło niego. Spojrzałam na niego jeszcze raz i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach. W pokoju bliźniaków leżał George. Nie spał. Podeszłam do łóżka Freda.
-Idziesz gdzieś? - spytał cicho i spojrzał na mnie. Wyciągnęłam swój plecak spod łóżka. Zaczęłam dopakowywać rzeczy. Nie było tego zbyt wiele. Zahaczyłam jeszcze o łazienkę. Zrzuciłam rzeczy z szafki prosto do plecaka. Wróciłam do pokoju.
-Miałeś rację tam w Skrzydle Szpitalnym - mruknęłam cicho zapinając plecak. Westchnęłam lekko i usiadłam na łóżku. - Krzywdzę go i bardzo tego żałuję - dodałam jeszcze ciszej. Założyłam na siebie kurtkę.
-Co się stało tam na górze? - spytał cicho George. Wzruszyłam lekko ramionami, mimo że doskonale wiedziałam o czym wtedy myślałam. Nie był to zbyt dobry czas na gadanie o tym. Przełknęłam ślinę.
-Która jest godzina? - spytałam cicho. George przewrócił się na drugi bok.
-Zaraz będzie siódma - mruknął spokojnie patrząc na zegarek. Pokiwałam głową.
-Będę u Blaise'a. Możesz to powiedzieć Fredowi. On zdecyduje co z tym zrobi - powiedziałam cicho. Zarzuciłam plecak na plecy. - Przepraszam - dodałam i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie drzwi do domu Zabinich. Poczułam pociągnięcie w okolicy pępka. Stanęłam przed pięknymi wiśniowymi drzwiami. Każde drzewko na posesji było idealnie wystrzyżone, nawet zimą. Każdy kamień miał swoje miejsce. Ścieżka była odśnieżona. Zapukałam do drzwi. Usłyszałam powolne kroki w stronę drzwi. Tuż po ich otwarciu wylądowałam w ramionach Astrid odzianej jedynie w szlafrok.
-Riley, skarbie, co ty tu robisz? Nie miałaś być w Norze? - spytała lekko zaniepokojona. Odetchnęłam jej delikatnie kwiatowym zapachem. Spojrzałam na nią.
-Chciałam was odwiedzić po prostu. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedziałam siląc się na wesoły ton głosu. Ta nie wyglądała nadal na specjalnie przekonaną, ale przełknęła tę wersję. Otwarła szerzej drzwi i przepuściła mnie w nich.
-Nie przeszkadzasz, wejdź. Jadłaś już coś? - spytała już trochę spokojniej. Jej brązowa skóra świeciła zdrowym blaskiem. Włosy opadały po plecach jak wodospad. Była piękna.
-Jeszcze nie - przyznałam trochę zawstydzona. Ta pokiwała głową i posadziła mnie w przestronnej kuchni. Jeszcze na wakacjach była szara. Teraz zmieniła kolor na soczystą zieleń. Astrid postawiła przede mną kubek parującej kawy i talerz z dwiema kanapkami. Kiwnęłam głową z wdzięcznością.
-Zaraz przyjdę - powiedziała kobieta i zniknęła w drzwiach kuchni. Przetarłam twarz dłońmi, po czym upiłam trochę kawy. Szybko tego pożałowałam, bo była piekielnie gorąca. Odstawiłam ją przed siebie i zaczęłam jeść jedną z kanapek. Znowu do kuchni weszła Astrid, tym razem ubrana w dosyć obcisłą czarną sukienkę. Uśmiechnęłam się lekko.
-Ślicznie wyglądasz - stwierdziłam przyglądając się jej. Ta zaśmiała się lekko.
-Dziękuję kochanie - odparła i założyła na siebie płaszcz powieszony na oparciu jednego z krzeseł. - Blaise śpi u siebie, możesz go obudzić. Akurat tobie nigdy niczego nie ma za złe. Wrócę z pracy koło piętnastej. Czuj się jak w domu - dodała i pocałowała mnie w czubek głowy. Dość szybko zniknęła w drzwiach wejściowych posyłając mi krzepiący uśmiech.
Czuć się jak w domu potrafiłam tylko w prawdziwym domu. Jednak nie było to tutaj możliwe. Chociaż wiedziałam, że Astrid mimo wszystko będzie się starać, a Zabini nie da za wygraną, dopóki mu wszystkiego nie opowiem. Potem pewnie mnie opieprzy, może przytuli. Dojadłam kanapki i wsadziłam naczynia do zlewu. Ruszyłam na górę z plecakiem. Zawsze jak tutaj nocowałam to Blaise nie pozwalał mi spać nigdzie indziej, niż w jego pokoju. Zazwyczaj kończyło się na spaniu w jednym łóżku. Nigdy nie miało to jednak żadnego podtekstu seksualnego. Było po prostu dobrze, ciepło, miło i bezpiecznie. Oboje to szanowaliśmy, oboje wiedzieliśmy, że potrzebujemy tego mimo wszystko. Weszłam po cichu do jego pokoju. Położyłam plecak koło szafki nocnej. Blaise spał tak spokojnie, jak zawsze. Rozłożył się tylko na jednej części łóżka. Usiadłam na fotelu koło łóżka i delikatnie dotknęłam twarzy Zabiniego.
-Blaise - mruknęłam cichutko. Ten coś wybełkotał pod nosem i odwrócił się na drugą stronę. Uśmiechnęłam się lekko. Dotknęłam jego ramienia. - Blaise - powtórzyłam znowu cichutko. Dopiero wtedy uchylił powieki delikatnie i spojrzał w moją stronę. Zacisnął na moment powieki.
-Ley? - spytał cicho, a ja tylko pokiwałam głową. Zabini szybko usiadł na łóżku i przytulił mnie mocno. - Co ty tu robisz? - dodał nadal cicho. Wtuliłam się w jego nagą skórę na klatce piersiowej.
-Nie potrafię funkcjonować w normalnym świecie - mruknęłam cichutko, a ten przytulił mnie jeszcze mocniej. Odsunął się na moment.
-Wchodź pod kołdrę to pogadamy o wszystkim - powiedział spokojnie i zrobił mi miejsce. Zsunęłam z siebie spodnie i zmieniłam sweter na większą koszulkę Freda. Nawet nie wiem jak ona się znalazła w moim plecaku. Wsunęłam się pod kołdrę i oparłam głowę o ramię Zabiniego. - Opowiadaj od początku - poprosił i lekko ziewnął. W sumie wyrwałam go ze snu.
-Nie jesteś śpiący? Może najpierw byś dospał, potem pogadamy? - zaproponowałam cicho, ale on twardo zaprzeczył ruchem głowy. Westchnęłam lekko.
-Na samym początku było niesamowicie. Weasleyowie są cudowni. Molly tak kochana, że tego się opisać nie da. Potem rozdawaliśmy sobie prezenty. Dostałam album, ale o tym zapewne wiesz, bo skąd Fred miałby niektóre zdjęcia - mruknęłam i spojrzałam na niego kontrolnie. Na twarzy Zabiniego wykwitł delikatny uśmiech. Pokiwałam głową z politowaniem. - Molly i Arthur wyjechali wczoraj rano do Fleur i Billa. Zostawili nas wszystkich samych. Pojechałam po alkohol z Georgem. Wróciliśmy. Było ulotnie po obiedzie. Tańczyliśmy, skończyłam z Weasleyem w pokoju. Fred szybko zasnął. Zaczęłam myśleć jak byłoby gdyby mnie nie było... - usłyszałam cichutkie westchnienie i dłonie Blaise'a mocniej zaciskające się wokół mojego ciała. - Otwarłam okno, rozebrałam się. Sam wiesz jak teraz zimno jest nocami. Znaleźli mnie po kilku godzinach. Wychłodzenie nie było tak rozległe, ale jeszcze kilka chwil i mogłoby mnie nie być. Wtedy ich jedynym problemem byłby wybór miejsca zakopania mojego ciała - dodałam już prawie niesłyszalnie. Spojrzałam w oczy Zabiniego. - Krzywdzę go swoją zdolnością do autodestrukcji - mruknęłam i znowu spuściłam wzrok.
-Ley, nikomu nie byłoby łatwiej, jakby cię nie było. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - wybełkotał Zabini. Wiedział, że to nie pierwszy taki raz. W ciągu ostatnich kilku miesięcy krył mnie z trzy razy przed Fredem. Nie chciał, abym utraciła kogoś na kim mi zależy. Nie wiedział jednak, że jestem w stanie być taka głupia i spróbować w Norze. Zamknęłam lekko oczy.
-Przepraszam - mruknęłam cicho, a on pocałował mnie w czubek głowy.
-Nie przepraszaj. Wiem, że taka jesteś. Od tego jedynego nie potrafię cię jeszcze uchronić. Kiedyś mi się uda, narazie muszą mi wystarczyć nasze rozmowy - odparł cicho. Zaśmiałam się lekko. - Ley, jeszcze jedno. Na obiad ma przyjść kilkoro Śmierciożerców, mamy przegadać jak ma wyglądać moje dalsze bycie Śmierciożercą - dodał cicho. Pokiwałam lekko głową.
-Pomogę ci z wszystkim, nie martw się. Będę koło ciebie cały czas - odparłam cicho, a ten pocałował mnie ponownie w czubek głowy.
-Narazie idź spać Hart, obudzimy się za niedługo i zaczniemy coś robić - mruknął spokojniej i przykrył nas ciaśniej kołdrą. - Kocham cię - wybełkotał już w moje włosy, po czym usłyszałam ciężki oddech Zabiniego.
-Też cię kocham - odparłam bardzo cichutko. Wiedziałam, że przy nim nic mi się nie stanie. Nawet ze strony Śmierciożerców. Szczególnie ze strony Śmierciożerców. Prędzej oddałby swoje życie, niż pozwolił mnie chociaż dotknąć. Znowu jesteśmy skazani na ratowanie własnych tyłków.
~~~
Wracam z rozdziałem. Szczerze nawet mi się podoba. Musiałam to jakoś pociągnąć. Zostawiłam sobie spore pole do popisu. Także pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Podoba mi się. Bardzo :3
    Jednak nie podoba mi się, że Ley zostawia Freda. Wiem dlaczego, wiem czym się kieruje, ale nie podoba mi się to ;-; Ona tak cudownie się przy nim czuje. On przy niej. To taka piękna para.
    I ucieczka do Blaise'a. Dlaczego mnie to nie dziwi? Wspaniały przyjaciel. Zawsze pomoże, doradzi, wysłucha mimo wszystko.
    Naprawdę cudny rozdział ❤️ Oby następny powstał szybciutko :3
    Pozdrawiam słoneczko c:

    OdpowiedzUsuń