czwartek, 27 lipca 2017

Rozdział czterdziesty

Gdy wstałam Blaise'a już nie było. Wysunęłam się spod kołdry i podeszłam do lustra. Wyglądałam mniej przerażająco, niż zazwyczaj. Tylko ciemne worki pod oczami zdradzały, że cokolwiek złego się działo. Przeczesałam włosy dłonią i ruszyłam ku drzwiom. Po wyjściu z nich uderzył mnie piękny zapach pieczonego mięsa. Uśmiech delikatnie rozświetlił moją twarz i zeszłam po schodach. W kuchni stał Zabini w szarym fartuszku i białych bokserkach.
-David będzie miał takie widoki codziennie? - spytałam dosyć wesoło, a Zabini się zaśmiał. Usiadłam przy stole i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Rozejrzałam się po kuchni. Zegarek wyświetlał godzinę trzynastą.
-Długo spałaś - stwierdził Zabini podążając za moim wzrokiem. Ja pokiwałam lekko głową. - Śmierciożercy będą za jakąś godzinę. Nie chciałem, żeby mama w tym uczestniczyła. Miałem być sam i oni. Najwyżej coś mi by się stało - dodał cicho i wrzucił coś na patelnię. Zaskwierczało radośnie. Zupełnie odwrotnie stało się z atmosferą w kuchni. Wstałam i podeszłam do Zabiniego. Przytuliłam jego plecy lekko. On odwrócił się i przytulił mnie normalnie.
-Zawsze będę przy tobie, kiedy będziesz tego potrzebować - powiedziałam cicho. Ten pocałował mnie w czubek głowy lekko. Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich wielki ból, dużą niepewność i miłość.
-Nigdy w to nie wątpiłem - powiedział cicho. - Ley, prawie wszystko jest gotowe. Możesz iść się ogarniać. Śmierciożercy z zasady nie są punktualni, więc mogą być wcześniej. Zaraz do ciebie dołączę -  dodał spokojnie coś mieszając na patelni. Pokiwałam głową i ruszyłam na górę. Za długo nie pobawiłam w kuchni. Wsunęłam się do łazienki Blaise'a. Piękne, czyste białe płytki zachwycały blaskiem. Ściągnęłam z siebie ciuchy. Weszłam pod prysznic. Bardzo potrzebowałam zimnej wody obmywającej moje zmęczone ciało. Umyłam się dosyć szybko i ruszyłam do pokoju w ręczniku. Ubrałam bieliznę i zaczęłam suszyć włosy. Do pokoju wszedł Zabini i z uśmiechem ruszył do łazienki. Ściągnął fartuszek, więc wyglądał podobnie do mnie. Tylko, że o wiele bardziej nieprzyzwoicie przystojniej. Przeczesałam dłonią włosy i narzuciłam na siebie czarną koszulkę i czarne spodnie. Zapewne nie będę wystawała kolorystycznie od gości, ani gospodarza.
Zeszłam na spokojnie na dół. Weszłam do kuchni i zaczęłam zanosić jedzenie na srebrnych tacach przykrytych srebrnymi kopułami do stołu. Wszystko było takie idealne, tak niesamowicie kunsztownie zrobione. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i uchyliłam je lekko.
-Dzień dobry - powiedziałam spokojnie i wpuściłam ich do środka. Była tam rudawoblond kobieta, trochę przysadzista. Włosy miała mocno ściśnięte w kok z tyłu głowy. Ubrana w czarną sukienkę. Kojarzyłam ją z kilku artykułów gazet magicznych. Chyba nazywała się Carrow. Ten drugi też był chyba Carrow. Rodzeństwo. Jednak oboje nie byli ani ładni, ani przystojni. Ściśnięte razem wargi. Brak uśmiechu.
-Dzień dobry - odparł trzeci Śmierciożerca z lekkim śmiechem. Sam wzrok jego czekoladowych oczu lekko zwalił mnie z nóg. Był wysoki, przystojny. Brunet z obłędem w oczach.
-Bartemiusz Crouch Junior - mruknęłam ledwo słyszalnie pod nosem. Znałam tego człowieka. Gazety rozpływały się o jego śmiałych mordach i okrutnych cierpieniach ofiar. Był obrzydliwym człowiekiem. Jednak nie wyobrażałam sobie, że tak straszny człowiek, może być tak niesamowicie normalny z zewnątrz. Usadziłam ich w jadalni przy zastawionym już stole. Gdy usiadłam przy stole do pokoju wszedł Blaise. Był ubrany w czarną zapinaną koszulę i czarne dopasowane spodnie. Usiadł koło mnie.
-Witajcie - powiedział spokojnym tonem i pogładził mnie lekko po udzie pod stołem. Poczułam się trochę lepiej, wiedziałam, że mam kogoś ze sobą. Zaczęliśmy jeść.
-Przyglądaliśmy się twoim poczynaniom, a raczej ich braku - mruknął Amycus i wpakował spory kawałek pieczeni do ust.
-Jesteśmy tym trochę zaniepokojeni, mimo że rozumiemy, że szkoła i tak dalej - dodała Alecto spokojnie. Blaise patrzył na nich przeżuwając sałatę. Pokiwał głową.
-Teraz mamy sporo rzeczy do roboty w szkole, jednak narazie są Święta. Chciałbym spędzić trochę czasu w domu. No i dawno znak nie był używany. Nie czułem tak dużej presji, właśnie przez chodzenie do szkoły i brak wolnego czasu - odparł poważnie Zabini. Amycus pokiwał głową.
-Rozumiem, dlatego nie będziemy cię zasypywać zleceniami, ani niczym takim. Mamy tylko nadzieję, że jesteś wierny Czarnemu Panu w każdej chwili - powiedział spokojnie Amycus kończąc potrawę. Ja również ją skończyłam. Rozglądnęłam się po stole. Tylko Barty jeszcze coś dłubał w talerzu, jednak jego uwagę przyciągała moja osoba. Śledził każdy mój ruch, czym był bezgranicznie rozbawiony. Wstałam od stołu i nie słuchając już co mówią o planach Czarnego Pana zaczęłam zbierać talerze. Wreszcie podeszłam do Croucha.
-Będziesz jeszcze jadł? - spytałam patrząc na niego poważnie. Ten uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Nie kochanie, możesz to zabrać - odparł kładąc swój talerz na stercie w moich rękach. Pokiwałam głową i ruszyłam do kuchni. Położyłam je w zlewie i przetarłam twarz dłońmi. Już miałam dość ich towarzystwa, a zamieniłam z nimi dwa zdania. Ktoś wszedł do kuchni.
-Już wracam - mruknęłam cicho i odwróciłam się. Prawie uderzyłam twarzą w klatkę piersiową Croucha. Od razu się odsunęłam do tyłu. Spojrzałam na niego mieszanką złości i zdezorientowania. - O co chodzi? - mruknęłam, gdy na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Nic kochanie, narazie zastanawiam się czemu ty się mnie tak boisz - powiedział rozbawiony i ruszył w moją stronę. Starałam się iść spokojnie do tyłu. Jednak i to musiało się kiedyś skończyć, gdyż natrafiłam na ścianę. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach. Ścisnęłam wargi ze sobą mocno. - Nie bądź taka. Widziałem przecież jak na mnie patrzyłaś - dodał weselej. Przewróciłam oczami.
-Możemy wrócić do stołu? - spytałam znudzonym tonem patrząc mu w oczy. Ten prychnął radośnie i odsunął się ode mnie. Przepuścił mnie w drzwiach od kuchni.
-Jeszcze do tego wrócimy kochanie - szepnął przejeżdżając dłonią po moich plecach i usiadł na swoim siedzeniu. Westchnęłam głęboko i usiadłam koło Zabiniego. Z zewnątrz był opanowany, jednak zaczął ściskać kawałek wystającej kieszeni. Położyłam swoją dłoń na jego. Ten złapał ją delikatnie i splótł nasze dłonie razem. Ujęłam drugą dłonią lampkę z czerwonym winem w środku. Zapewne Zabini zdążył ją nalać, gdy siedziałam w kuchni z całym złem świata. Upiłam łyk, wino było dobre, słodkie. Wzrok Croucha był zły, pozbawiał intymności. Amycus wstał od stołu, burknął pod nosem podziękowanie i ruszył do wyjścia. Za nim poszła Alecto i niechętnie Barty.
-Odprowadź ich, ja tu zacznę sprzątać - mruknęłam cicho do Zabiniego. Ten pokiwał głową delikatnie. Poszedł za nimi, a ja dolałam sobie wina do kieliszka. Opróżniłam go jednym chaustem. Mruknęłam zaklęcie sprzątające pod nosem i usiadłam przy stole ponownie. Przymknęłam oczy na moment i przełknęłam głośno ślinę. Dręczenie Bartyego nie skończy się dobrze dla nikogo. Dolałam sobie jeszcze raz wina. Tym razem zaczęłam je powoli sączyć. Do pokoju wszedł Zabini.
-W sumie nie było tak źle - stwierdził bardziej zadowolony, niż przestraszony. Pokiwałam głową patrząc na niego.
-Amycus zawsze wydawał się być takim dzikim Śmierciożercą, przynajmniej gazety go tak przedstawiały - stwierdziłam spokojnie. Blaise usiadł koło mnie. Również nalał sobie wina.
-Możliwe, jednak Barty nigdy się nie zmienia. Zawsze dostaje to czego chce i zachowuje się jak chce - mruknął Zabini i upił kilka łyków z kieliszka. Jego słowa zaczęły odbijać się w mojej głowie. Na moment przerwało mi uderzenie w okno czegoś miękkiego. Sowa. Zabini podszedł do okna i zabrał jej list.
-Od kogo? - spytałam mimowolnie. Ten spojrzał na kopertę. Oglądnął ją z dwóch stron.
-Od Freda dla ciebie - powiedział i podał mi list. Ujęłam go niepewnie w dłoni. Rozerwałam go delikatnie i wyciągnęłam krótki kawałek papieru. 
'Droga Ley,
Na początku nie rozumiałem pobudek twojego zniknięcia. Nadal nie są one dla mnie jasne, jednak szanuję twój wybór. Ale proszę cię o tylko jedno, bo wiem, że jesteś bezpieczna u Blaise'a. Chciałbym, abyś przyszła kilka minut przed północą do Nory trzydziestego pierwszego grudnia, do tego pokoju, w którym się rozstaliśmy. Tak bardzo pragnąłbym, byś była ostatnią osobą, którą zobaczę w tym roku i pierwszą w przyszłym. Bardzo cię kocham.
Freddie'
Do tego momentu nwet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo chciałabym teraz być blisko Freda. Jak bardzo za nim tęsknię, mimo że od chwili kiedy go widziałam ostatni raz nie minęła nawet doba. Uśmiechnęłam się lekko po przeczytaniu listu jeszcze raz. Zabini pogładził mnie po plecach lekko.
-Obiecuję ci, że będzie lepiej - powiedzał cicho. Wtedy tak bardzo chciałam mu wierzyć. Mówił tak przekonująco. A może to ja byłam tak naiwna.
~~~
Przepraszam, mam słabość do Croucha. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

2 komentarze:

  1. David to ogromny szczęściarz ❤️
    Śmierciożercy jak nigdy tacy eleganccy, poważni, wytworni. W gazetach opisywani jako zbrodniarze, którymi są, w środku obrzydliwe bestie, a na zewnątrz w miarę ogarnięci ludzie. Bardzo podoba mi się to jak ich przedstawiłaś :3
    Aaaj Barty. Oczywiście, że tak. Zaraziłaś mnie tą ogromną sympatią do tej postaci już dawno temu i nadal się utrzymuje, więc wyszczerzyłam się gdy przeczytałam o tych czekoladowych oczach. Niemal razem z Riley wyszeptałam 'Bartemiusz Crouch Junior'. Cudnie. Niezmiernie podobało mi się również to, jak ukazałaś jego postać. Szalony, ale stanowczy. Obrzydliwy w swoich praktykach, ale niezmiernie przystojny i wręcz paraliżujący swoją pewnością siebie.
    List od Freda był taką małą, ale bardzo jasną iskierką szczęścia. Widać jak bardzo kocha Ley i jak bardzo pragnie mieć ją przy sobie. Jak się okazuje, Hart czuje do niego dokładnie to samo ❤️
    Pisz szybciej słoneczko ❤️❤️ Pozdrawiam cieplutko,
    ~T

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuuu!!! ❤️❤️❤️ Zabini jest taki uroczy, ja nie wiem czemu po prostu uroczość jego w tym rozdziale osiągnęła nieskończoność xDD Uhh no i jeszcze mamy tu Juniora :3
    Barty jest taki aniołkiem zamętu, śmierci i zniszczenia xDD Jego też kocham, a Fred tak bardzo kocha Ley ❤️ Kochana pisz dalej! Życzę weny i czekam na więcej :3

    OdpowiedzUsuń