wtorek, 16 maja 2017

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Przesiedziałam nad listem do końca zajęć. Potem po usłyszeniu o końcu lekcji wstałam i ruszyłam na następną lekcję. Po chwili poczułam dłoń na moim ramieniu. Ta sama dłoń moment po tym oplotła moje palce. Zatrzymałam się.
-Ley, co ci się stało? - powiedział cichym głosem Blaise. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Nic wielkiego, źle spałam - odparłam trochę bardziej wesoło. Ten pokiwał z politowaniem głową.
-Wyglądasz strasznie, idziemy do Hagrida, może uda mi się go przekonać, by nas zwolnił z lekcji, to doprowadzę cię chociaż do porządku - dodał i zaczął targać mnie na błonia. Nie chciało mi się nawet mu zaprzeczać. Przekonywać go, że ten pomysł jest poroniony. Na błoniach już stał Hagrid, jeszcze bez nikogo. Zabini zostawił mnie na jednym z pieńków. Usiadłam i zaczęłam patrzeć na pasące się w oddali testrele. Uśmiechnęłam się na ich widok. Są takie piękne. Podszedł do mnie Ślizgon. - Hagrid się zgodził, mówił, że już kiedyś rozmawialiście o Memortkach, to mi opowiesz - stwierdził i zaczął mnie prowadzić w stronę zamku.
-Czemu ci tak zależy, żebym wyglądała po ludzku? - spytałam ściskając jego dłoń. Ten uśmiechnął się lekko.
-Bo im lepiej się czujesz zewnętrznie, tym lżej ci będzie wewnętrznie - odparł z pełnym przekonaniem. Weszliśmy do Pokoju Wspólnego Gryffonów. Cisza była przejmująca. Ruszyliśmy do mojego dormitorium. Zrzuciłam szatę na swoje łóżko.
-Co mam robić kapitanie? - spytałam patrząc na niego, ten tylko się uśmiechnął.
-Idź się umyć, ja ogarnę resztę - odparł, a ja pokiwałam głową i zrobiłam co kazał. Weszłam do łazienki, zrzuciłam ciuchy i weszłam pod prysznic. Puściłam ciepłą wodę i zaczęłam się myć. Najgorszej mi szło z ranami na wewnętrznych stronach dłoni. Do łazienki wszedł Blaise. - Przepiorę ci sweter - powiedział zabierając go z kupki ciuchów. Puścił wodę i zaczął faktycznie go ogarniać.
-Jak skończysz to zobacz do kieszeni w szacie - mruknęłam płucząc włosy. Ten coś wybełkotał pod nosem i chyba wysuszył sweter jakimś zaklęciem. Wyszedł z łazienki przymykając drzwi. Wyszłam spod prysznica i zobaczyłam świeże rzeczy. Wsunęłam się w bieliznę i spodnie. Weszłam do dormitorium susząc ręcznikiem włosy.
-Pójdziesz? - spytał Zabini trzymając list w dłoni. Pokiwałam twierdząco głową.
-Nie zaszkodzi, a może pomóc - stwierdziłam i wysuszyłam włosy różdżką. Przeczesałam je i usiadłam koło Blaise'a. Podał mi sweter, który założyłam na siebie spokojnie.
-Ciekawe dlaczego dopiero teraz o tym sobie przypomnieli - mruknął i oddał mi list. Wzruszyłam ramionami.
-Lepiej późno, niż wcale - powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się lekko.
-Spytam McGonagall i Snape'a to może ci potowarzyszę, żebyś nie została tam sama - powiedział i spojrzał na mnie. Pokiwałam spokojnie głową. Zapadła między nami cisza, oboje uśmiechaliśmy się do siebie.
-Poza tym dziękuję, faktycznie trochę lepiej się czuję - dodałam ciszej i pocałowałam go w policzek. Ten zaśmiał się wesoło.
-Mówiłem - stwierdził rozbawiony i zaczął się śmiać. Jego śmiech był tak zaraźliwy, że i ja zaczęłam się śmiać. Zdecydowanie nie wiedziałam z czego się śmiejemy. Dlaczego w ogóle zaczęliśmy? Oparłam się ramieniem o jego udo i ścisnęłam brzuch, który zaczął boleć. Blaise przestawał powoli się śmiać, jego też rozbolał brzuch. Usiadłam normalniej i uśmiechnęłam się do niego.
-Kocham cię - stwierdziłam w pełni przekonana znaczenia tych słów.
-Ja ciebie bardziej - odparł z uśmiechem Zabini. Wstał z łóżka i podał mi dłoń. - Idziemy? - spytał, a ja tylko pokiwałam głową. Splotłam jego palce z moimi i spokojnie poszliśmy na kolejną lekcję. Tym razem były to eliksiry. Ostatnie zajęcia ze Ślizgonami dzisiejszego dnia. Akurat teraz Snape miał otwartą salę. Nikogo nie było.
-Hart, Zabini! Gryffindorowi i Slytherinowi odejmuję po 5 punktów za niechodzenie na lekcje - mruknął zauważając nas. Blaise wszedł do sali.
-Dobrze panie profesorze, tylko mam do pana profesora pytanie - podałam Snape'owi list z Ministerstwa. - Czy mógłbym towarzyszyć Riley w wyprawie do Ministerstwa? - spytał patrząc na niego. Ten wzniósł wzrok znad kartki.
-Bardzo potrzebny ci jest tam Zabini? - spytał Snape zwracając wzrok ku mnie. Pokiwałam głową ochoczo. - Masz wolne od 11 w środę - powiedział spokojnie, a ja uśmiechnęłam się.
-Dziękujemy bardzo panie profesorze - odparłam wesoło i usiadłam w jednej z ławek z tyłu. Koło mnie usiadł Zabini. Po chwili do sali zaczęli wchodzić inni uczniowie. Nawet udało mi się uśmiechnąć lekko do Malfoy'a i Bell. Oduśmiechnęli się przeuroczo.
-Pasują do siebie - skwitował Zabini, a ja pokiwałam głową. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Zaczęła się lekcja, dzisiaj mówiliśmy o Veritaserum. Po raz kolejny.
Zajęcia minęły dość szybko. Kolejne również, nawet nie spostrzegłam kiedy szłam wraz z Blaisem i Davidem na obiad. Śmialiśmy się z żartu Krukona o Mandragorach. Weszliśmy rozbawieni na Wielką Salę. Pożegnałam się życząc smacznego z chłopakami i usiadłam przy mojej ławie na ulubionym miejscu. Jedzenie nadal nie wydawało się zjadliwe. Wypiłam trochę wody i zaczęłam jeść batonika z kieszeni. Po chwili usiedli koło mnie bliźniacy. Uśmiechnęłam się do obu.
-Wyglądasz ślicznie - powiedział jeden z nich całując mnie w czoło lekko.
-Jak się czujesz? - spytał drugi nakładając na talerz kurczaka.
-Dosyć dobrze, a przynajmniej lepiej, niż rano - odparłam z uśmiechem. Ten pokiwa głową, a pierwszy splótł moją dłoń ze swoją.
-Co chciała McGonagall? - spytał z uśmiechem. Wyciągnęłam z kieszeni szaty list i podałam mu żując. Ten otworzył go i przeczytał. - Pójść z tobą? - dodał patrząc na mnie.
-Blaise ze mną idzie. Umówili się ze Snapem, że się zwalnia o 11 - powiedziałam z uśmiechem. Ten go nie oddał zbytnio.
-Czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - spytał lekko zawiedziony. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Jesteś zły, że idę z Zabinim? - mruknęłam delikatnie urażona. Zapadła wymowna cisza. - Przepraszam, że jego spotkałam pierwszego - dodałam trochę zirytowana. Patrzyłam na niego przewiercając go wzrokiem.
-Jestem zły, że dowiaduję się po fakcie - odparł po chwili, równie zirytowanym tonem. Przewróciłam oczami i znowu wróciłam wzrokiem ku niemu.- Przestań - burknął.
-Dobrze - wzruszyłam ramionami i puściłam jego dłoń. - Wedle życzenia - dodałam i wstałam. Ruszyłam ku wyjściu z Wielkiej Sali. Kiedy przekroczyłam próg moja twarz znowu była równie zmęczona jak rano. Przejechałam dłonią po twarzy i uśmiechnęłam się lekko. Weszłam do Pokoju Wspólnego Gryffonów i rozsiadłam się na fotelu.
-Gorszy dzień? - spytał Garrett z drugiego siedzenia. Spojrzałam na niego.
-Tak - mruknęłam już ignorując fakt, że ostatnio przyznał mi się do tego, że mnie obserwuje. Szczerze miałam to w tym momencie gdzieś. - Czemu nie było cię na obiedzie? - dodałam wpatrując się w kominek.
-Przychodzę na końcu, bo nie chcę mi się rozmawiać z ludźmi - powiedział spokojnie i przeczesał dłonią włosy.
-Rozumiem, zazdroszczę podejścia - mruknęłam, a ten zaśmiał się lekko.
-Nienawiści do ludzi i nie potrafienia się z nimi porozumieć? - spytał rozbawiony. Spojrzałam na niego i nawet się delikatnie uśmiechnęłam.
-No może tego nie, ale wiesz o co mi chodzi - powiedziałam spokojniej. Ten pokiwał głową. Do Pokoju Wspólnego zaczęli wchodzić ludzie. Ten wstał z fotela.
-Miło się gadało, teraz lecę coś zjeść. A tobie mam nadzieję, że się ułoży - powiedział na odchodnym i wyszedł. Pokiwałam głową lekko i przymknęłam oczy. Ktoś dotknął mojego ramienia. Uchyliłam powieki i ujrzałam rudzielca.
-Przepraszam - mruknął, a ja pokiwałam głową lekko. - Nie powinienem się denerwować, po prostu zrobiło mi się trochę przykro - dodał i usiadł na kawałku fotela.
-Ja również przepraszam, powinnam ci powiedzieć wcześniej - odparłam patrząc na niego. Uśmiechnął się lekko.
-Nie ma sprawy - odparł i pogładził mnie po policzku. Przygryzłam lekko wargę. Jego twarz nachyliła się nad moją.
-Wszyscy na nas patrzą - powiedziałam cicho, ale tak naprawdę widziałam tylko twarz Johnson rozmawiającą z Jordanem. Zrobiło mi się trochę przykro.
-Przeszkadza ci to? - spytał cicho, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Jego wargi delikatnie dotknęły moich. Odsunęłam się delikatnie.
-Może trochę - powiedziałam cicho, a ten zaśmiał się lekko i wstał z fotela. - Zabrałam ci w końcu ten list z Ministerstwa? - spytałam chwytając jego dłoń. Ten wyciągnął z kieszeni spodni list. Zabrałam go i wsunęłam sobie w kieszeń w szacie. Ruszyliśmy do jego dormitorium.
Może jednak nie będzie to taki straszny dzień jak myślałam.
~~~
Jednak matura mnie męczy i muszę się na czymś wyżyć. Dlatego nagle mam wenę.
Znaczy się dla mnie to dobrze, więc zapraszam do komentowania i pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Rozpływam się gdy czytam o Blaise'ie i Riley. Ich przyjaźń jest taka ładna. On pojawia się kiedy trzeba, oferuje pomoc, taką bezinteresowną, taką piękną. Ahh cudnie.
    Ojj spięcie z rudzielcem ;-; Ale dobrze, że szybko doszli do porozumienia. Takie kłótnie są znośne :D Jednak widać, że godziny bez siebie nie wytrzymają ♥
    Pozdrawiam cieplutko, ściskam mocno i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział c:
    ~T

    OdpowiedzUsuń