niedziela, 26 marca 2017

Rozdział dwudziesty trzeci

Kiedy zebrałam się z Dziedzińca było już zimno i ciemno. Niemalże godzina, w której Prefekci zaczynają patrolować Hogwart. Ruszyłam spokojnym, lekko zmęczonym truchtem do Pokoju Wspólnego. Nawet skrajne wychłodzenie organizmu już nie robiło na mnie większego wrażenia. Weszłam do Gryffonów nie patrząc nawet na kominek. Na fotelach nikogo nie było, to zauważyłam kątem oka. Weszłam po schodach do dormitorium. Uchyliłam drzwi i wsunęłam się do środka. Moje współlokatorki nie spały, mimo że było słychać ciężki oddech w całym pomieszczeniu. Spojrzałam na swoje łóżko.
-Długo tu jest? - spytałam wzdychając i podeszłam do łóżka.
-Od jakichś dwóch godzin, zarzekał się, że wytrzyma, że poczeka. Jednak padł z pół godziny temu, był całkowicie cicho - odparła Lavender pochylona nad jakąś mugolską książką. Pokiwałam głową i usiadłam na skraju łóżka. Dotknęłam ramienia Freda i potrząsnęłam nim lekko.
-Śpiący Królewiczu - mruknęłam mu cicho w ucho, ten uchylił powoli oko i zerwał się szybko na równe nogi. Uśmiechnęłam się delikatnie - Spokojnie, to tylko ja. A ciebie tutaj nie powinno być - dodałam łagodnym tonem.
-Chciałem z tobą porozmawiać, tak szybko uciekłaś - mruknął, a ja wstałam. Ujęłam jego dłoń i ruszyłam do drzwi.
-To nie jest odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy - odparłam motywując moje działania. Ten tylko pokiwał głową. Zeszliśmy na dół. Usiadłam na jednym z foteli. On na drugim. Spojrzałam w piękny ogień. Delikatny uśmiech rozświetlił moje oblicze - Fred, doskonale wiesz, że to co powiedziałam wcześniej jest jak najba...
-Ja tak nie sądzę, to że jestem życiową sierotą nie znaczy, że jest to twoja wina - przerwał mi, a ja westchnęłam lekko i spojrzałam mu w oczy. Fred wyglądał jak mały szczeniaczek, który właśnie nabrudził w kuchni.
-George się bardzo o ciebie martwi - stwierdziłam cicho, ten pokiwał głową przytakująco.
-Wiem, ale traktuje mnie trochę jak młodszego brata. Jakbym nie wiedział co robię i nie potrafił sam o sobie decydować. Kocham go, niesamowicie nie chciałbym go stracić, ale mam swój rozum i wiem, co może być dla mnie dobre, a co złe - odparł, a ja tylko przytaknęłam. Lekko, aby nie urazić George, ale wystarczająco mocno, aby nie stracić Freda.
-Musisz mu to powiedzieć - mruknęłam cicho, a ten pokiwał twierdząco głową - Weasley, trzeba iść spać, jutro wychodzimy do Hogesmeade - dodałam i spojrzałam na niego. Ten lekko prychnął.
-Mnie Pomfrey nie puści, zostaje w Hogwarcie, ale kup mi fasolki - poprosił weselej. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Dotknęłam jego dłoni.
-Przyjmij moje najszczersze wyrazy ubolewania - powiedziałam poważnym tonem, a ten znowu prychnął i walnął mnie w ramię lekko. Zaśmiałam się lekko i wstałam z fotela.
-Ja jeszcze chwilę tu posiedzę, dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Śpij dobrze - powiedział Weasley, a ja uśmiechnęłam się delikatnie i przeczesałam dłonią rudą czuprynę.
-Nie siedź za długo. Dobrej nocy - odparłam i potruchtałam na górę. Weszłam do dormitorium. Patil i Granger już spały. Brown jeszcze coś czytała, więc wsunęłam się pod kołdrę - Dobrej nocy - mruknęłam spod kołdry.
-Śpij dobrze - powiedziała Brown, a ja zasnęłam bardzo szybko. Uchyliłam powieki spokojnie, nawet szczęśliwa. W pokoju już łaziły dziewczyny ogarniając się do wyjścia do Hogesmeade. Wstałam z łóżka i zarzuciłam na siebie jakiś sweter. Pierwszy lepszy czysty z szafy. Wyszłam z dormitorium i ruszyłam na dziedziniec. Dzisiaj znowu jest ten niesamowity dzień. Uśmiechałam się całą twarzą. Dosłownie.
Już od drzwi wejściowych widziałam masę uczniów zbierających się do wioski. Wypatrzyłam mojego przyjaciela z przystojnym tyłkiem i równie przystojnym chłopakiem. Stanęłam obok nich wesoła.
-Cześć - powiedziałam szczęśliwa, a Zabini spojrzał na mnie i wyszczerzył się wesoło.
-Hej Hart, co tam u ciebie? - spytał z uśmiechem, a w tym momencie spojrzał na mnie i David. Bardzo ładnie się uśmiechnął. Kątem oka widziałam ich splecione dłonie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Nie byłam świadoma, że tak potrafię.
-Cudownie, idziemy do Hogesmeade - odparłam ze szczęściem w głosie. Ten zaczął się śmiać wesoło. Ruszyliśmy za ludźmi. David zaczął opowiadać anegdoty z życia. W sumie miał bardzo ładne życie. Był czystokrwisty, bardzo mądry i naprawdę zabawny. Wychował się w porządnej rodzinie, uczyli go od małego magii. Niesamowite, prawie idealne życie. Teraz ma mężczyznę z najlepszym tyłkiem jaki widziałam do tej pory.
-I wtedy zrozumiałem, że jestem gejem - dodał spokojnie i uśmiechnął się rzędem idealnych zębów. Uśmiechnęłam się równie wesoło.
-Rodzice są tolerancyjni? - spytałam spokojniej. Ten lekko posmutniał.
-Oni nadal nie wiedzą o mojej orientacji - mruknął spokojnie, a ramię Blaise przyciągnęło go do siebie. Ten uśmiechnął się blado. Położyłam mu rękę na ramieniu.
-To wymaga piwa kremowego - stwierdziłam poważnym tonem, a David pokiwał lekko głową. Ruszyliśmy spokojnie ku Trzem Miotłom. Weszliśmy do uroczego Pubu, pełnego magów i różnych kreatur. Uśmiechnęłam się delikatnie na ich widok, zdecydowanie tu pasowałam.
-Zamówię Piwa - powiedział spokojnie Blaise, a ja i David usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Ten spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Jest niesamowity - stwierdził David, a moją twarz rozświetlił uśmiech.
-To prawda, nigdy nie spotkałam tak dobrego, zabawnego i cudownego człowieka, jak on - odparłam. Chciałam jeszcze dodać coś o tyłku, ale się powstrzymałam. Poza tym na pewno by się z moim zdaniem zgodził.
-Wiele o tobie mówi, przykro mi z powodu twojego opiekuna, to musiało bardzo boleć - powiedział, a ja spuściłam na moment wzrok, po czym bardzo szybko wróciłam oczami na jego postać.
-Trochę tak, ale staram się żyć normalniej - odparłam i uśmiechnęłam się blado. Ten położył dłoń na mojej dłoni, spojrzał mi w oczy.
-Gdyby cokolwiek ci się stało albo byś czegoś potrzebowała, możesz na mnie polegać - powiedział pewnym głosem, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nie zapominaj, że masz to samo zapewnione z mojej strony - odparłam równie poważnym tonem, a ten kiwnął głową z podziękowaniem. Kolejny, milczący pakt. Czemu tylko takie wychodzą mi najlepiej?
Blaise przyniósł trzy kufle do stolika i usiadł koło Davida. Ujęłam swoje piwo i upiłam sporego łyka. Uśmiechnęłam się do nich lekko. Zabini wyglądał na takiego szczęśliwego człowieka. Spędziliśmy tam dobre 2 godziny i 3 kufle piwa kremowego na głowę. Kiedy już nadchodził moment, że za chwilę będą wołać do zamku wstałam.
-Jeszcze tylko pobiegnę do Miodowego Królestwa i będę wracać do Hogwartu. Dziękuję za cudowną rozmowę - powiedziałam z uśmiechem.
-My również, mam nadzieję, że jeszcze powtórzymy podobną przyjemność - odparł David wesoło i nawet twarz Blaise'a pokryła się uśmiechem. Pokiwałam głową radośnie i wyszłam zostawiając na szybko należną kwotę za piwo i wyszłam z pubu. To był pierwszy raz kiedy cieszyłam się, że Hogesmeade jest tak małe i wszystko jest blisko siebie.
Weszłam do Miodowego Królestwa i od razu moje nogi poniosły mnie przed odpowiednią półkę. Wzięłam dwa pudełka fasolek, kilka czekoladowych żab, jeszcze jakąś cynamonową nowość i już miałam wychodzić.
-Przecież wszyscy zaczynają się jej bać, mówią, że jest jak brat - wyszeptał jakiś głos za regałem. Myślałam, że to do mnie czy coś.
-To przecież siostra Sam-Wiesz-Kogo, to musi być okrutna osoba - odparł inny szept, zanim zdążyłam się odezwać. Teraz nawet nie miałabym jak, po prostu mnie zatkało.
-Nazwisko Riddle do czegoś zobowiązuje, tak? - spytał retorycznie głos pierwszy, ale słychać było strach w jego głosie - I jeszcze teraz siedzi w Hogwarcie, tak bardzo współczuję tym dzieciakom - mruknął ciszej. Bał się Jego siostry. Od kiedy On miał niby siostrę? Odsunęłam się od półki i ruszyłam do kasy, by zapłacić. Położyłam za dużo na ladzie i wyszłam mrucząc, że reszta zostaje dla tej pani. Teraz moje myśli zachodziły w głowę o kogo tu niby chodziło. Kto mógłby być na tyle inteligentny, aby udawać tak nijaką osobę, tak się nie wyróżniać?
Nie patrzyłam za siebie, przed siebie, patrzyłam pod nogi, byle tylko się nie przewrócić i jakoś dojść do Hogwartu. Moja myśl goniła drugą, przewracały się, biły. Znowu rozlew krwi.
ZNOWU NIC! ZNOWU JESTEM ZBYT TĘPA, BY COKOLWIEK ZROZUMIEĆ!
Chyba krzyczałam przez chwilę, może upadłam. Nie obchodziło mnie to w tamtym momencie. Całe zło świata jest w Hogwarcie, ponoć najbezpieczniejszym miejscu na Ziemi.
 W sumie to Yaxley przekazał mi pierwszy list od Kroto, więc albo są w to zamieszani dość mocno, albo Kroto nie był ze mną całkowicie szczery. Obie opcje w tym momencie są równie możliwe, więc nie ma co niczego wykluczać. Mam wszystko całkowicie gdzieś, nawet obiad, ruszyłam do biblioteki, może w dziale ksiąg zakazanych cokolwiek znajdę. Coś co by wskazywało na dziwne bękarty, przekręty, niesamowicie przerażające rzeczy, o których nie chciałam myśleć.
Weszłam do biblioteki, kiwnęłam głową w stronę bibliotekarki na powitanie i ruszyłam do najodleglejszego działu biblioteki. Jak zwykle kłódki były pozakładane i pozamykane. No właśnie, jak zwykle, więc obeszłam trochę kraty. Niegdyś Kroto opowiadał mi o tajnym przejściu do zakazanych książek z czasów jego chodzenia do Hogwartu.
Może i to były czasy, kiedy dinozaury chodziły po Ziemi, ale jednak przejście nadal istniało. Weszłam przez nie... Biblioteka zaczęła wyć. CAŁA. Wiedzieli, że tu jestem. Ucieczka na nic się nie zda. Szybko jednak zgarnęłam najdziwniejszą książkę w zasięgu wzroku i wsadziłam między normalne. W trzy sekundy po tym koło mnie pojawił się utykający Filch, pani Norris i bibliotekarka.
Rzuciła z trzy zaklęcia i biblioteka przestała krzyczeć.
-Ja się nią zajmę panie Filch - powiedziała z politowaniem kobieta. Wbiłam wzrok w nogi, Filch prychnął, a pani Norris tylko zarzuciła ogonem. Odeszli - Hart, co jest? - spytała spokojnie patrząc się na mnie - Nigdy się tak nie zachowywałaś, nie biegasz po bibliotece, kochasz to miejsce - stwierdziła, a ja tylko z zażenowaniem pokiwałam głową.
-Przepraszam, to się nie powtórzy. Coś mnie podkusiło, żeby zobaczyć co tam jest - powiedziałam cicho, a ta pokiwała głową. Po chwili zauważyła 'schowaną' książkę. Jednak udała, że jej nie widzi.
-Chcesz coś wypożyczyć? - spytała, a ja spojrzałam na nią z nadzieją. Ta kiwnęła głową i wręczyła mi książkę - Jest o Śmierciożercach, nikomu nie pokazuj. Nikt nie może się dowiedzieć, że ci ją wypożyczyłam. Jak skończysz to zostaw ją pod moją ladą między miętówkami, a słoikami z oczami żab - dodała i wyszła zostawiając mnie samą z książką. Schowałam ją między słodycze z Miodowego Królestwa i ruszyłam do Pokoju Wspólnego. Nie chciało mi się jeść. Nie teraz.
Weszłam do środka i ruszyłam do dormitorium. Było puste, idealnie. Wyciągnęłam tylko jedną paczkę fasolek i z 3 czekoladowe żaby. Dorzuciłam coś i napisałam kartkę. Wsunęłam do pudełka fasolek i szybko pobiegłam do dormitorium Freda. Ono też było puste, trwał obiad. Położyłam rzeczy pod jego poduszką i szybko wróciłam do siebie. Otworzyłam książkę i zaczęłam od spisu treści. Tak wiele mnie jeszcze czeka z czytaniem czegoś ciekawego. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i zaczęłam czytać. Tak zeszło mi z pół godziny spokoju, bo do mnie wpadł Fred. Przerażenie w jego oczach świadczyło o tym, że bał się o mnie. Uśmiechnęłam się do niego.
-Żyję - powiedziałam trochę zamroczona. Ten odetchnął  z ulgą i usiadł koło mnie.
-Czemu jesteś taka brudna i masz obdrapane kolana? - spytał z lekkim uśmiechem i pogładził mnie po plecach.
-Sam-Wiesz-Kto ma siostrę, która chodzi do Hogwartu, zaczęłam czytać o tym wszystkim, aż dziwne, że komukolwiek chce się takie książki pisać i są wzmianki o jakichś innych dzieciach, ale nic nie wiadomo konkretnie. Same przypuszczenia - mruknęłam, ale Fred chyba zatrzymał się na wiadomości o siostrze Voldemorta - Tak, też się zdziwiłam, ale w Miodowym Królestwie ludzie się za półkami chowali, by móc o niej jakkolwiek porozmawiać - dodałam, ten tylko pokiwał głową. Założyłam książkę jakimś kawałkiem papieru. Usiadłam koło Freda. Jego twarz wyrażała zdziwienie, lekkie zakłopotanie. Trudno to było określić. Na pewno chciał się dowiedzieć kto to, ale nie był pewien czy to byłoby dobre. Ciekawość to jedno, pozbawienie życia drugie.
-Nie mieszaj się w to - poprosił cicho i spojrzał na mnie spokojnie. Ja spuściłam wzrok. Ten podniósł mój podbródek, bym patrzyła na niego.
-Obiecaj, tak jak z Korytarzem. Oboje, albo nikt - powiedział poważnym tonem, a ja prychnęłam lekko, ale pokiwałam głową twierdząco. Ten ciągle trzymał moją brodę i patrzył mi w oczy. Zaczął się nachylać lekko. Był zbyt blisko. Odsunęłam się od niego wstając.
-W twoim dormitorium zostawiłam ci niespodziankę - powiedziałam patrząc na jego lekkie zawiedzenie na twarzy.
-Mam nadzieję, że to coś dobrego - odparł z wracającym humorem na jego twarz. Ja tylko pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się lekko i wzięłam książkę. Podeszłam do szafy i schowałam na dnie. Wyciągnęłam sweter Freda. Podałam mu, a ten wziął go, rozłożył - Podnieś ręce do góry - poprosił. Uniosłam ręce. Ten zsunął ze mnie mój sweter i założył swój. Uśmiechnęłam się do niego. Miałam na sobie bordowo-biały sweter - Na tobie wygląda lepiej - stwierdził wesoło. Spojrzałam na niego rozbawiona.
-Dziękuję - powiedziałam wesoło i schowałam głęboko do szafy książkę. Zaczęliśmy jeść fasolki, udawać, że nic się nie dzieje, że wszystko jest dobrze. Takie popołudnia stawały się coraz bardziej potrzebne.
~~~
To znowu ja, rozdział jest dłuższy, niż kilka wcześniejszych. Nie jest tragiczny, ale też nie jestem z niego całkowicie zadowolona.
Jednak zapraszam do komentowania i pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Ty małpo. Też miałam pisać o wypadzie do Hogesmeade :D
    Blaise i David to najcudowniejsza para na świecie chyba c:
    Natomiast Fred jest tak uroczy w swoich działaniach żeby zbliżyć się do Riley, że gęba mi się cieszyła przez cały czas czytania rozdziału c: Naprawdę pięknie
    Siostra Voldemorta?? Jak to :o
    Ładny rozdział, naprawdę. Oby wena dalej dopisywała :3
    Kocham,
    ~T

    OdpowiedzUsuń