-Fred,
nie umieraj - mruczałam co moment, próbowałam wstrzymać łzy. Pomogłam
mu wstać - Uda ci się iść? - spytałam cichutko opierając go na swoich
ramionach. Pokiwał głową delikatnie. Ruszyłam w stronę Skrzydła
Szpitalnego. Droga naprawdę się dłużyła, a ja powoli traciłam siły.
Wreszcie ujrzałam drzwi, które chciałam. Uchyliłam je nogą i położyłam
Freda na pierwszym wolnym łóżku. Ułożyłam go normalnie i pobiegłam po
panią Pomfrey. Ta spojrzała na mnie siedząc za biurkiem.
-Co się stało? - spytała widząc moje lekko zakrwawione ubrania.
-Proszę
iść za mną - poprosiłam zmęczonym głosem. Ta pokiwała głową i wstała.
Wróciłam z nią do sali. Podbiegła szybko do Freda. Zaczęła go badać - Co
mu się stało? - spytała z lekkim przerażeniem w głosie. Nic nie
odpowiedziałam. Usiadłam na krześle obok i ścisnęłam jego dłoń
delikatnie. Patrzyłam na jego poruszającą się nieregularnie klatkę
piersiową. Powoli tracił przytomność. Pielęgniarka widząc moje
roztrzęsienie nie pytała więcej o nic. Polała jego rany jakimiś
specyfikami. Spokojnie go opatrzyła czystymi bandażami. Sprawdziła czy
będzie dobrze. Stwierdziła, że powinno być i wyszła z sali.
Spojrzałam na Freda i pogładziłam go po dłoni, którą nadal trzymałam.
-Przepraszam - wybełkotałam i wstałam idąc na zajęcia. Coś musiało wpaść mi do oka, bo po policzku spłynęła pojedyncza łza. Najpierw powiem George'owi. Potem pójdę na zajęcia. Powinien wiedzieć.
Mieli pierwsze eliksiry, to jedyny plus nauczenia się kawałka ich planu zajęć. Zeszłam truchtem do podziemi. Zapukałam do wielkich wrót i wsunęłam głowę do sali. Potem całą siebie.
-Dzień dobry panie profesorze, czy mogłabym na chwilę prosić George'a Weasleya? - spytałam zachowując spokój. Snape tylko kiwnął głową, nie pytając o powód. Widział moje zakrwawione lekko ciuchy. George wstał i wyszedł z sali ze mną. Ten zlustrował mnie zdziwiony.
-Gdzie Fred? - spytał poważnym tonem. Ja zagryzłam wargę. Spojrzałam mu w oczy.
-Pamiętasz, jak kiedyś mówił ci o tym dziwnym Korytarzu? Ciepłe ściany, gorące kafelki i tak dalej? - spytałam, ten tylko kiwnął potakująco głową - Byłam z nim w Korytarzu kilka razy. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy tam chodzić oddzielnie. Korytarz jednak uważa inaczej. A raczej to co w nim żyje... - ściszyłam głos, trochę mi drgał. Starałam się jak najbardziej zachować powagę - Fred został skrzywdzony, jest w Skrzydle Szpitalnym - dodałam niewyraźnym głosem. Ten spojrzał na mnie i westchnął.
-Powiedz mi, dlaczego zawsze mu się coś dzieje z twojego powodu? Pośrednio czy bezpośrednio? - spytał załamującym się głosem. Wbiłam wzrok w dłonie - Hart, bardzo cię szanuję, ale poproszę cię o jedno. Nie zbliżaj się do niego, nie wciągaj go w swoje dziwne schizy. Krzywdzisz go - wybełkotał, a ja tylko pokiwałam głową - Na pewno go to zaboli, ale wierzę, że będzie lepiej - wymamrotał i wrócił do sali. Zostawił mnie na środku korytarza ze wzrokiem błądzącym po podłodze. Po chwili dopiero przybrałam sztuczny uśmiech na twarzy i ruszyłam w stronę Dormitorium. Wsunęłam się do Pokoju Wspólnego i szybko pobiegłam po nowe rzeczy. Zarzuciłam jakiś sweter na siebie, tylko koszulka była lekko zakrwawiona. Rzuciłam ją pod łóżko. Tam leżał również sweter Freda. Wyciągnęłam go, ładnie poskładałam i wsadziłam na samo dno szafy. Szybko wybiegłam od Gryffonów i ruszyłam na kolejną lekcję. Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Jeszcze nikogo nie było, trwała wcześniejsza lekcja. Uśmiechnęłam się wesoło do Hagrida.
-Cześć Riley, co tak wcześnie? - spytał wesoło, a ja wzruszyłam zabawnie ramionami.
-Zaspałam na pierwsze zajęcia, pan Binns nie chciałby mnie na ostatnich 10 minutach, to przyszłam do ciebie - odparłam radośnie. Może trochę przesadziłam z tym wyszczerzem na twarzy. Ten tylko pokiwał głową.
-Dzisiaj będziemy rozmawiać o Niuchaczach, widziałaś kiedyś jednego? - spytał z uśmiechem, a ja zaprzeczyłam głową.
-Sporo o nich czytałam, ale nigdy nie widziałam jednego - odparłam, a ten ruszył do swojego domu i pokiwał ręką, bym poszła za nim. Potruchtałam jego śladem. Weszłam do domu, a ten pokazał dłonią w stronę szafki nad zlewem. Spojrzałam tam i ujrzałam to urocze zwierzątko. Czarna poczwara podobna do mugolskiego kreta z ryjkiem w kształcie dzioba kaczki. Był mniej więcej wielkości małej, ale grubej świnki - Jest śliczny - powiedziałam cichutko i uśmiechnęłam się wesoło. Od razu rozpuściło mi się serce. Hagrid wziął go na dłonie i położył na moich. Pogładziłam go po głowie.
-Nazywa się Shen - odparł wesoło i również pogładził go po głowie. Po chwili ludzie zaczęli przychodzić na Błonia. Wyszłam z Shenem na zewnątrz. Ujrzałam Zabiniego. Uśmiechnęłam się w miarę wesoło. Ten podszedł do mnie, a Hagrid zaczął wykład.
-Cześć Hart, co tam u ciebie? - spytał z uśmiechem, usiadłam na jednym z pieńków. Przesunęłam się, żeby Zabini usiadł swoim przystojnym tyłkiem na nim. Podałam Shena Hagridowi.
-Źle - mruknęłam cicho i spojrzałam z uśmiechem na Niuchacza - Fred jest w Skrzydle. Coś go zaatakowało w Korytarzu. George kazał mi się do Freda nie zbliżać - dodałam szeptem dalej obserwując wesołego Niuchacza, był trochę śpiący. Zabini na moment zamilkł.
-Dlaczego? - spytał wreszcie - Przecież to nie twoja wina, prawda? - dodał cichutko. Spojrzałam na niego z bólem w oczach. Ten ścisnął lekko moją dłoń i zwrócił wzrok na olbrzyma.
-George twierdzi, że wszystko zaczęło się jak mnie poznał. Że to co się mu dzieje jest bezpośrednim lub pośrednim skutkiem poznania mnie - mruknęłam i pociągnęłam nosem lekko. Wytarłam go rękawem i uśmiechnęłam się w stronę Shena.
-Nie jest jego niańką. Zobaczysz jak będzie jak Fred dojdzie do siebie - powiedział spokojniej i pogładził mnie po ramieniu. Zaprzeczyłam ruchem głowy lekko.
-Nie chcę go krzywdzić, nie powinnam. George ma rację - dodałam cichutko, a ten pokiwał przecząco głową.
-Po obiedzie idziemy na długi spacer - zadecydował Zabini, a ja tylko przytaknęłam cichutko. Od tamtej pory nie gadałam już nic. Wpatrywałam się w szczęśliwego Niuchacza. Był przecudowny. Jednak ta lekcja za szybko się skończyła. Musieliśmy iść na kolejną... I następną. Dosyć szybko zajęcia minęły. Znowu byłam na Wielkiej Sali. Obserwował mnie George z lekko czerwonymi oczami. Nie usiadłam tam gdzie zwykle. Zostały tam dwa wolne miejsca. Usiadłam na końcu stołu, ale chociaż widziałam stamtąd Blaise'a. Ten uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i wysłał z trzy buziaki.
Nienawidziłam go za to, że tak bardzo go kochałam i tak bardzo dobrze potrafił mi poprawić humor. Wystawiłam mu język i dojadłam obiad. Cały Gryffoński stół huczał od plotek o Fredzie. Nie chciałam się w to włączać, a nikt nie był na tyle głupi, by mnie o to pytać. Jeszcze bym nos odgryzła.
Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia, połowa oczu w Wielkiej Sali obserwowała każdy mój ruch. Jedne jednak patrzyły bezlitośnie, a były tak podobne do oczu skrzywdzonego. Zabini również wstał i potruchtał za mną. Zrównał ze mną krok. Wyszliśmy z zamku i zaczęliśmy iść w stronę błoni. Po chwili ciszy usiedliśmy na skraju jeziora.
-Co tam u Davida? - spytałam z uśmiechem i spojrzałam na jezioro. Zabini uśmiechnął się lekko.
-Zadziwiająco dobrze - odparł z radością w głosie. Ja uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę - stwierdziłam wesoło. Ten pokiwał głową z politowaniem.
-Mówiłaś mi to tyle razy, że się zastanawiam czy to ja się bardziej z tego cieszę, czy ty - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał lekko - Zdecydowanie ja - dodał i znowu się roześmiał. Tym razem z akompaniamentem mojego śmiechu.
-Cóż, nie moja wina, że tak dobrze się dogadujecie - stwierdziłam dosyć racjonalnie, a on tylko walnął mnie delikatnie w ramię. Po tym uspokoił się lekko.
-Jak to się stało? - spytał ciszej, mnie stać było tylko na wzruszenie ramionami - Nigdy Korytarz aż tak was nie krzywdził. Nie pozbawiał przytomności - dodał równie cicho. Wyciągnęłam z kieszeni pozaginaną kartkę. Bazgroły Freda. Podałam ją Zabiniemu - Demagorgon? - spytał cicho, był trochę zdziwiony.
-To jego Fred widział wczoraj rano, miał poranioną łydkę. Dzisiaj wylądował w Skrzydle po tym jak się znowu zapuścił do Korytarza. Nie ma innego sensownego wytłumaczenia - mruknęłam cichutko - Wysysa energię, chce śmierci ludzi... Może to zabiło murarza w Korytarzu, nie rozgrzane do czerwoności płytki... - głośno myślałam. Zabini nic nie mówił, prawie się nie ruszał. Za to w mojej głowie rodziły i umierały teorie na temat Korytarza.
Jedno było pewne, Korytarz nie lubi jak zapuszczasz się tam sam. Demagorgon myśli inaczej.
-Co zamierzasz zrobić z Fredem? - spytał spokojnie Blaise. Wzruszyłam ramionami.
-On wybierze czy chce mnie widzieć czy już nie. Dostosuję się, ale o Korytarzu musi wiedzieć. O wszystkim, nawet jakbym musiała przemycać mu wiadomości w kurczaku obiadowym - mruknęłam już spokojnie, a Zabini lekko prychnął. Uśmiechnęłam się lekko władczo, delikatnie psychopatycznie.
-Gdybyś tylko potrzebowała pomocy to od razu szukaj mnie i ci pomogę - odparł z delikatnym uśmiechem. Pocałowałam Zabiniego w policzek.
-Kocham cię - powiedziałam z uśmiechem. Ten wyszczerzył się do mnie.
-Ja ciebie bardziej - odparł równie wesoło. Spojrzeliśmy w stronę jeziora, tym razem w wesołych humorach. Zobaczę jak to wszystko się potoczy. Może nie będzie aż tak wielką tragedią?
~~~
W tydzień kolejny rozdział, idę na rekord xd A tak serio, to po prostu matura męczy, a to dobrze odpręża umysł.
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam.
Mieli pierwsze eliksiry, to jedyny plus nauczenia się kawałka ich planu zajęć. Zeszłam truchtem do podziemi. Zapukałam do wielkich wrót i wsunęłam głowę do sali. Potem całą siebie.
-Dzień dobry panie profesorze, czy mogłabym na chwilę prosić George'a Weasleya? - spytałam zachowując spokój. Snape tylko kiwnął głową, nie pytając o powód. Widział moje zakrwawione lekko ciuchy. George wstał i wyszedł z sali ze mną. Ten zlustrował mnie zdziwiony.
-Gdzie Fred? - spytał poważnym tonem. Ja zagryzłam wargę. Spojrzałam mu w oczy.
-Pamiętasz, jak kiedyś mówił ci o tym dziwnym Korytarzu? Ciepłe ściany, gorące kafelki i tak dalej? - spytałam, ten tylko kiwnął potakująco głową - Byłam z nim w Korytarzu kilka razy. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy tam chodzić oddzielnie. Korytarz jednak uważa inaczej. A raczej to co w nim żyje... - ściszyłam głos, trochę mi drgał. Starałam się jak najbardziej zachować powagę - Fred został skrzywdzony, jest w Skrzydle Szpitalnym - dodałam niewyraźnym głosem. Ten spojrzał na mnie i westchnął.
-Powiedz mi, dlaczego zawsze mu się coś dzieje z twojego powodu? Pośrednio czy bezpośrednio? - spytał załamującym się głosem. Wbiłam wzrok w dłonie - Hart, bardzo cię szanuję, ale poproszę cię o jedno. Nie zbliżaj się do niego, nie wciągaj go w swoje dziwne schizy. Krzywdzisz go - wybełkotał, a ja tylko pokiwałam głową - Na pewno go to zaboli, ale wierzę, że będzie lepiej - wymamrotał i wrócił do sali. Zostawił mnie na środku korytarza ze wzrokiem błądzącym po podłodze. Po chwili dopiero przybrałam sztuczny uśmiech na twarzy i ruszyłam w stronę Dormitorium. Wsunęłam się do Pokoju Wspólnego i szybko pobiegłam po nowe rzeczy. Zarzuciłam jakiś sweter na siebie, tylko koszulka była lekko zakrwawiona. Rzuciłam ją pod łóżko. Tam leżał również sweter Freda. Wyciągnęłam go, ładnie poskładałam i wsadziłam na samo dno szafy. Szybko wybiegłam od Gryffonów i ruszyłam na kolejną lekcję. Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Jeszcze nikogo nie było, trwała wcześniejsza lekcja. Uśmiechnęłam się wesoło do Hagrida.
-Cześć Riley, co tak wcześnie? - spytał wesoło, a ja wzruszyłam zabawnie ramionami.
-Zaspałam na pierwsze zajęcia, pan Binns nie chciałby mnie na ostatnich 10 minutach, to przyszłam do ciebie - odparłam radośnie. Może trochę przesadziłam z tym wyszczerzem na twarzy. Ten tylko pokiwał głową.
-Dzisiaj będziemy rozmawiać o Niuchaczach, widziałaś kiedyś jednego? - spytał z uśmiechem, a ja zaprzeczyłam głową.
-Sporo o nich czytałam, ale nigdy nie widziałam jednego - odparłam, a ten ruszył do swojego domu i pokiwał ręką, bym poszła za nim. Potruchtałam jego śladem. Weszłam do domu, a ten pokazał dłonią w stronę szafki nad zlewem. Spojrzałam tam i ujrzałam to urocze zwierzątko. Czarna poczwara podobna do mugolskiego kreta z ryjkiem w kształcie dzioba kaczki. Był mniej więcej wielkości małej, ale grubej świnki - Jest śliczny - powiedziałam cichutko i uśmiechnęłam się wesoło. Od razu rozpuściło mi się serce. Hagrid wziął go na dłonie i położył na moich. Pogładziłam go po głowie.
-Nazywa się Shen - odparł wesoło i również pogładził go po głowie. Po chwili ludzie zaczęli przychodzić na Błonia. Wyszłam z Shenem na zewnątrz. Ujrzałam Zabiniego. Uśmiechnęłam się w miarę wesoło. Ten podszedł do mnie, a Hagrid zaczął wykład.
-Cześć Hart, co tam u ciebie? - spytał z uśmiechem, usiadłam na jednym z pieńków. Przesunęłam się, żeby Zabini usiadł swoim przystojnym tyłkiem na nim. Podałam Shena Hagridowi.
-Źle - mruknęłam cicho i spojrzałam z uśmiechem na Niuchacza - Fred jest w Skrzydle. Coś go zaatakowało w Korytarzu. George kazał mi się do Freda nie zbliżać - dodałam szeptem dalej obserwując wesołego Niuchacza, był trochę śpiący. Zabini na moment zamilkł.
-Dlaczego? - spytał wreszcie - Przecież to nie twoja wina, prawda? - dodał cichutko. Spojrzałam na niego z bólem w oczach. Ten ścisnął lekko moją dłoń i zwrócił wzrok na olbrzyma.
-George twierdzi, że wszystko zaczęło się jak mnie poznał. Że to co się mu dzieje jest bezpośrednim lub pośrednim skutkiem poznania mnie - mruknęłam i pociągnęłam nosem lekko. Wytarłam go rękawem i uśmiechnęłam się w stronę Shena.
-Nie jest jego niańką. Zobaczysz jak będzie jak Fred dojdzie do siebie - powiedział spokojniej i pogładził mnie po ramieniu. Zaprzeczyłam ruchem głowy lekko.
-Nie chcę go krzywdzić, nie powinnam. George ma rację - dodałam cichutko, a ten pokiwał przecząco głową.
-Po obiedzie idziemy na długi spacer - zadecydował Zabini, a ja tylko przytaknęłam cichutko. Od tamtej pory nie gadałam już nic. Wpatrywałam się w szczęśliwego Niuchacza. Był przecudowny. Jednak ta lekcja za szybko się skończyła. Musieliśmy iść na kolejną... I następną. Dosyć szybko zajęcia minęły. Znowu byłam na Wielkiej Sali. Obserwował mnie George z lekko czerwonymi oczami. Nie usiadłam tam gdzie zwykle. Zostały tam dwa wolne miejsca. Usiadłam na końcu stołu, ale chociaż widziałam stamtąd Blaise'a. Ten uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i wysłał z trzy buziaki.
Nienawidziłam go za to, że tak bardzo go kochałam i tak bardzo dobrze potrafił mi poprawić humor. Wystawiłam mu język i dojadłam obiad. Cały Gryffoński stół huczał od plotek o Fredzie. Nie chciałam się w to włączać, a nikt nie był na tyle głupi, by mnie o to pytać. Jeszcze bym nos odgryzła.
Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia, połowa oczu w Wielkiej Sali obserwowała każdy mój ruch. Jedne jednak patrzyły bezlitośnie, a były tak podobne do oczu skrzywdzonego. Zabini również wstał i potruchtał za mną. Zrównał ze mną krok. Wyszliśmy z zamku i zaczęliśmy iść w stronę błoni. Po chwili ciszy usiedliśmy na skraju jeziora.
-Co tam u Davida? - spytałam z uśmiechem i spojrzałam na jezioro. Zabini uśmiechnął się lekko.
-Zadziwiająco dobrze - odparł z radością w głosie. Ja uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę - stwierdziłam wesoło. Ten pokiwał głową z politowaniem.
-Mówiłaś mi to tyle razy, że się zastanawiam czy to ja się bardziej z tego cieszę, czy ty - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał lekko - Zdecydowanie ja - dodał i znowu się roześmiał. Tym razem z akompaniamentem mojego śmiechu.
-Cóż, nie moja wina, że tak dobrze się dogadujecie - stwierdziłam dosyć racjonalnie, a on tylko walnął mnie delikatnie w ramię. Po tym uspokoił się lekko.
-Jak to się stało? - spytał ciszej, mnie stać było tylko na wzruszenie ramionami - Nigdy Korytarz aż tak was nie krzywdził. Nie pozbawiał przytomności - dodał równie cicho. Wyciągnęłam z kieszeni pozaginaną kartkę. Bazgroły Freda. Podałam ją Zabiniemu - Demagorgon? - spytał cicho, był trochę zdziwiony.
-To jego Fred widział wczoraj rano, miał poranioną łydkę. Dzisiaj wylądował w Skrzydle po tym jak się znowu zapuścił do Korytarza. Nie ma innego sensownego wytłumaczenia - mruknęłam cichutko - Wysysa energię, chce śmierci ludzi... Może to zabiło murarza w Korytarzu, nie rozgrzane do czerwoności płytki... - głośno myślałam. Zabini nic nie mówił, prawie się nie ruszał. Za to w mojej głowie rodziły i umierały teorie na temat Korytarza.
Jedno było pewne, Korytarz nie lubi jak zapuszczasz się tam sam. Demagorgon myśli inaczej.
-Co zamierzasz zrobić z Fredem? - spytał spokojnie Blaise. Wzruszyłam ramionami.
-On wybierze czy chce mnie widzieć czy już nie. Dostosuję się, ale o Korytarzu musi wiedzieć. O wszystkim, nawet jakbym musiała przemycać mu wiadomości w kurczaku obiadowym - mruknęłam już spokojnie, a Zabini lekko prychnął. Uśmiechnęłam się lekko władczo, delikatnie psychopatycznie.
-Gdybyś tylko potrzebowała pomocy to od razu szukaj mnie i ci pomogę - odparł z delikatnym uśmiechem. Pocałowałam Zabiniego w policzek.
-Kocham cię - powiedziałam z uśmiechem. Ten wyszczerzył się do mnie.
-Ja ciebie bardziej - odparł równie wesoło. Spojrzeliśmy w stronę jeziora, tym razem w wesołych humorach. Zobaczę jak to wszystko się potoczy. Może nie będzie aż tak wielką tragedią?
~~~
W tydzień kolejny rozdział, idę na rekord xd A tak serio, to po prostu matura męczy, a to dobrze odpręża umysł.
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam.
Chyba mój ulubiony rozdział jak dotąd *-* Serduszko mi się rozpołowiło po słowach George'a, ale domyślałam się, że tak postąpi. To smutne. Oby Fred był innego zdania bo się chyba podłamię razem z Riley. Jednak ładnie ukrywa ten ból, znajdując ciszę u Hagrida i jego różnorakich stworzonek. To urocze. I Zabini. Zawsze tam gdzie go Riley potrzebuje. Miód na moje serce c:
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobry rozdział, kochanie.
Nie stresuj się tak maturką (przynajmniej ty w tym towarzystwie xd), weny i oby rozdziały pojawiały się tak często jak teraz *-*
Kocham, pozdrawiam i takie tam,
~T