niedziela, 5 marca 2017

Rozdział dwudziesty

Kilka godzin później zostałam na fotelu ja wraz z Fredem. George właśnie wchodził po schodach na górę, a drugi bliźniak przysypiał na fotelu.
-Weasley - mruknęłam szturchając go lekko, ten otworzył oczy gwałtownie, ale po tym uśmiechnął się lekko.
-Co tam Hart? - spytał z szelmowskim uśmiechem.
-Czemu nie było cię dzisiaj na śniadaniu? - odparłam pytaniem na pytanie, a jemu lekko mina zrzedła. Przysunęłam się bliżej do niego. Ten nachylił się powoli nade mną. Spuścił wzrok na stopy. Ujęłam jego dłoń - Co się stało? - wyszeptałam cicho. Ten drugą dłonią podniósł lekko nogawkę u lewej nogi. Przez jego łydkę przebiegały już lekko podleczone zaklęciem leczniczym rany. Już nie krwawiły, niektóre niechlujnie związał bandażem.
-Byłem rano w Korytarzu. Pochłonął mnie, poprowadził w jedną z wielu ślepych uliczek. Wielka, prawie czarna poczwara... - powiedział cicho, a jego głos się załamywał dosyć mocno.
-Potrafiłbyś to narysować? - spytałam równie cichutko, a ten spojrzał mi w oczy z bólem i pokiwa głową. Dałam mu kawałek pergaminu i pióro. Zaczął coś kreślić drżącą dłonią po papierze.
Dwie głowy, lekko małpie rysy, łuski, paskudność wylewała się z pergaminu. Nad wyraz spokojny. Weasley podsunął mi to pod nos i znowu spuścił wzrok. Demogorgon... TO BYŁ DEMOGORGON!
-Mogę zostać z tobą na noc, jeśli chcesz - wybełkotałam cichutko, a ten spojrzał na mnie i pokiwał delikatnie głową. Wstałam z fotela i wyciągnęłam ku niemu dłoń. Ten również wstał i zaczął iść ku swojemu dormitorium. Szłam spokojnie za nim. Uchylił delikatnie drzwi. Całe dormitorium spało. Zsunęłam spodnie najciszej jak potrafiłam i wsunęłam się pod kołdrę. Weasley wcisnął się tuż za mnie i poczułam jego dłonie na żebrach. Odwróciłam się do niego twarzą. Widziałam tylko lekki zarys jego głowy. Pogładziłam go po policzku delikatnie - Jeśli tylko coś się stanie to od razu mi mów - poprosiłam szeptem i przycisnęłam delikatnie usta do jego brody. Potem znowu się odwróciłam od niego, a on mnie objął rękami.
W tym momencie w mojej głowie ukazał się obraz przystojnego, starego mężczyzny. Maska Śmierciożercy. Delikatny dotyk jego dłoni na mojej. Nienawiść ustępuje zadziwieniu. Później znowu jest nienawiść, jednak już nie tak okropna.
-Hart, dziękuję - powiedział cicho Weasley, a ja pokiwałam głową delikatnie. Pogładziłam go po dłoni i zamknęłam oczy.
-Nie ma za co, przyjaciół zawsze próbuję chronić - odparłam cichutko, a ten pocałował mnie w tył głowy delikatnie. Odwróciłam się do niego twarzą ponownie. Dotknęłam opuszkami palców jego ust - Jesteś pięknym człowiekiem. Jakim cudem zadajesz się z tak złym człowiekiem jak ja? - spytałam szeptem, a on pogładził mnie po policzku.
-Jesteś najbardziej niesamowitym człowiekiem jakiego zdołałem poznać - powiedział cichutko przytulając mnie mocniej. Prychnęłam lekko i po raz kolejny zamknęłam oczy.
-Dobrej nocy dobry człowieku - mruknęłam w jego koszulkę. Ten pokiwał głową. Szybko zasnęłam. Wstałam jak dopiero świtało. Spojrzałam na Weasleya. Nadal spał, wyglądał jak szczęśliwe, niewinne dziecko. Wszyscy inni w dormitorium też spali. Wysunęłam się spod kołdry. Założyłam spodnie i ruszyłam cicho do drzwi. Wyszłam z jego dormitorium i ruszyłam do swojego. Weszłam cichutko do środka. W moim łóżku leżał Ron... Machnęłam tylko ręką i podeszłam do niego. Szturchnęłam go lekko w ramię, a ten uchylił oko.
-Przesuń się - wyszeptałam, ten się delikatnie przesunął. Znowu wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam. Obudził mnie poirytowany głos Granger.
-RON! - warczała, a rudy aż usiadł na łóżku przestraszony. Przekręciłam się na drugi bok i nasunęłam poduszkę na głowę - Co ty robisz z Hart w łóżku? - dowarczała dalej.
-Spokój Granger - wymruczałam spod poduszki - Wróciłam nad ranem od Freda, a w moim łóżku spał Ron. Chciałam spać dalej, to mi się przesunął. Żadnych podtekstów - dodałam spokojnie i przykryłam się bardziej kołdrą.
-Hermiona, nie gniewaj się na mnie. Sama kazałaś mi się wynosić ze swojego łóżka, a jak spytałem o łóżko Riley to machnęłaś na to dłonią i zasnęłaś - odparł ziewając Weasley. Uśmiechnęłam się pod poduszką, a Ron wstał. Podniosłam na moment poduszkę tylko po to, aby zobaczyć czerwoną twarz Hermiony. Nie mogłam być szczęśliwsza. Jej twarz była bardziej czerwona, niż Freda po rozgrywce Quidditcha, a akurat to było bardzo trudno pobić.
-Musimy iść - wycedziła tylko przez zęby i szybko przeczesując dłonią włosy wyszła z dormitorium trzaskając drzwiami.
-Powodzenia - mruknęłam w stronę Weasleya, nim zniknął za drzwiami. Ten tylko spojrzał na mnie i kiwnął głową dziękując.
-Dawno nie widziałam jej takiej zdenerwowanej - mruknęła lekko rozbawiona Brown. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się.
-Możliwe, lubię doprowadzać ją do szewskiej pasji, nawet niespecjalnie - powiedziałam wesoło i wstałam z łóżka. Lavender wysłała mi wesołe spojrzenie i sama zaczęła się zbierać na zajęcia. Przebrałam się, w miarę ogarnęłam i ruszyłam z plecakiem na Wielką Salę na śniadanie. Usiadłam koło rudzielca. Wzięłam tosta na talerz. Zaczęłam wszystko robić dość machinalnie.
-Cześć Riley, chciałem ci podziękować - powiedział w pewnym momencie Fred. Ugryzłam tosta i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Przeżułam gryz.
-Zrobiłeś dla mnie dokładnie to samo, nie ma za co. Jeśli tylko coś podobnego się stanie nie wahaj się mi powiedzieć - odparłam wesoło i upiłam łyka soku dyniowego - Postaram się wtedy pomóc jak najlepiej potrafię - dodałam i pogładziłam go dłonią po policzku.
-Przyjaciół nigdy nie zostawiasz w potrzebie, prawda? - spytał z uśmiechem, a ja tylko pokiwałam głową.
Nigdy nie zostawiłam Kroto kiedy potrzebował mnie. Zawsze jak tylko trzeba było byłam przy nim, tak jak on przy mnie. Był moją jedyną słabością. Większą, niż chęć spokoju. Większą, niż poznanie prawdy. Nawet większą, niż rudzielec. Ale chyba tego akurat Fred nie chciał wiedzieć. To był jedyny sekret, którego nie powinnam mu zdradzać. Powiedziałam mu o bliznach, o schizach, ale nadal nic nie wiedział o Kroto. Nic. Kompletnie. Chyba nie ufałam mu jeszcze na tyle. Chyba nikomu nigdy aż tak nie zaufam...
-Nigdy - odparłam gryząc po raz kolejny tosta. Ten uśmiechnął się wesoło, a śniadanie dokończyliśmy we względnej ciszy, przerywanej co jakiś czas spojrzeniem i delikatnym uśmiechem na obu twarzach. Wyglądało to jak tajemny kod dwojga kochanków, ale znaczyło o wiele więcej.
-Hart, lecę na zajęcia. Nie chodź Korytarzem beze mnie - powiedział Fred wstając z ławki i przeczesał mi dłonią włosy. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.
-Jeśli tylko nie zginiesz w Korytarzu beze mnie to obiecuję - odparłam spokojnym głosem, a on prychnął zabawnie i ruszył do wyjścia. Westchnęłam głęboko, gdy zniknął w drzwiach Wielkiej Sali.
Czułam na sobie przewiercający mnie wskroś wzrok Angeliny. Nie obchodziło mnie to. Obrona przed Czarną Magią czekały.
Ruszyłam do sali Obrony, profesor Remus Lupin spojrzał na mnie swoim wesołym wzrokiem, nawet lekko się uśmiechnął kiedy przekroczyłam próg jego sali.
-Witam, witam, kogóż to moje oczy widzą? - powiedział wesoło, a ja skinęłam mu uprzejmie bełkocząc 'dzień dobry' i usiadłam na jednym z wolnych miejsc. Tak, zajęcia już się zaczęły. Nie dane mi było nawet spytać o czym dzisiaj mówimy, jak profesor Lupin wywołał mnie na środek. Stanęłam koło wielkiej szafy.
-Co mam robić? - spytałam kiedy profesor Lupin stanął koło mnie.
-Czy wiesz czym jest Bogin? - spytał, ja tylko kiwnęłam głową - W tej szafie jest jeden z nich. Potrafisz powiedzieć jakiego zaklęcia użyć, aby go znowu wpakować do pułapki? - spytał ponownie.
-Riddikulus - odparłam i spojrzałam na nauczyciela, on tylko pokiwał głową i klasnął w dłonie wesoło. Potem rzeczy działy się szybko. Stanęłam przed szafą. Lupin ją otworzył. Wylazł stamtąd ktoś, mężczyzna. Miał błędny wzrok. Wrzeszczał, że mnie zabije, że nie jestem godna być jego dzieckiem. Szybko rzuciłam zaklęcie. Zniknął.
W klasie zapadła cisza. Nawet sam Lupin spuścił wzrok. Słychać było tylko nerwowe szuranie niektórych butów.
-Mogę usiąść? - spytałam, a profesor tylko kiwnął głową. Siadłam na swoim miejscu. Do końca wszystkich zajęć dnia dzisiejszego nie odezwałam się do nikogo. Tylko z Nevillem zamieniłam kilka słów. Bardziej grzeczności. Pochwalił mi się postępami z Alice.
Znowu znalazłam się na Wielkiej Sali. Znowu rozmawiałam z Nevillem o bzdurach. Znowu uwielbiałam tego człowieka tak mocno, że nie mógł sobie tego wyobrazić. Jednak nie było Weasleya.To do niego niepodobne. Opuszczać dwa posiłki w przeciągu 2 dni. Coś się musiało stać. Nie było go już bite pół godziny, a kończył zajęcia wtedy kiedy ja.
-Gdzie Fred? - spytał wreszcie Longbottom również zauważając jego brak. Wzruszyłam ramionami.
-Zaraz przyjdę - powiedziałam przewidując najgorsze i wstałam. Ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia. Puściłam się biegiem ku Wieży Gryffidoru. Jeśli nie ma go u siebie to jest... Nawet nie chciałam tego sobie wyobrażać. Dopadłam Pokoju Wspólnego.
Fotele: puste. Dormitorium: puste. Moje dormitorium: puste.
Wybiegłam ponownie, biegłam w stronę mniej uczęszczanych korytarzy. Nagle zatrzymałam się. Usłyszałam cichy jęk. Od strony jęku zza rogu rozlewała się mała strużka krwi. Zaczęłam cichutko stąpać w tamtą stronę. Wyciągnęłam różdżkę i mierzyłam w zbliżający się, jeszcze nie widziany obiekt.
Proszę, tylko, żeby żył. Resztę uda mi się ogarnąć. Nie pragnę wiele, prawda?
PRAWDA!
~~~
No cóż, ten rozdział dość szybko wyszedł. Myślałam, że zejdzie mi dłużej. Jestem średnio zadowolona. Trochę potrzymam w napięciu czytelników. Zawsze sprawiało mi to radość.
Jak co rozdział, zachęcam do komentowania. Pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Ta scena z Fredem, magia *-* naprawdę coś pięknego kochanie. Również wątek z Granger był uroczy :D Wiem jak bardzo jej nie lubisz więc domyślam się, że sprawia Ci przyjemność ta scena ;)
    Ten korytarz... O co z nim chodzi? ;-; Ale jednak fajny wątek. Bardzo trzyma w napięciu.
    Oby następny rozdział powstał równie szybko, słonko. Życzę zatem weny, kocham i pozdrawiam :3
    ~T

    OdpowiedzUsuń