środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział siódmy

Rudzielec westchnął głęboko i zakaszlał lekko. Usiadłam na parapecie.
-Nie jestem pewna co pamiętasz, ale chcę cię po prostu przeprosić - mruknęłam cicho, a ten spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili jego mina stała się stonowana i lekko pobłażliwa.
-Tylko ja miałem zaszczyt pierwszego dnia szkoły wylądować w Skrzydle Szpitalnym - powiedział wesoło. Zwróciłam ku niemu oczy i uśmiechnęłam się z delikatnym politowaniem. Wstałam z parapetu i usiadłam na krześle obok niego.
-Jestem Riley Hart, Gryfonka. To ta co łazi za Zabinim i gryzie się z Hermioną - przedstawiłam się ładnie wyciągając ku niemu dłoń. Ten ujął ją lekko, po czym potrząsnął nią na ile pozwalała mu przywrócona siła.
-Bardzo mi miło, słyszałem o tobie trochę, nie zawsze były to pochlebne opinie. Ja za to jestem Fred Weasley, możesz mnie kojarzyć z różnych wybryków rozwalających Hogwart, które inicjuję z moim bliźniakiem - dopełnił formalności, więc lekko się uśmiechnęłam. Może wcale nie było to potrzebne, znałam przynajmniej podstawowe informacje na jego temat, on chyba na mój też. W końcu Granger nocuje w Norze, z tego co mi wiadomo, co roku. Komuś musi na mnie nagadać.
-Jak się czujesz? - spytałam bardziej rzeczowym tonem, niż chciałam. Nie miałam nawet zamiaru tak zabrzmieć. Nie jestem pielęgniarką. Nie jestem delikatną istotą. Chyba nigdy nie byłam.
-Dosyć dobrze, trochę mnie boli głowa, ale żyć chyba będę - stwierdził z lekkim uśmiechem. Prychnęłam wesoło i potarłam kłykciami oczy.
-Przynajmniej nie przyczynię się do śmierci ważnej dla historii Hogwartu osoby - odparłam uprzejmie i wstałam z łóżka. - Może jeszcze kiedyś porozmawiamy - dodałam z uśmiechem i ruszyłam do drzwi.
-Zapewne tak, mogłabyś zawołać mojego brata? - spytał, a ja pokiwałam głową twierdząco, po czym wyszłam z Skrzydła, a po pustym korytarzu odbił się echem dźwięk kamienia spadającego z mojego serca. Jedno życie narazie uratowane. Ruszyłam spokojnie ku Pokojowi Wspólnemu z nadzieją, że znajdę tam George'a. Tym razem mi się nawet poszczęściło, więc podeszłam do niego i dziugnęłam jego ramię. Ten spojrzał na mnie lekko niespokojnie.
-Oh, to tylko ty - powiedział z westchnieniem. Prychnęłam na niego.
-Przyszłam z dobrymi wiadomościami, a ty tak? - spytałam weselej. Temu rozszerzyły się źrenice i wstał z siedzenia. - Fred kazał cię zawołać, obudził się - dodałam dosyć miłym tonem. Chłopak przez chwilę przyswajał informacje, po czym ruszył pędem ku drzwiom.
-Dzięki - mruknął patrząc na mnie i tyle go widziałam. Zaśmiałam się lekko, po czym ładnie runęłam na podłogę mając innych gdzieś. Podkuliłam nogi i zamknęłam oczy.
-Śpij dobrze kochanie - odezwał się miły głos w mojej głowie. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Dziękuję, budź mnie, gdy stanie się coś złego - poprosiłam cichutko i zasnęłam prawie na środku pokoju. Było mi miło, że jakiś nieznany głos tak żywo się mną interesuje. To nawet urocze, wiesz? Idziesz sobie korytarzem, a tu nagle jakiś głosik podpowiada ci, żebyś uważał, bo zza rogu zaraz wyzionie schlany mężczyzna i żebyś się odsunął. Rzeczywiście po chwili to się dzieje, a ty, ostrzeżony, czujesz się jak gość, bo nikomu się nie naraziłeś i w nikogo nie wszedłeś. I w jednej chwili mój mózg zaczął mi pokazywać jakby urywany film dla dorosłych. Kobiety, mężczyźni, transseksualiści, wszystkie stwory jakie wyobrazić sobie potrafiłam wiły się w agonii lub rozkoszy. Nie widziałam oznak, które bardziej by przemawiały za jedną ze stron. Na końcu ujrzałam skulonego mężczyznę, niechętnie przepychałam się ku niemu w otoczeniu skręconych ciał przeżywających spełnienie, w pełnym tego słowa znaczeniu. Podeszłam do owego jegomościa i dotknęłam jego ramienia lekko. Zwrócił ku mnie swoje puste oczodoły.
-Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny - mruczał ochrypłym, zmęczonym, sapiącym głosem. Był natarczywy i uciążliwy, klinował się w mózgu szybko przetwarzając słowa i zachowując je w pamięci. - Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny. Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny. Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny - po chwili z szeptu jego głos przerodził się w rozdzierający krzyk docierający do mojej głowy i szybko ucichł. - NIENAWIDZĄ CIĘ - wrzasnął ostatni raz wlepiając we mnie swoje niewidzące oczy i obudziłam się przestraszona.
- Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny - wybełkotałam i jak na zawołanie stałam się smutna. Jak oni mogli być tacy okrutni? Podniosłam wzrok i rozejrzałam się bardzo niepewnie.
-Myślałem, że już się nie obudzisz - mruknął jakiś przyciszony, ale znany mi głos z innego końca wpół zielonego pokoju. Był spokojny, ale właściciela szczelnie przykrywała mi płachta.
-Pokażesz się? - spytałam cichutko, a zza płachty wychylił się Zabini. Jak ja go mogłam nie poznać?
-Witaj słonko, napędziłaś mi trochę strachu - powiedział z lekkim uśmiechem i podał mi kubek z kawą.
-Co ja tu robię? Byłam u siebie - mruknęłam w przebłysku inteligencji, co nieczęsto się zdarza. Ten usiadł obok mnie, po czym bezsilnie wzruszył ramionami.
-Znalazłem cię jak wracałem z rozmowy z Malfoy'em, leżałaś na schodach, więc aż szkoda było ciebie nie wziąć - zaśmiał się wesoło. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, przynajmniej tak miało wyjść.
-Fred się obudził - szepnęłam cicho, a ten odetchnął z wyraźną ulgą jakby mówił 'chwała szatanowi, jedno życie uratowane'. Walnęłam go lekko w ramię, po czym upiłam trochę kawy. - Mimo to jestem ci wdzięczna za to, że mnie przygarnąłeś, chociaż wcale nie musiałeś - dodałam stawiając kubek na szafce obok łóżka. Ten pokiwał głową.
-Gdyby nie ty, to kto urządziłby mi porno-imprezę urodzinową? - spytał rozbawiony i roztrzepał moje włosy. Zmarszczyłam nos patrząc na niego. Ściągnęłam twarz ku dołowi i wystawiłam nogi za łóżko.
-Zapewne nikt, bo przecież nikomu nie mówisz o swoich preferencjach seksualnych - mruknęłam sarkastycznie patrząc na niego wesoło. Blaise dziugnął mnie łokciem w żebra.
-Przestań tak mówić, bo wyjdę na męską dziwkę - jęknął Ślizgon, po czym uśmiech rozświetlił jego ciemną twarz.
-Aż dziw bierze, że żadna dziewczyna jeszcze się na ten twój uśmiech nie nabrała - mruknęłam rozbawiona. Wstałam z łóżka i przejechałam dłonią po włosach.
-Była taka jedna, ale potem wpakowali ją na oddział psychiatryczny w Świętym Mungu, od tego momentu są tylko przelotne znajomości - powiedział beztrosko chłopak. Zaśmiałam się lekko. - O czym myślisz? - spytał po chwili ciszy między nami. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Trochę o twoich słowach, ale bardziej o liście o moim ojcu od Kroto. Nigdy nie chciałam ich poznać, ale teraz, kiedy dowiedziałam się, że jest zły to mnie do niego ciągnie. Chciałabym chociaż wiedzieć kim jest, nawet gdybym pięć sekund później miała zostać zabita. Mam to szczerze gdzieś, ale nie podejmę się jego szukania, tylko morderców Kroto - wybełkotałam mało zrozumiale i mało sensownie. Pokiwałam bezwiednie głową, jakbym potakiwała swoim słowom, jakbym się z nimi zgadzała.
-A co jeśli morderca Kroto to twój ojciec? - spytał Blaise nie swoim głosem. Wykrzywiłam lekko twarz i spojrzałam na niego. Ten wlepiał we mnie wzrok.
-Nawet tak nie mów, nie wybaczyłabym mu - mruknęłam spokojnie, po czym spojrzałam na sufit. Chociaż to możliwe, teraz wszystko jest możliwe. Morderca Kroto może być moim ojcem, wujkiem, bratem, siostrą, wszystkim. Nawet nauczycielem, chociaż szczerze w to ostatnie wątpię, ale może nie w tej szkole. Kto go tam wie, ważne, że go znajdę i zabiję. Chyba proste do ogarnięcia przez taki ograniczony mózg jak mój czy Zabiniego. Mam nadzieję. - Wiesz, przynajmniej mógł się przedstawić, kiedy go zabijali... Tak, geniusz ze mnie. Spojrzy na mnie i powie: 'Cześć, jesteś moją córką. To ja zabiłem twoją matkę, ale mam ochotę na więcej ofiar, więc zabiję i twojego opiekuna, a ty masz na to patrzeć' - dodałam lekko podirytowana.
-Jak tak stawiasz sprawę to bardzo mało prawdopodobne - mruknął szczerze Blaise. Westchnęłam i pokiwałam niechętnie głową.
-Muszę iść, szlaban u McGonagall sam się nie odrobi - powiedziałam wymijająco i ruszyłam do drzwi. - Do zobaczenia - dodałam z lekkim uśmiechem patrząc na niego.
-Trzymaj się i nie myśl o tym za dużo - poprosił uprzejmym tonem, a ja zamknęłam za sobą drzwi. Ruszyłam spokojnie ku gabinetowi pani profesor. Zapukałam ładnie do drzwi, a ta mruknęła z głębi, żebym weszła. Zrobiłam o co prosiła i spojrzałam na nią.
-Miałam zameldować się tu na szlaban za nieudaną próbę zabicia Freda rzuconym kamieniem z Wieży - powiedziałam dosyć miłym tonem, a ta wskazała mi fotel naprzeciw niej. Usiadłam na nim spokojnie.
-Owszem. Pan Weasley już się obudził, ale zaplecze tej sali jak na panią czekało tak i czeka. Zapraszam - mruknęła bez żadnych wzlotów i upadków w głosie. Zadziwiające jest też to, że gdy mówiła miała kamienną twarz. Pooraną zmarszczami i starością, ale jak jakiś pierdzielony posąg. Potruchtałam za nią ku zagraconemu zapleczu, po czym pani profesor pokazała mi półkę brudnych srebrnych naczyń.
-Rozumiem, że mam je wszystkie wyczyścić, tak? - spytałam niepewnie, mając nadzieję, że tylko to.
-Tak, dobrze myślisz. Ta szafka jest twoja, a ta obok czeka na następnego szczęśliwca. Jeszcze takiego nie mam - mruknęła lekko zasmucona i ruszyła ku wyjściu.
-Ile mam czasu? - spytałam wyczarowywując wiadro, wodę i szmatę do czyszczenia. Ta zatrzymała się na moment.
-Masz czas do 23, jeśli któryś z patroli cię złapie proszę przysłać go do mnie - odparła spokojnym, niewzruszonym głosem i wyszła. Rozsiadłam się na podłodze i zaczęłam czyścić srebrne kubki. Świetne zajęcie, szczególnie w momencie, gdy jest się sfrustrowanym kogoś odnalezieniem, no, w pewnym sensie.
- Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny. Nienawidzę mamy. Nienawidzę taty. Tata nienawidzi mamę. Mama nienawidzi tatę. To prosta droga byś chciał być smutny - mruczałam pod nosem myjąc pojedyncze naczynia. Praca szła mi dosyć dobrze, a słowa tamtej wyliczanki krążyły po mojej głowie niczym mantra u człowieka powstrzymującego się od ulubionej rzeczy na rzecz czegoś ważniejszego. Nie wiedzieć gdzie podziało się owe pięć godzin i pani profesor nawet zadowolona, że skończyłam kazała mi się stamtąd zmywać. Wyszłam z gabinetu z uśmiechem oraz przestrogą, bym następnym razem uważała co robię. Pokiwałam bezsensownie głową powtarzając słowa mężczyzny w głowie.
-Spodobał ci się ten chłam? - spytał nieśmiały głosik w mojej głowie.
-Chyba tak, bardzo chwytliwe hasło - mruknęłam, a głos roześmiał się szczerze.
-Twoja matka też tak twierdziła, kiedy to układała - powiedział wesoło głos, po czym zamilkł. Przystanęłam zaskoczona. Mama? Mama to wymyśliła? To nieprawdopodobne... W sumie co ja mogę o niej wiedzieć, nigdy nawet jej nie widziałam. Kontynuując w myślach wyliczankę dokończyłam swój spacer ku Wieży Gryfonów. Szybko weszłam po schodach nie patrząc za siebie, po czym nie bacząc na nic rzuciłam się na łóżko i umiarkowanie szybko zasnęłam ukołysana 'Nienawistną wyliczanką'.
~~~
Trochę dziwny rozdział, aczkolwiek owa 'wyliczanka' została zaczerpnięta z uroczej książeczki o Kurdcie pt. 'Kurt Cobain. When I was an alien'. Swoją drogą świetny komiks, więc z całym przekonaniem go polecam.
Napisałam to wcześniej, niż sama się po sobie spodziewałam. Dzień czy dwa po dodaniu ostatniego rozdziały. Nudy robią z człowiekiem dziwne rzeczy.
Zachęcam również do komentowania, bo to bardzo miłe przeczytać coś o swojej wyobraźni, może czasem ograniczonej, a czasem za bardzo puszczonej na wiatr. Mimo to one motywują.
Jestem w Polsce, pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Ładna wyliczanka, a Głosik w głowie Riley też mi się podoba. Jest.. Uroczy.
    Wybacz, jestem zbyt zmęczona, by napisać coś sensownego ;-;
    Staram się napisać swój rozdział, ale ciągle mnie coś rozprasza. Zero motywacji do czegokolwiek.
    Tak sobie myślę i myślę... Po czym wymyśliłam, że nie wiem co mam napisać w tym komentarzu :c
    Dobrze, że Fred się obudził..
    Urocza kara ze strony McGonagall..
    Lubię Zabiniego..
    Chce mi się spać ;-;
    Witam cię Karolu w Polsce i.. I kocham, całuję, życzę weny i czekam na NN.
    (najgłupszy komentarz w moim życiu. przepraszam ;-; )
    ~T

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekki poślizg. Lekki.
    Fred się obudził, to chyba było oczywiste. Coś myślę, że jego jedynego nie skrzywdzisz. Chyba, że jeszcze Bleise'a. Nawet nie wiem z kim będzie Riley. Twoje preferencje o do tego są dziwne, bo przyjaźń Zabiniego i Hart jest taka urocza, że nie zdziwiłabym się na moment zakochania.
    Ten głos jest taki... dziwny i wszechwiedzący. Chcę poznać jego sekret, skąd on to do cholery wie... Porno-impreza urodzinowa. O Jezusie, cóż to jest. Wizje wciąż wydają się dziwne, aczkolwiek wyliczanka mi się spodobała. Ach ta kara za niemalże spowodowanie morderstwa w pierwszym miesiącu, a nawet tygodniu szkoły. Riley lunatykuje?
    Tak dziwnie się dowiaduje, że matka Hart takie coś wymyśliła. A plany zabicia własnego ojca... a jak przyjdzie, co do czego to będzie wahanie.
    Czas na rozdział 8.

    OdpowiedzUsuń