Weszłam spokojnie do pokoju wspólnego z braku jakiejkolwiek chęci do robienia czegoś. Rozłożyłam swoje zmarnowane ciało na fotelu i zamknęłam powieki. Po chwili poczułam dłonie na brzuchu i nie należały one wcale do mnie.
-Odejdź - mruknęłam spokojnym głosem, a ten coraz natarczywiej przesuwał rękami po mojej klatce piersiowej. Otworzyłam oczy i ujrzałam całe zło świata. Jęknęłam przestraszona wlepiając oczy w maskę Śmierciożercy. - Co do jasnej cholery się dzieje? - spytałam niepewnie i cicho.
-Nic skarbie, podobno ci się nudzi - odparł mężczyzna zniekształconym głosem. Burknęłam kilka ładnych przekleństw pod nosem i odsunęłam jego dłonie od siebie.
-Co wcale nie znaczy, że od razu liczę na molestowanie ze strony popleczników Voldemorta - mruknęłam, a ten się wzdrygnął. No tak, nawet ich to imię napawa strachem.
-Voldemorta nie ma, on się odrodzi - wycedził mężczyzna przez zaciśnięte zęby i zsunął z twarzy maskę. Teraz wpatrywały się we mnie niebieskie oczy doprawione nutką szaleństwa. Nie ukrywając, były zaskakująco ładne. Nie wiedząc co robię dotknęłam policzka starszego mężczyzny.
-Jesteś tutaj tylko, żeby mnie zmolestować? - spytałam szeptem, a ten spojrzał mi głęboko w oczy, po czym bardzo powolnym ruchem zaprzeczył głową. Wsunął dłoń w kieszeń płaszcza i wyciągnął stamtąd zapieczętowany list.
-Obiecałem mu, żeby ci go dać, jednak wszystko w swoim czasie Hart - wybełkotał cicho i dotknął swoją dłonią wierzchu mojej. Skrzywiłam się delikatnie, powinien mi zaufać. Powinien bez przeszkód powiedzieć po co przyszedł. Chyba powiedział, chociaż raz byłam z siebie dumna.
-Dziękuję - mruknęłam cichutko i złożyłam na jego brodzie delikatny odcisk moich ust. Opuściłam dłoń i wzrok patrząc na list leżący na moich kolanach. Usłyszałam oddalające się kroki. - Jak masz na imię? - spytałam cichutko, a kroki na jeden krótki moment ustały.
-Yaxley - szepnął i zniknął zostawiając po sobie czarny obłok pary. Ładnie, skwitowałam w myślach. Rozerwałam niepewnym ruchem list, po czym wysunęłam go z koperty. Przytknęłam go do nosa i wciągnęłam woń. Zaśmiałam się delikatnie, perfumy Kroto. Zaczęłam powoli rozszyfrowywać jego pismo.
'Witaj kochanie.
Może trochę na to za późno, ale mam nadzieję, że ten idiota nic ci nie zrobił. Że nawet nie miał odwagi cię dotknąć. Wracając, piszę do ciebie w bardzo ważnej sprawie, czyli chciałbym ci przybliżyć trochę postać twojej matki, ponieważ twierdzę, że ojca wolisz nie znać.
Frances była cudowną i kochaną kobietą, aczkolwiek bardzo szaloną. Nie przestrzegała reguł, zacierała granice, zamiatała wszystko złe pod dywan. Wiele razy radziłem jej, by zerwała z tym idiotą, ale zawsze mi się przeciwstawiała.
Tego dnia, gdy powiedziała mi o ciąży wymiotowałem przez całą noc, przepraszam. Nie znosiłem twojego ojca, który od początku znajomości grał miłość do twojej matki. Może nie jest to historia życia, ale jak się urodziłaś i on się o tym dowiedział, to zakatował ją na śmierć.
Niewiele ci to podpowiada o twoim pochodzeniu, znowu stawia ojca w złym świetle. To nie jest wcale ważne, po prostu się trzymaj.
Dostaniesz ode mnie za dobre sprawowanie jeszcze zdjęcie Frances.
Kocham, Kroto.'
Wyciągnęłam drżącą dłonią fotografię z koperty i kładąc list na kolanach odwróciłam ją obrazkiem do góry. Z kawałku nadpalonego papieru patrzyła na mnie zielonooka brunetka z lekko pobrużdżoną twarzą. Nie wyglądała najcudowniej na świecie, a cienie pod oczami świadczyć mogły również o tym, że ćpała. Nie obchodziło mnie to jednak. Uśmiechnęłam się delikatnie do fotografii i przytuliłam ją do serca. Zamknęłam ponownie oczy, a ktoś dotknął mojego ramienia.
-Słucham? - spytałam cichutko i spojrzałam na owego osobnika.
-Dobrze się czujesz? - chciał się dowiedzieć Longbottom. Wzruszyłam bezwiednie ramionami i oparłam fotografię o udo. - Kto to? - dopowiedział Neville. Spuściłam wzrok na zdjęcie.
-Moja matka - wybełkotałam cichutko, ale chyba usłyszał. Łypnął na mnie zaskoczony oczami. Zagryzłam wargę delikatnie.
-Jesteś do niej podobna - szepnął ujmując fotografię w dwa palce. Szanował ją. Spojrzałam na niego zdziwiona lekko szklistymi oczami.
-Naprawdę? - spytałam cicho, trochę konspiracyjnie. Jakbym zdradzała mu tajemnicę narodową, jakbym powiedziała mu, że Dumbledore jest gejem. Cholera, ale to przecież prawda.
-Masz jej nos, kształt twarzy, kolor włosów i ten dziwny błysk w oczach, który zazwyczaj mnie przerażał - powiedział z pełnym przekonaniem i oddał mi zdjęcie uśmiechając się lekko.
-Dziękuję - mruknęłam przyciszonym głosem oduśmiechając się do niego. Ten pokręcił z zabawnym politowaniem głową.
-To ja powinienem ci podziękować, zbliżyłem się do Alice - odparł, a w jego oczach zauważyłam błogą radość. Chyba dobrze trafiła. Wstałam i przytuliłam go lekko.
-Gratuluję, masz się nią opiekować - wybełkotałam mu na ucho, a ten odsunąwszy się ode mnie zasalutował mi dwoma wyciągniętymi palcami. Porządnie i z tradycją. Odmaszerował żegnając się radośnie. Chciałabym wyobrazić sobie tę scenę.
-Poruczniku, proszę o meldunek tuż po strzale - poprosił tęgi mężczyzna z lekko posiwiałymi włosami krótko przystrzyżonymi. Młodszy chłopak patrzył na niego jak na dzieło sztuki. To było naturalne, generał nie guzdrał się z wydawaniem kar za nieposłuszeństwo. Był surowy, ale nad wyraz wyrozumiały.
-Tak jest panie generale - powiedział rzeczowo chłopak wstając i salutując, jeszcze nie wiedział, że przyczyni się tak bardzo do historii wojennej. Wkrótce boleśnie miał się o tym przekonać. Kilka dni potem wstępując na działo oddał celny strzał, niestety nie był przygotowany na kontratak, czego przyczyną była utrata kciuka, palca małego i serdecznego. Był jednak świetnym i zorganizowanym mężczyzną, więc gdy tylko ujrzał generała posłał w jego stronę meldunek ocalałymi dwoma palcami. Od tamtej pory obywatele jego ojczyzny wiedzą o jego historii. Od tego momentu meldowanie zmieniło swoją formę. Na jego cześć składa się dwa palce prawej ręki do czoła.
-Brawo, nie wiedziałem, że o tym wiesz - powiedział zachrypnięty głos. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam żołnierza, a właściwie jego zwłoki. Nadal będąc w pełnym umundurowaniu i hełmie łypał na mnie pustym oczodołem oraz wyłażącym z drugiego wielkim, zielonym robakiem.
-Czytałam o panu, panie poruczniku. Jestem dumna z pańskiego oddania sprawie - odparłam ze słusznym szacunkiem, a on zamiótł zniszczonym butem wojskowym po zakurzonej podłodze.
-Cała przyjemność po mojej stronie, pamiętaj, że na ciebie liczę - dodał i znikł w oparach czerwonego dymu. Uchyliłam powieki i ujrzałam biały sufit. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu zobaczyłam własne dormitorium i rozbawioną Hermionę wpatrzoną w książkę.
-Jak się tu znalazłam? - spytałam badawczo, a ta zwróciła swój wzrok ku mnie zaskoczona pytaniem.
-Nie wiem, przyszłam jakieś dwadzieścia minut temu, a ty już tu byłaś - odparła spokojnym tonem, a ja zwiesiłam nogi z łóżka.
-Dzięki - mruknęłam w przypływie dobrych manier. Ta wstała i podeszła do mnie.
-Znalazłam to zdjęcie przy twoim łóżku - powiedziała podając mi fotografię mojej matki. Ujęłam ją i z namaszczeniem pogładziłam opuszkami palców.
-Jesteś dla mnie zbyt miła - stwierdziłam bez cienia podejrzliwości, irytacji i sarkazmu. Wyciągnęłam z szafki jakiś zeszyt i otworzyłam go na pierwszej stronie. Wsunęłam rogi zdjęcia w wycięte dziury, po czym zamknęłam delikatnie zeszyt. Odłożyłam go ostrożnie do szafki. - To jest Frances, moja matka - wybełkotałam cichutko i spojrzałam na nią niepewnie. Po chwili ciszy z jej strony. - Wiesz, może beznadziejnie się zachowałam. Szczególnie kiedy nazwałam cię szlamą, ale teraz chcę cię przeprosić. Mimo to nadal za tobą nie przepadam - mruknęłam wyciągając ku niej dłoń. Granger lekko ją ujęła i potrząsnęła.
-Przyjmuję przeprosiny. Twoja matka była bardzo ładną kobietą - dodała zmieniając temat, co mi osobiście pasowało, bo nienawidzę przepraszać. Pokiwałam głową z lekkim uśmiechem. Ta wstała z mojego łóżka. - W gruncie rzeczy też jesteś dosyć miłą osobą, ale nie dopuszczasz do siebie ludzi poza małą grupką, której ufasz - skwitowała bez zgryźliwości mugolka. Spojrzałam na nią.
-I wszystko spierdoliłaś - mruknęłam zabawnie, wyszło bardziej jakbym właśnie pokazała jej zwłoki psa i oczekiwała, że jej się spodobają. Mam specyficzne poczucie humoru, cholera. Ta jednak pokręciła głową z politowaniem i wróciła do swojej księgi. Ja zaś wyciągnęłam zadanie domowe i ruszyłam spokojnym krokiem ku wylęgarni geniuszu, czyli Pokoju Wspólnego Gryfonów. Zaśmiałam się z własnego porównania, gdyż nie miało nic wspólnego z prawdą. Rozsiadłam się jak królewna na zniszczonym fotelu i z wielkim zapałem zaczęłam odrabiać własne zadanie domowe. Nawet nie wiem czym sobie na ten dziwny zapał zasłużyłam. Może myśl o matce, jej fotografia, Kroto, Yaxley... Nie, cholerny Śmierciożerca. Reszta pasowała jak ulał, ale dlaczego ja u licha nie spytałam go o truchło leżące na mojej podłodze z rana? HART, JESTEŚ ZIDIOCIAŁYM KRETYNEM. Jakbym tego nie wiedziała. Skończywszy wypisywanie bzdur na tematy, na których prawie się nie znałam zawlokłam swoje zwłoki do łóżka i zasnęłam snem niemal kamiennym. Spałam bardzo spokojnie, nic mi nie przeszkodziło. Nie nawiedziły mnie dziwne mary. Obudził mnie delikatny refleks światła na moich oczach. - Masochistyczne słońce - jęknęłam i zwlokłam się z łóżka. Chcąc czerpać jak najwięcej satysfakcji z owego dnia nauki wsunęłam zeszyt ze zdjęciem Frances do czarnego plecaka i ruszyłam z uśmiechem się ubierać. Nie wyglądałam najgorzej, mimo włosów niesfornie rozrzuconych na mojej głowie, oczu podkrążonych nie miałam, a usta wcale nie były popękane. To jakaś czarna magia, zazwyczaj wyglądałam kilkakrotnie razy gorzej. Pędem się ubrałam i zarzucając plecak na ramię wyszłam dumnym krokiem z dormitorium kierując się na jedną z trzech moich ulubionych pór dnia, czyli śniadanie. Drugą i trzecią, jak nietrudno zgadnąć, były obiad oraz kolacja, jestem zbyt przewidywalna.
-Owszem, jesteś - podpowiedział mi miły głos w głowie.
-Zrozumiałam za pierwszym razem, ale bardzo dziękuję za utwierdzenie mnie w tym - mruknęłam do głosiku. Ten roześmiał się wesoło. - Ktoś tu ma dobry humor - dodałam wesoło. Słyszałam tylko stłumiony śmiech w mojej głowie i po chwili każdy człowiek przechodzący obok mnie wyglądał jakby robaki wychodziły z jego ciała każdą komórką. Zacisnęłam dłoń na ramieniu plecaka i zagryzłam wargę. Chyba za mocno, poczułam w ustach metaliczny smak krwi.
-Podoba ci się? - spytał drwiący głos, a ja zaprzeczyłam powoli głową, po czym spuszczając ją ruszyłam na oślep do Wielkiej Sali.
-Nie uciekaj mi, skarbie - bełkotał za mną delikatny, kojący, szalony głos. Dochodził mnie z każdej strony. Jęknęłam, gdy ujrzałam, że z wszystkiego wychodziły najgorsze glizdy, pająki, mrówki, żuki, wszelakie inne owady, o których istnieniu nie miałam wcale pojęcia.
-Przestań - szepnęłam zmęczonym głosem, a obraz zlał się w jedną czarną plamę i powrócił do normalności. - Dziękuję - szepnęłam z lekką wdzięcznością. Usiadłam umęczona przy stole i bez emocji zaczęłam pochłaniać jajecznicę, a po moim dobrym humorze pozostały tylko miłe wspomnienia. Pogładziłam palcem zeszyt i zagłębiłam się w rozmyślaniach o słowach Kroto. Byłam wdzięczna, że mnie wychował i miał zamiar mi pomóc. Tak mi go brakuje.
~~~
Jest i kolejny rozdział pisany ze sporym przyspieszeniem. Wiem, że tego nie da się wcale wyczuć, ale pisałam go jeszcze będąc w Nowym Jorku. Mimo to bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, za wyświetlenia, a rozdział dedykuję wszystkim czytającym.
Scena z żołnierzem jest po części prawdziwa, gdyż salutowanie dwoma palcami w Polsce wzięło się od jakiegoś żołnierza, któremu na wojnie urąbało trzy palce, gdy chciał zameldować wykonanie misji, ale resztę już zmyśliłam. Poznaliście nowy fakt z historii Polski, jestem z was dumna. Dzielcie się tym jak chlebem powszednim.
Także ten, polecam z wielką radością słuchać przy czytaniu wszystkiego porządnej muzyki. Poprawia to jakość czytania i jest odprężające.
Poza tym cholernie przepraszam, że nie komentuję rozdziałów, ale zaczęło mi się liceum i próbuję być kulturalnym gnojem.
Pozdrawiam.
sobota, 16 sierpnia 2014
Rozdział dziewiąty
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo ładnie ze strony Yaxleya, iż przyniósł list. Zawsze go lubiłem (:
OdpowiedzUsuńA list Kroto był uroczy. Podoba mi się wątek ze zdjęciem Frances (ciekawe skąd pan wziął imię :3 ). To takie kochane (:
(nienawidzę pisać komentarzy przez telefon..)
Neville i Alice (czy jak jej tam było. Nie mam siły wracać na górę i szukać ;-;) to będzie bardzo ładna para. Już to widzę.
Ładny był również moment z żołnierzem i generałem (:
Co ja tam jeszcze chciałem?
A, tak. Głosik w głowie Hart mi się podoba. Coś schizowego, obrzydliwego, a zarazem pięknego, bezwzględnego.
Podoba mi się ((:
Poza tym.. Czo ja tam jeszcze...
Ah, nawet nie wiesz jak mnie zdziwiłeś, gdy Hart pogodziła się z Hermioną ;o Byłem w szoku...
Dobrze. Będzie tego komentarza, bo zaraz mnie kij trafi z tym telefonem.
Pisz szybkiej, bo cię ustrzelę, oczywiście cię kocham, życzę weny i z utęsknieniem czekam na wątek mordu (:
~jak zwykle delikatny i subtelny Bogdan (:
Nie rozumiem jak mogła pocałować w brodę (?) Śmierciożercę, ktróego dopiero co poznała. Ale wszystko wyjaśnia Twoje zamiłowanie do Yaxleya. Kroto z tego co widzę nawet po śmierci potrafi się ustatkować i w odpowiednich chwilach przekazywać informację. Neville jak zawsze pomocny, stwierdzi, że jesteś podobna do narkomanki (biorąc pod uwagę porównanie Riley). A tak dla mnie może jeden mniej psychodeliczny rozdział? Bo czasem w tych schizach zaczynam się gubić. Ten dziwny głos, przypomina mi schizofrenie... Och nie zapominając o romansie Alice i Neville'a. Och, ach, ech. Blah.
OdpowiedzUsuńWgl lubię te listy, które wplatasz do rozdziału.
Ten fragment z żołnierzem, historię mi już niegdyś opowiadałaś, ale miło mi się to czytało.
Nie wiem czy już o tym wspomniałam... Ale czemu ona do cholery budzi się w innych miejscach. To takie dziwne drzemki, później budzisz się i idziesz robić lekcje. Jak typowy no-life później wracasz spać, bo nie masz chęci życia.
Tak, skąd ja to znam.
Ej, bo jeszcze uznam, że zaczynasz przedstawiać Hermionę w lepszym świetle.
Głos się jej słucha i ma poczucie humoru? Hym. Z tym humorem to tak, że jak był zadowolony to przedstawił jej dziwne obrazy jakby była na haju.
Ogólnie możesz być ze mnie dumna, bo nadrobiłam. Tak, to wielki wyczyn. Hiacynt jak powiedział tak zrobił i dotrzymałam obietnicy.
Wszystkie 9 rozdziałów masz skomentowanych.
Reasumując: Podoba mi się. Ale czasem (co jest zrozumiałe) się gubię.
Kilka błędów wypatrzyłam. Spokojnie, każdy je popełnia.
Pozdrawiam, kocham, weny życzę i czekam na nowości.
Pamiętaj, już październik drogi Karolu.
Dobrze. Mamy 8 LISTOPADA. A teraz porównajmy ową datę z datą dodania owego rozdziału...
OdpowiedzUsuńJesteś sadystą. Moim kochanym, pięknym, gejowatym i okrutnym sadystą.
Dodaj żesz ten rozdział ;-;
Tosz nawet ja się zmobilizowałem i wrzuciłem moje wypociny. Też byś mógł..
Poza tym pozdrawiam moje ty serduszko ^^
~T