sobota, 8 listopada 2014

Rozdział dziesiąty

Burknęłam coś niemiłego pod nosem i spojrzałam na Gryfoński stół. Byłam tam jedną z ostatnich osób. Prawie wszyscy już zjedli, a ja nadal modliłam się nad swoim pełnym talerzem.
-Czemu jesteś taka smętna? - spytał radosny głosik osoby, która usiadła obok mnie. Wlepiłam w nią wzrok, a jej blond włosy opadały na twarz zakrywając pole widzenia. Entuzjazm rzadko ją nawiedzał, przynajmniej tak to okazywała. Była realistką, aktualnie cholernie uradowaną, ale nadal realistką.
-Z przyzwyczajenia Zoe, ale to nie ważne. Co masz pierwsze? - odparłam próbując wpaść w dosyć dobry humor.Wyszło gorzej, niż zamierzałam, bo zdołałam wykrzesać z siebie tylko uśmiech podobny do grymasu na twarzy Mona Lisy. Wyglądało to co najmniej komicznie, pieprzony Vinci. Dziewczyna zamyśliła się lekko wpatrując się w tosty jak w wyrocznię.
-Chyba transmutację - powiedziała wesoło i zabrała z naszego stołu kawałek tosta, którego chwilę wcześniej pochłaniała wzrokiem. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. - Tylko będzie trudno, bo dostałam od dinozaura szlaban. Pomyślałabyś, że za podrzucenie Crabbowi trzech żab do plecaka można dostać karę? - spytała lekko zirytowana całą sytuacją. Parsknęłam śmiechem, a ta spojrzała na mnie spod byka.
-Niesamowite - mruknęłam rozbawiona, a ta szturchnęła mnie w ramię. Zagryzłam wewnętrzne strony policzków, by tylko się nie uśmiechać.
-Nie ważne, do zobaczenia - powiedziała w jeszcze lepszym humorze, aczkolwiek lekko zgryźliwie i ruszyła do drzwi. Rozejrzałam się po Wielkiej Sali i wyciągnęłam z torby małą butelkę Ognistej. Wlałam ją do kubka, który trzymałam pod stołem. Uniosłam kubek ponad klatkę piersiową. Nikt oczywiście tego nie zauważył. Genialna Hart.
-Za kobiety i konie - mruknęłam z namaszczeniem i zaśmiałam się pod nosem z własnej logiki. Przytknęłam wargi do skraju naczynia. Prawie upojenie alkoholowe przerwał mi mój ulubiony, ciamajdowaty przyjaciel.
-I za wszystkich, którzy je dosiadają - dodał rozbawiony głos za mną. Obróciłam się i ujrzałam uchachanego Neville'a. Mimo to chwilę potem wypiłam trunek duszkiem, po czym odstawiłam go na stół z lekkim łoskotem.
-Panie Longbottom, skądże pan zna ten toast? - spytałam uśmiechając się do niego delikatnie. Ten usiadł obok mnie na ławie i przeczesał leniwie dłonią włosy, tak że stały się bardziej odstające i mniej ułożone.Zawadiacki uśmieszek zagościł na jego przystojnej twarzy. Cholernie się zmienił od pierwszego roku.
-Panno Hart, bywało się na prywatkach u panów Weasley'ów - oznajmił dystyngowanym głosem. Zaczęłam się śmiać, nawet udało mi się tego nie udawać.
-Oczywiście, jak mogłam o tym zapomnieć panie Longbottom - odparłam spokojnym głosem z dosyć dużym uśmiechem. Lubiłam Neville'a, był miłym chłopakiem i świetnie mi się z nim rozmawiało. Był jedną z nielicznych osób, które szanowałam w całej szkole, w tej popierdolonej hałastrze dziwek, kurw, ćpunów i nałogowych kłamców. Potrafiłam się przed nim jako tako otworzyć, pokazać kawałek siebie, trochę mojej osobowości, bez obaw, że dostanę za to w ryj czy mnie wyklnie. Możliwe, że w niektórych momentach nawet by mnie zrozumiał. Teoretyczni nie miał rodziców. Alicji i Frankowi coś się stało, nawet jeśli żyli to dogadać się z nimi nie dawało. Wszystko to przez Śmierciożerców, jak w sumie prawie całe zło magicznego świata. Prawie całe zło, reszta to ludzie udający dobrych czarodziei. Ale nie tylko w magicznym świecie tak się działo. U mugoli również potrafili się popisywać swoimi zdolnościami co do zabijania 'szlam'.
-Zabiłem ich dzisiaj aż siedem, a tobie jak poszła rzeź młoda damo? - spytał tubalny głos z tyłu mojej głowy.
-Ani jednej, nie zabijam mugoli. Próbuję się z nimi bratać, nie są dla mnie źli - odparłam lekko nadgorliwym tonem i prychnęłam pod nosem. Szybko tego jednak pożałowałam, gdyż tępy ból przeszył moją głowę. Jakbym dostała obuchem młota w potylicę. - P-przee... Sta-ań... - wybełkotałam łapiąc bardzo gwałtownie powietrze.
-Magiczne słowo moja droga, moja kochana, skarbie najsłodszy - bełkotał raz po raz, ale coraz bardziej sennie. Ponownie głowę przeszył ból i poraziła biel pomieszczenia, w którym się znalazłam. Zacisnęłam powieki i skuliłam się mocno na, chyba, łóżku.
-Riley? Riley, słyszysz mnie? - spytał jakiś ładny, męski głos tuż obok mnie. - Riley - wybełkotała jeszcze raz postać i usłyszałam lekki szum pościeli obok.
-G-Gdzie jestem? - spytałam cichutko, a tamta osoba przestała się ruszać, jakby zastygła w miejscu. Było mi zimno, źle, wszystko mnie bolało. - Gdzie jestem? - powiedziałam głośniej zachrypniętym głosem. Przytuliłam do siebie jeszcze mocniej kolana. - Powiedz mi do jasnej cholery gdzie ja jestem? - wyszeptałam przestraszona nie potrafiąc nawet uchylić powiek. Jakby się zrosły, albo ktoś je skleił.
-Jesteś w Skrzydle Szpitalnym, chciałaś wykuć sobie oczy, więc masz na nich plastry - powiedział cichutko głos obok mnie. Uspokoiłam się lekko i niepewną dłonią przejechałam po twarzy. Owe plastry były prawdą, miałam je na oczach. Szczelnie przyklejone i miłe w dotyku.
-Rozumiem - wybełkotałam cicho i zaczęłam się podnosić na łóżku. - Możesz mi to odkleić? - dodałam trochę głośniej, ale spokojniej.
-T-Tak, chyba tak - powiedział cicho głos i znowu usłyszałam szelest kołdry. Po chwili poczułam lekki ciężar siadającego obok mnie mężczyzny. Jego dłoń delikatnie dotknęła mojego oka, a drugą próbował podważyć plaster. Zapewne wyglądało to komicznie, może dziwnie. W tym momencie było mi to jednak całkowicie obojętne, miałam to gdzieś. Powoli odklejał opatrunek od skóry wokół mojego oka.
-Nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć - powiedziałam cicho nie do końca tego świadoma. Jego palce zastygły w miejscu.
-Nie musisz mi się odwdzięczać, to drobiazg - odparł spokojnym, gładkim tonem i odkleił jeden plaster do końca. Położył po tym delikatnie palce na mojej powiece - Albo na razie nie otwieraj oczu, proszę - dodał ciszej, a ja tylko pokiwałam głową. Ta chwila pozostanie mi w pamięci na zawsze, była taka delikatna. Taka ulotna, tak niewiarygodna.
-Dziękuję - wyszeptałam cichutko, a ten odkleił do końca drugi opatrunek. Uchyliłam delikatnie powieki patrząc na dół. Ujrzałam tylko niebieskie spodnie męskiej piżamy i moje nogi tuż przed nimi.
-Nie ma za co - powiedział miły głos mężczyzny. Uniosłam oczy do góry i uśmiechnęłam się lekko widząc rozczochranego rudzielca o czekoladowych oczach.
-Powitał - zaśmiałam się lekko, a ten pokręcił głową z udawanym politowaniem. Uśmiechnął się po tym promiennie. - To było bardzo miłe, dziękuję - dodałam z trochę mniejszym wyszczerzem.
-Czysta przyjemność - skwitował, a do Skrzydła weszła pani Pomfrey.
-Riley, jak to dobrze, że wstałaś - powiedziała z uśmiechem i podeszła do mojego łóżka. Fred wstał z plastrami w dłoni, po czym rozłożył się na swoim posłaniu. Wrzucił do ust kilka fasolek jeszcze z opakowania, które dostał ode mnie.
-Co mi się stało? - spytałam patrząc na starszą kobietę.
-Zemdlałaś, nie wiem jeszcze dlaczego, ale na zewnątrz czeka ktoś, kto chciałby się z tobą zobaczyć - powiedziała spokojnie, a zza drzwi wsunęła się głowa Zabiniego. Na mojej twarzy wykwitł uśmiech.
-Można wpuścić - stwierdziłam cmokając z niezadowoleniem, po czym zaśmiałam się wesoło. Jego widok zawsze dodawał mi otuchy, zawsze pokazywał, że są na tym świecie jeszcze dobrzy i mili ludzie.
-Jesteś łamagą - powiedział rozbawiony Blaise i wszedł do pomieszczenia, a pielęgniarka wyszła stamtąd.
-Twoje słowa były tak bardzo na miejscu, że aż powiem, byś się pierdolił - odparłam równie wesoło. Ten zaczął się śmiać i usiadł na moim łożku, po czym mocno mnie przytulił.
-Nie strasz mnie tak nigdy więcej - poprosił bełkocząc mi to na ucho. Ja tylko pokiwałam lekko głową.
-Obiecuję się nie zabić, nie mdleć, nic nie łamać bez twojego przyzwolenia - odparłam z delikatnym uśmiechem i spojrzała na niego. Poprawiłam uciekający kosmyk włosów za ucho. Ten cmoknął mnie lekko w nos.
-I to w tobie lubię - powiedział wesoło, po czym podał mi czarny zeszyt, który trzymał do tej pory w dłoni. Nawet go nie zauważyłam, typowo. Ujęłam go w ręce i otworzyłam na stronie, gdzie wsunęłam zdjęcie mamy. Pogładziłam je delikatnie opuszkami palców.
-Za dobrze mnie znasz - wybełkotałam wgapiając się w fotografię, a Zabini pogładził mnie po głowie lekko.
-Może trochę - stwierdził cicho i spojrzał na Weasley'a. - Jak się czujesz Fred? - spytał wyrywając rudzielca z zadumy nad białym sufitem. Blaise nawet się tym nie przejął. Przestałam ich słuchać, wpatrywałam się w każdy fragment twarzy kobiety. Tak bardzo chciałabym, by była przy mnie. Żeby coś powiedziała, żeby po prostu żyła.
-Jestem obok - wybełkotał delikatny, piękny kobiecy głos. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam mamę. Była jeszcze cudowniejsza, niż na jakimkolwiek zdjęciu. Podeszła, a jej zieloną, zwiewną sukienkę unosił lekko wiatr.
-M-Mama? - szepnęłam patrząc na nią zauroczona jej delikatnością. Ta pokiwała lekko głową i położyła dłoń na moim ramieniu. Była ulotna, piękna, cudowna. Była moją mamą.
-Tak skarbie, jesteś bardzo silna - powiedziała cichym głosem patrząc mi w oczy. Na jej twarzy malował się lekko uśmiech.
-Nie jestem silną kobietą, bardzo często za wami tęsknię. Za Kroto, nawet za ojcem - wybełkotałam, a ona na wspomnienie drugiego rodzica skrzywiła się i zaczęła uciekać. Spojrzałam za nią zaskoczona i próbowałam biec, ale jakby przygwoździło mnie do podłogi. - M-Mamo - jęknęłam i usiadłam na podłodze nie wiedząc co się właściwie stało.
~~~
Jest i kolejny rozdział, trochę się z nim spóźniłam, za co przepraszam. Nie miałam weny, nie miałam czasu, przesłuchałam przy nim całych trzech płyt, a i tak wcale mi się nie podoba. Jest nudny, ale dedykuję go Wiktorii, która opierdoliła mnie dokładnie dzisiaj. Zebrałam się w sobie i go napisałam.
Mam nadzieję, że kilka opinii o nim wpadnie i spróbuję dodać kolejny szybciej.
Przepraszam.

2 komentarze:

  1. Oh dziękuję za dedykację :D Wiem, jestem delikatny tak tępy topór, ale co panie zrobisz?
    Wracając do rozdziału to urocze spotkanie na początku. Takie... typowe, ale zarazem ładne.
    Ognista na swoim miejscu. Dostajesz to rozgrzeszenie i więcej nie denerwuj Bogdana.
    Bardzo podoba mi się głos w głowie Hart. Jest taki urokliwy i ciekawy *-* Sam wiesz, iż lubię schizy... I to takie mocno powalone. Oh, wiesz jak ładnie pisać.
    Neville taki kochany, a tym bardziej owy toast :D
    No i Fred. To było tak psychicznie "romantyczne", że aż bez żadnych dodatkowych informacji, dowodów ani adresów wiem, iż napisał to Karol. Wiem, że nie lubisz przesadzonych (lub jakichkolwiek) romantycznych scen zatem doceniam owy wątek i jestem z ciebie dumny oraz lekko zaskoczony, że takowy stworzyłeś.
    Zaskakujesz mnie dzisiaj.
    Podobał mi się również fragment z mamą Riley (:
    Wiesz, że nie lubię ani nie umiem pisać komentarzy, więc stwierdziłem, iż na tym zakończę.
    Pozdrawiam, kocham, trzymam za słowo, iż rozdział będzie szybciej oraz życzę dużo weny.
    Twój kochanek,
    ~Bogdan

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle wszystko zaczyna się przy jedzeniu c:. To jak z tą herbatą/kawą. Czekaj najpierw zaparzę naszą ulubioną. Entuzjazm Zoe jest aż nadto podejrzany. Tak, dla mnie jest podejrzany. Oczywiście Ognista Wishy... Uroczy Neville. Choć z uwagą, że jest przystojniakiem mogę polemizować. I ten głos... kim on jest, bo na instynkt czy sumienie mi to nie wygląda... To było takie kawaii! Jak Fred ściągał jej te opatrunki. Na jego miejscu zazdrosna byłabym o Zabiniego. Wiesz... Zabini tutaj jest jak Pszemek XD. Takie skojarzenie. A co do wydłubania własnych oczu skojarzyła mi się trochu książka "zapytaj alice". Zaczęłam nadrabiać Crescendo i tam Nora wszędzie widzi ojca, a Riley ma fazę na zjawę mamy C:. Oki, czas na kolejny.
    Pozdrawiam, Hiacynt.

    OdpowiedzUsuń