Po chwili na podłodze wylądowało jakieś dymiące nie wiadomo co i zaczęło nas zaczadzać. Wrzask Zabiniego przedarł się przez kłęby kurzu.
-Zamknij się debilu - ryknęłam i zakryłam usta i nos dłonią. Drugą złapałam kufer, który zaczęłam targać ku wyjściu. Stanęłam na korytarzu mając nadzieję, że Blaise wyjdzie z tego cało. Trochę się pomyliłam, nikt nie wyszedł z przedziału. Miałam ochotę wleźć tam za nim, jednak ktoś, kogo twarzy nie widziałam zaczął ciągnąć mnie ku wyjściu.
-Rusz się - usłyszałam jego ładny i śpiewy głos. Nie miałam nawet szansy by go zobaczyć, bo dym zakrył mi pole widzenia.
-K-Kim jesteś? - wybełkotałam, ale ten ktoś mnie nie słyszał. Zagłuszył mnie kolejny wybuch z tego samego przedziału. - Zabini - ryknęłam i próbowałam się wyrwać owemu osobnikowi. Przynajmniej próbowałam, bo był za silny jak na moje możliwości.
-Nigdzie nie pójdziesz - zakomunikował mi ostro i wyciągnął z wagonu.
-Ale tam jest Blaise, bez niego nigdzie nie pójdę - burknęłam nie patrząc na niego, tylko między kłęby dymu. Jak zwykle nie było to rozsądne posunięcie, gdyż mgła szczypała w oczy.
-Do niego też ci nie pozwolę - mruknął mój wybawiciel, a ja spojrzałam mu w oczy. Tylko one były widoczne w tym kłębowisku ludzkich dusz i śmieci. Świeciły brązowym blaskiem i napawały mnie cudowną empatią, takim genialnym uczuciem, że są na ziemi jeszcze dobrzy ludzie. Delikatnie dotknęłam jego policzka nadal wgapiając mu się w oczy.
-Dziękuję - wybełkotałam, a ten pokiwał głową i zniknął we mgle zostawiając moją dłoń uniesioną do góry. Przestałam zwracać na ludzi uciekających w popłochu uwagę. Przez moment nawet przestałam cokolwiek czuć. Z pociągu wypadło jakieś ciało. Spojrzałam w tamtą stronę.
-Hart, nawet mi nie pomogłaś - wybełkotała bezkształtna masa na podłodze. Podeszłam do niego oszołomiona całkowicie.
-J-Ja... Bardzo przepraszam... - szepnęłam podając mu dłoń. Zabini podniósł się z podłogi i upaćkał mi dłoń swoją krwią.
-Co ci się stało? - spytał patrząc na krwawiącą ranę na dłoni, po czym zaklął cicho. Ja bezwiednie wyjęłam różdżkę i wybełkotałam nad jego dłonią Ferula i Enervate. Rana szybko się zmniejszyła i zabandażowała. - Ley - burknął wiedząc, że nienawidzę tego skrótu.
-W tym problem, że sama nie wiem i nie nazywaj mnie tak - burknęłam patrząc na niego i po chwili zwróciłam wzrok w niebo. - Wstawaj, trzeba się zbierać - dodałam i podniosłam się z ziemi. Przywołałam kufer z pociągu machnięciem dłoni i ruszyłam spokojnym krokiem ku zamkowi. Wreszcie poczuję się jak w domu. Wreszcie może będzie lepiej. Za to po nocach będzie mi się śnił Kroto i jego niewolnicza śmierć. Przejechałam palcami po moich żebrach z lewej strony. Pojawiły się na nich nowe wybrzuszenia.
-Kolejne blizny? - spytał Zabini pojawiając się obok mnie nie wiadomo skąd.
-Jakbyś przy tym był – mruknęłam niezadowolona i spojrzałam na niego. – Dlaczego akurat u mnie na skórze się pojawiają? To jest coś jak karma? Czekaj, co ja pieprzę, to się pojawia po zobaczeniu śmierci na jawie lub w śnie – jęknęłam i zaczęłam wchodzić po schodach do środka.
-To bez sensu – zawtórował mi
Blaise, więc spojrzałam na niego jak na debila. – No co? – spytał patrząc na
mnie. Wzruszyłam delikatnie ramionami i zostawiłam kufer przed wejściem do
Wielkiej Sali. Wlazłam do niej dość dumnie, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
Oglądnęłam się jeszcze za Ślizgonem i usiadłam na swoim miejscu na końcu ławy
Gryfońskiej. Na mównicę wstąpił Dumbledore.
-Drodzy uczniowie i drogie
uczennice, mam zaszczyt powitać was w kolejnym roku edukacji w Szkole Magii i
Czarodziejstwa Hogwart – powiedział głośno, a wszyscy zaczęli go oklaskiwać i
entuzjastycznie podchodzić do kolejnego roku. – Jak wiecie, naszą tradycją jest
również powitanie nowych uczniów i przydzielenie ich do domów – dodał wesoło i
przyniósł Tiarę Przydziału. Ta zaczęła śpiewać swoją coroczną pieśń.
‘Lat
temu tysiąc z górą,
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie
I nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin
zgadzali się nawet w snach.
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.'
Znałam to prawie na pamięć, historia jest zawsze ta sama, a wartości do
domów odpowiednio przypasowane. Może to i dobrze, że się nie zmieniają, prawda?
Spojrzałam na dzieci i przetarłam oczy. Zrobiłam to ponownie, ale nawet po tym
zabiegu widziałam dzieci wykrwawiające się na śmierć z ranami postrzałowymi i
wielkimi ubytkami w ciele. Jęknęłam z bólu w skroniach. Nienawidzę, gdy
krzywdzi się dzieci, jest to niegodne człowieka. Zacisnęłam mocno powieki i
wcisnęłam palce w skronie najmocniej jak potrafiłam.
-Rusz się – rozległ się tamten piękny głos w głowie.
-A-Ale… Nie potrafię – wyszeptałam zaciskając zęby z bólu. Jego dłoń
czy cokolwiek innego wylądowała na moim ramieniu i delikatnie mnie po nim
pogładziła.
-Jesteś zdolna do większych rzeczy – bełkotał ten sam głos już trochę
podirytowany.
-Oczywiście, chyba tylko do czynienia zła i gapienia się jak idiotka na pojawiające się blizny - burknęłam, po czym zawyłam z bólu. Jego niematerialne dłonie owiały moje skronie i cierpienie powoli się kończyło.
-Blizny cię określają, a ty tego nie doceniasz - szepnął już cicho głos. Westchnęłam głęboko i zamrugałam powiekami. Znowu byłam w Wielkiej Sali. Tym razem wśród wiwatów nikt się mną nie przejął.
-Brawo, jesteśmy dumni - wołali bliźniacy Weasley wstając z krzeseł, gdy kolejny Gryfon schodził ze stołka Tiary. Po chwili jeden z nich spojrzał na mnie rozbawiony, a jego uśmiech był zaskakująco przyjazny. Szybko i ja zaczęłam klaskać dłońmi, by okazać swój entuzjazm, a ten odwrócił wzrok wesoły. Chłopiec usiadł tuż za mną zawstydzony.
-To jest brat Lee Jordana, podobno jest taki jak brat, też lubi rozwałki i całą resztę psot - poinformowała mnie Granger. Spojrzałam na nią z głupa.
-Ale ja cię o nic nie pytałam - mruknęłam spokojnie i wyciągnęłam dłoń ku jedzeniu. Ta zaperzyła się lekko i miałam nadzieję, że już się nie odezwie. Tak, jak to mówią, nadzieja matką głupich, a każda matka kocha swoje dzieci. Może nawet za bardzo.
~~~
Kolejny krótki rozdział, nie mam weny na dłuższe. Przepraszam również za tak długi czas oczekiwania na to coś. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, które się pojawiły w rozdziale pierwszym i pragnę zadedykować ten rozdział Lili, Zgredkowej, Klaudii i Wiktorii :)
PIERWSZA! <33
OdpowiedzUsuńTu będzie komentarz ^^
Napisałam dwa razy długi komentarz, ale mi się usunął. Pierdolony blogger się buntuje, już ja mu zaraz jebnę! Może w skrócie wszystko napiszę, nie obrazisz się? Czyżby ktoś nie lubił Hermiony? :D Uwielbiam Blaise'a i Malfoya, kocham ich po prostu! Szkoda, że Ron nie zginął podczas tego wybuchu... Jak ja go nienawidzę. A co do wybuchu, to chcę wiedzieć kto postanowił się bawić w "zamachowca", bo chcę pożyczyć ładunki na sejm xD Taki tam atak, nie jest zły :D A tak serio, to zadziwiły mnie te blizny. Powstają nowe, gdy widzi śmierć... Ona tak cierpi. Rozwaliło mnie jak zgasiła Granger, może ja ją lubię, ale to i tak było zajebiste. Riley jest taka podobna do mnie, no może z wyjątkiem tych blizn, ale tak to czysta ja. Lee Jordana brat musi iść jego drogą, bo jak nie to ciemnoskóry chyba go zajebie xD Ten tajemniczy nieznajomy uratował Riley, już go lubię :3 Biedna... Nadal będzie śniła o śmierci Kroto :c Dziękuję za dedykację, miło z twojej strony <3
UsuńPozdrawiam i życzę weny :D
Zgredek
Powiem ci, że ciekawie się zapowiada. Coraz więcej wiemy o Riley. Biedna, że tak jej się dzieje :) Fajna piosenka Tiary... Serio :D Dziwna ta sytuacja w pociągu... i kto ją z niego wyprowadził? Ciekawe ciekawe... ;) Dzięki za dedyk i z niecierpliwością czekam nn Pozdrawiam i zyczę weny :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację... to tak na wstępie.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy już komentowałam jakikolwiek rozdział na tym blogu, ale teraz nadrabiam :)
Ty wiesz, że podobają mi się wszelakie schizy związane z morderstwami, gwałtami, odcinaniem części ciała.. A szczególnie twoje schizy ;)
Oh, no co by tu pisać? Nie lubię pisać komentarzy, bo nigdy nie wiem co w nich zawrzeć.
Wiesz, że cię kocham, uwielbiam twoją twórczość (bo w innym wypadku nie pisałabym z tobą "Bzdur.." ;3 ). Piszesz genialnie, a Riley spodobała mi się już w prologu :3
Ale jak już mówiłam, ubiję cię za to, że Kroto był tak krótko ;-;
Oj no nie wiem co jeszcze...
Zabini jak zawsze przeuroczy... Orgie, morderstwa. Norma.
Tęskni mi się, smutam trochę, napady duszności są co chwila, ryczeć mi się chce... A tu mój Nożownik zaskakuje mnie swoimi uroczymi historyjkami. Bądź głupim i pytaj dlaczego cię uwielbiam.
Dobra. Będzie ci tego komentarza, bo zaczynam się rozklejać ;-;
To zmęczenie. Wybacz.
Skomentowałam pewnie 3, bo nie chciało mi się jeszcze tego. Ale wiedz, że i ten przeczytałam. Z serii: mniej psychoza.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się i podobało.