piątek, 8 września 2017

Rozdział czterdziesty czwarty

Usiadłam na krześle i wyciągnęłam pergamin razem z piórem. Zamoczyłam końcówkę pióra w tuszu.
'Szanowna Pani Hawthorne,
Piszę do Pani w sprawie pewnej adopcji. Odbyła się ona szesnaście lat temu. Chciałabym się dowiedzieć czy ma Pani jakieś akta z tamtych lat. 
Pozdrawiam, Riley Hart.'
Uchyliłam okno i zawołałam jedną z sów. Zwinęłam list i przyczepiłam go do nogi sowy. Pogładziłam ją delikatnie.
-Do pani Hawthorne - mruknęłam cicho, a sowa odleciała. Spojrzałam na Freda i położyłam się na łóżku opierając głowę o jego uda. Ten pogładził mnie po włosach.
-Będzie dobrze - stwierdził pewnym głosem rudzielec. Tej myśli trzymałam się przez okres pakowania rzeczy, całą podróż pociągiem do Hogwartu i pierwszy tydzień Nowego Roku. Potem pojawiły się wątpliwości. Czy napewno dobrze odczytałam nazwisko? Czy nie powinnam najpierw zanieść tego do Ministerstwa?
-Panno Hart - mruknął oschłym tonem Snape. Spojrzałam w jego stronę wyrzucona ze swych rozmyślań. - Ma pani zamiar odpowiedzieć na moje pytanie? - dodał wpatrując we mnie swoje czarne ślepia. Wyglądało na to, że Snape nie mruga.
-Oczywiście panie profesorze, z wielką chęcią. Jednak muszę przyznać, że owego pytania nie dosłyszałam. Czy mógłby je pan profesor powtórzyć? - spytałam spokojnym głosem. Nie drgnęła mi głowa. Dalej patrzyłam prosto w oczy Snape'a.
-Amortencja, na co wpływa eliksir tak zwany? - spytał poważnym głosem patrząc prosto na mnie. Nie uchyliłam się ani na moment.
-Jest to najsilniejszy miłosny eliksir znany magicznemu światowi. Jednak nie powoduje on prawdziwej miłości, jedynie zadurzenie i odurzenie - odparłam i uśmiechnęłam się z satysfakcją. Ten pokiwał głową i zwrócił wzrok na kogoś innego. Odetchnęłam prawie bezgłośnie i znowu zanurzyłam się w przemyśleniach o słuszności własnych wyborów. Eliksiry minęły mi bez kolejnych pytań Severusa. Wyszłam spokojnie z sali i ruszyłam na transmutację. Z moimi krokami zrównał się Neville.
-Muszę przyznać, że dawno czegoś takiego na zajęciach nietoperza nie widziałem - powiedział rozbawiony Longbottom. Uśmiechnęłam się do niego równie radośnie.
-Kwestia przyzwyczajenia i braku strachu. Mimo wszystko nie jest tak tragiczny. Przynajmniej ja tak go widzę - odparłam radośnie. Neville tylko pokiwał lekko głową z politowaniem i zaczął się śmiać.
-Nawet Hermiona po jakimś czasie by spuściła głowę w dół przy takiej konfrontacji - mruknął rozbawiony. Aż się uśmiechnęłam, że o niej wspomniał.
-Granger nie tylko z takich powodów potrafi spuścić głowę i być cichą wersją siebie - mruknęłam z delikatnie wyczuwalną satysfakcją w głosie. Ten spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Nie pytaj, kiedyś ci powiem. Tylko wtedy zapytaj o tę sytuację - dodałam rozbawiona i weszłam do sali McGonagall. Longbottom usiadł koło mnie.
-Czasami mnie przerażasz Ley - mruknął wesoło Neville i spojrzał na starszą nauczycielkę.
Znowu zatopiłam się w rozmyślaniach co właściwie robię nie tak. Prócz ciągłego krzywdzenia innych ludzi chyba nic. Nie pozwalam na jakikolwiek kontakt dobrej strony mojego świata z całym złem, czyli z Bartym. Sprawę Kroto powoli wyjaśniam sama. Znajduję właściwe papiery. Piszę do, tak mi się wydaje, właściwych ludzi.
Poczułam szturchnięcie i zauważyłam, że wszyscy wychodzą z sali. Zajęcia się skończyły. Teraz jedyną rzeczą jaka powinna mnie martwić jest to czy zdążę na obiad. Zrównałam krok z Nevillem.
-Poza tym dawno nie pytałam co tam u twoich rodziców - powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się ciepło. Bardzo mi było szkoda, że to akurat z nimi zrobili Śmierciożercy. Że w ogóle tak okropna rzecz się stała. Neville spojrzał mi w oczy i lekko się uśmiechnął.
-Mama zaczęła mówić mi prawie po imieniu - powiedział z dumą w głosie. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Wiedziałam, że będzie coraz lepiej - odparłam, a z mojego serca spadł mały kamień. Nie zasłużyli na coś tak okrutnego.
-Ley, jadę do nich w przyszłym tygodniu. Może chciałabyś wybrać się ze mną? - spytał wesoło Longbottom. Uśmiech znowu rozświetlił moją twarz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa z tego powodu. Z wielką chęcią - odparłam radośnie, a ten zaśmiał się. Weszliśmy na Wielką Salę. Już większość uczniów siedziała przy swoich stołach. Jak zwykle czekało na mnie puste miejsce koło Freda. Usiadłam na nim, a Weasley spojrzał na mnie.
-Wyglądasz tak radośnie, co tam u ciebie? - spytał wesoło, a ja zaczęłam nakładać kurczaka na talerz.
-Jadę w przyszłym tygodniu z Nevillem do jego rodziców. Dawno ich nie widziałam - odparłam radośnie. Ten pokiwał z politowaniem głową i zaśmiał się. Pocałował mnie w czoło i zaczął jeść swoje jedzenie. Na salę wleciały sowy, jedna z nich zrzuciła mi jakiś pomięty świstek papieru koło talerza. Spojrzałam na nią trochę zdziwiona, a ta po prostu odleciała. Fred dostał jakiś list, który okazał się kartką pocztową od jakiejś cioci. Ujęłam kawałek papieru i otwarłam go.
'Skarbie, nawet nie próbuj wybielać okropnego charakteru Kroto. 
I tak przegrasz, a tak tylko zaszkodzisz wszystkim, którzy będą ci pomagać.
xoxo Barty'
Zmięłam papier i wrzuciłam do kieszeni w szacie. Cały mój dobry humor zniknął. Dojadłam kurczaka już w ciszy. Czy on zrobił coś złego pani Hawthorne? Spojrzałam w stronę stołu Ślizgonów. Zabini siedział z oczami w talerzu. Draco rozmawiał z Rebekah, miał bardzo poważną twarz. Ona jednak nie wyglądała na skorą do tego typu rozmów. Wyglądało to raczej na monolog. Twarz Zabiniego wreszcie się wzniosła i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się blado. Przez ostatni tydzień prawie nie rozmawialiśmy. Tylko na stacji Kings Cross się uścisnęliśmy. On musiał iść do Davida, ja poszłam do Freda. Zabini uśmiechnął się do mnie delikatnie. Strasznie za nim tęskniłam. 
-Wieża Astronomiczna - powiedział cicho i wolno, żebym odczytała to z jego ruchu warg. Pokiwałam delikatnie głową i pokazałam na palcach dwudziestą pierwszą. Ten uśmiechnął się i wrócił do swojego jedzenia. Ja zrobiłam to samo i spojrzałam już spokojniej na Freda.
-Ciocia chwaliła się, że była w Egipcie - powiedział z uśmiechem Weasley i pokazał mi kartkę z piramidami. Ujęłam ją w dłoń.
-Tam musi być pięknie - przyznałam i uśmiechnęłam się lekko. 
-Kiedyś tam pojedziemy. Raz byłem tam z rodziną - powiedział wesoło Fred i objął mnie lekko ramieniem. Pokiwałam głową i dojadłam jedzenie. Wstałam z ławy.
-Idę zrobić zadanie, potem się pewnie zobaczymy w Pokoju Wspólnym - mruknęłam z lekkim uśmiechem. Fred pokiwał głową i zaczął gadać o kolejnych wynalazkach z Georgem. Ruszyłam na górę do Wieży Gryffońskiej. Weszłam do swojego dormitorium. Nikogo nie było. Wyciągnęłam pergamin i zaczęłam pisać jakieś pierdoły z transmutacji.
-To co dzisiaj Snape zrobił było niesprawiedliwe. Nikomu jeszcze nie powtórzył pytania, tylko zawsze zabiera punkty - usłyszałam głos Granger otwierającej drzwi do dormitorium. Za nią szła Lavender.
-Czy to ma jakieś znaczenie? - spytała lekko znudzonym głosem Brown i weszła do pokoju. - Cześć Riley - dodała spokojnie i podeszła do swojego łóżka. Spojrzałam na twarz Granger przez moment. Była zmieszana.
-Cześć Lavender - mruknęłam i znowu spuściłam głowę na książkę. Granger po chwili wyszła z pokoju i ruszyła z książkami na dół. Wzruszyłam lekko ramionami. Zapadła spokojna cisza. Ani mi, ani Lavender to nie przeszkadzało. Szybko minęło półtorej godziny. Wstałam i nałożyłam na siebie zamiast bluzy ciepły sweter.
-Idziesz gdzieś? - spytała Brown, ja tylko pokiwałam głową. - Przyjdź przed ciszą nocną - dodała i znowu zagłębiła się w książce. Wyszłam z dormitorium i zeszłam. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział, że wychodzę. Wyślizgnęłam się od Gryffonów. Kątem oka tylko widziałam, że na fotelu siedzieli bliźniacy. Potruchtałam do Wieży Astronomicznej. Już na początku schodów zrobiło mi się niesamowicie zimno. Weszłam po nich na samą górę i zobaczyłam sylwetkę tak dobrze mi znaną.
-Cześć Ley, tak dawno nie gadaliśmy - powiedział cicho człowiek i odwrócił się do mnie twarzą. Uśmiechnęłam się lekko do Zabiniego.
-Nadrobimy to - odparłam równie cicho. Podeszłam do niego i mocno się w niego wtuliłam.
~~~
Cholernie długo mi z tym zeszło. Nie miałam kompletnie żadnego pomysłu. Jeszcze Polcon, Białe, znajomi, przygotowania do studiów. Jednak zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Nie dziwię się Ley. Również miałabym głowę pełną myśli.
    Haha ale moment ze Snapem mnie zniszczył. Pięknie wybrnęła xd
    Jak przeczytałam ten fragment gdzie Draco truje coś Bell miałam przed oczami takie jedno wielkie 'plz kill meee' w jej oczach xD
    Cholernie spodobał mi się wątek z Nevillem. Nie trudno domyślić się dlaczego. Jednak to bardzo miłe ze strony Riley, że pyta o zdrowie jego rodziców. A jeszcze bardziej rozkleiłam się, gdy zapadła decyzja o tym, że pojadą razem ich odwiedzić ♥
    Rzeczywiście Zabini i Hart dawno nie rozmawiali. Cieszę się niezmiernie, że spotkali się i nadrobią zaległości.Pusto bez niego.
    Nah coś wiem o tym szybkim pisaniu'... Rozdział wisi mi już dobrych parę tygodni i nie mogę z nim ruszyć... Mam jednak nadzieję, że ty wpadłaś w ten rytm i napiszesz co z tą Hawthorne, bo jestem cholernie ciekawa :3
    Pozdrawiam cieplitko

    OdpowiedzUsuń