niedziela, 23 kwietnia 2017

Rozdział dwudziesty piąty

Odruchowo splotłam nasze dłonie jeszcze ciaśniej. Ścisnęłam go lekko za dłoń.
-Idziemy? - spytałam drżącym głosem. Ten ścisnął moją dłoń.
-Idziemy - odparł cichutko, a ja ruszyłam powoli do przodu. Przed nami pokazywały się ciemne, coraz bardziej czerwone płytki na ścianach, na ziemi. Bardzo powoli szliśmy do przodu. Uważając na każdy szept, reagując na każdy cień. Na wszystko co wydawałoby się dziwne.
Chłonęliśmy obraz bardzo, bardzo zachłannie. Byle zapamiętać jak najwięcej. Nasze oddechy powoli stawały się płytkie. Przystanęłam, a Weasley spojrzał na mnie spokojnie. Kiwnął głową i wlepiał we mnie wzrok. Żebym mu nie uciekła z oczu. Zsunęłam z siebie jego sweter, który niedawno sam mi założył. Zawiązałam go sobie w pasie. Spojrzałam na Weasley'a, a on kiwnął głową. Sam zaczął zsuwać z siebie swój sweter. Zrobił to samo. Znowu ujęłam jego dłoń i ruszyliśmy dalej tą samą drogą.
W oddechu było trochę ulgi, spokojniej szliśmy, bez aż tak płytkiego oddechu. Jeszcze nic nas nie parzyło, mimo że ściany były równie czerwone jak twarz Freda po wygranej w Quidditchu. Co jakiś czas się odwracałam i widziałam spokojny wzrok Weasley'a wbity we mnie. Zawsze samym wzrokiem dodawał mi otuchy. Był dla mnie bardzo ważnym człowiekiem i żałowałam, że spotkaliśmy się w tak głupi sposób, jak ja krzywdząca go. Ale chyba tak miało być. Szliśmy nadal niesamowicie wolno i spokojnie. Korytarz zaczął się zwężać, płuca znowu zaczęły dokuczać. W tym momencie nie było to wcale ważne. Przyspieszyłam lekko kroku.
On jeszcze próbował mnie bezskutecznie zatrzymywać, zwalniać. Parłam do przodu coraz szybciej, szybciej. Wiedziałam, że znowu ujrzę marną imitację Kroto, znowu mnie to złamie. ZNOWU OKAŻĘ SIĘ BYĆ TAK SŁABYM CZŁOWIEKIEM. Po chwili ściany Korytarza były tak blisko mojego ciała. Zaczęły je parzyć. Słyszałam szept, który tak dobrze znałam.
-Hart, Hart, musimy wracać, nie warto tracić tu życia - bełkotał coraz ciszej za mną Weasley. Ciągnęłam go za sobą. Wreszcie, pokaleczeni, poparzeni, zmęczeni, wsunęliśmy nasze przepalone ciała do białego pomieszczenia. Odsunęłam się od gorącego Korytarza, spojrzałam na Weasley'a. Wydawał się po prostu zmęczony. Przywarłam do jego rozpalonego, popalonego ciała moim ciałem.
-Dziękuję - powiedziałam cichutko w jego nagą skórę klatki piersiowej. Ten przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Poczułam delikatny pocałunek w czubek głowy.
-Idźmy dalej - odparł szeptem Fred. Tylko pokiwałam głową i spojrzałam mu z wdzięcznością w czekoladowe oczy. Uśmiechnęłam się blado i zaczęłam się rozglądać. Znowu odruchowo złapałam go za dłoń. W Pokoju było po prostu biało, bez niczego, w ścianach żadnych otworów. Tylko ten, z którego przyszliśmy. Podeszłam do ściany na przeciwko mnie. Dotknęłam jej opuszkami palców. Zaczęła się rozsuwać. Bardzo, bardzo powoli.
Równie powoli szept nabierał na sile. Inne pomieszczenie również się tam otwierało.
-Kroto - wyszeptałam cicho, a Weasley ścisnął mnie mocniej za dłoń. Nie wiem czy znał moją słabość. Możliwe, że ją pozna... Z wyrwy w ścianie wysunęła się siwa głowa. Chciałam się wyrwać, przywrzeć do pojawiającego się pięknego ciała. Weasley mocno mnie trzymał za dłoń. Doszło do tego, że nawet mocno przyciągnął mnie do siebie. Nie puszczał. - Muszę do niego iść, on mnie potrzebuje - wybełkotałam patrząc mu w oczy. Ten tylko zaprzeczał ruchem głowy.
-To fatamorgana, sen na jawie - bełkotał jak mantrę Fred. Ja się wyrywałam, Kroto był coraz bliżej.
-Proszę - powiedziałam cichutko ze łzami w oczach. Tylko na tyle mnie w tamtym momencie było stać. Widziałam ból w oczach Weasley'a. Ten bardzo mocno przyciskając mnie do siebie przywarł swoimi wargami do moich. To była ostatnia rzecz jaką mógł zrobić, bym tak bardzo go znienawidziła, a zarazem była tak cholernie wdzięczna.
Na początku byłam zdezorientowana, potem zdenerwowana, zażenowana, trochę zadowolona. Krzyki Kroto zaczęły cichnąć. Ten nadal napierał na moje usta swoimi. Już przestawałam walczyć. Nie miałam po co. Nie puści mnie. Wtedy Kroto wydał z siebie jęk, tak przeraźliwy, że nawet Weasley'em wzdrygnęło. Ocknęłam się i wyrwałam się w chwili nieuwagi.
Podbiegłam do maleńkiej szpary w ścianie, w której przed chwilą zniknęła moja słabość. Zamknęła się, upadłam na kolana. Po moich policzkach zaczęły spadać krokodyle łzy. Fred usiadł koło mnie i mocno mnie przytulił. Próbowałam się znowu wyrywać. Trzymał za mocno. Wtuliłam się w niego mocząc mu skórę słonymi łzami.
-Nienawidzę cię - wyłkałam wcale tak nie myśląc. Po prostu ten moment tego wymagał. Tego wyznania. Ten przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
-Wiem - powiedział cichutko i zaczął gładzić mnie po plecach. Tutaj już nie było gorąco. Przykrył mi plecy swoim swetrem. Odsunęłam się od niego i wytarłam ręką twarz.
-Idziemy dalej? - spytałam cichutko, głos mi się załamał. Fred tylko kiwnął głową z bladym uśmiechem. Wstałam z podłogi i stanęłam o własnych nogach. Wsunęłam na wyziębione ciało sweter i przetarłam ponownie twarz rękawem. Fred założył swój sweter i ujął moją dłoń. Ruszyliśmy ku otwartej wyrwie w ścianie. Za tą wyrwą nie było nic, czysta ciemność. Tak nam się wydawało. Coś w nas uderzyło, nawet nie zdążyłam wyciągnąć różdżki.
Obudziłam się na jakimś mało uczęszczanym korytarzu w Hogwarcie. Fred leżał koło mnie. Oddychał normalnie, jeszcze spał. Usiadłam na podłodze.
-Weasley - powiedziałam cichutko dotykając jego twarzy. Ten nawet nie drgnął. Przysunęłam się do niego resztką siły. Nachyliłam się nad nim. - Fred, trzeba wstawać - dodałam trochę ciszej, a ten uchylił delikatnie powieki. Uśmiechnęłam się do niego, tym razem szczerze, nawet dosyć szczęśliwie. - Udało ci się - wyszeptałam i delikatnie pogładziłam go po twarzy. Ten usiadł obok mnie z uśmiechem. Położył dłoń na mojej dłoni, która dotykała jego twarzy.
-Dzięki tobie - powiedział spokojnie i uśmiechnął się delikatnie. Prychnęłam z politowaniem.
-To ja wyrywałam się jak wariatka - powiedziałam z lekkim zażenowaniem w głowie, ten machnął ręką. Nie obchodziło go to.
-Ty jesteś przy mnie w chwilach słabości. Ja jestem przy tobie w zamian - odparł, a ja uśmiechnęłam się lekko. - Trzeba wstawać, iść spać, jutro niedziela. Potem od nowa męki - dodał i wstał z podłogi. Podał mi dłoń, ujęłam ją i również się podniosłam.
Ruszyliśmy spokojnie ku Pokojowi Wspólnemu, znowu w ciszy. Normalnie, jakby nie było nas góra 20 minut. Jakby nic się nie działo. Jakbym znowu nie przeżywała koszmaru. Weszliśmy do środka.
-Fred? - mruknęłam cicho, a ten spojrzał na mnie. - Nie nienawidzę cię - dodałam, a ten się zaśmiał.
-Ja ciebie też Hart - odparł rozbawiony, a ja uśmiechnęłam się i poszłam do swojego dormitorium. - Do zobaczenia - dodał, a ja pokiwałam głową. Weszłam do dormitorium i od razu rzuciłam się na łóżko. Nie było jeszcze Brown, ale widziałam ją kątem oka w fotelu z jakimś Gryffonem. Nie przyglądałam się, ale loki Lavender dało się rozpoznać dosłownie wszędzie. Były zbyt charakterystyczne.
Zamknęłam oczy, szybko zasypiając. Nie wiem czy na pewno chciałam jeszcze z Fredem o dzisiaj rozmawiać. Byłam mu wdzięczna. Niewielu by wytrzymało z tak głupią i słabą osobą.
Obudziło mnie sadystyczne słońce, świecące mi prosto w twarz. Usiadłam na łóżku, przeciągnęłam się. Potrzebuję mugolskiej kawy. Zdecydowanie. Wstałam, mechanicznie narzuciłam coś na siebie. Zeszłam do Pokoju Wspólnego, nie rozglądnęłam się. Nogi niosły mnie za zapachem, który odczuwał mój nos. Usiadłam przy stole, rozglądnęłam się. Było mało osób, pierwszorocznych prawie nie widziałam. U Ślizgonów pojedyncze osoby kojarzyłam. Gryffonom nie chciałam się przyglądać, jeszcze któryś będzie miał niesamowitą ochotę na rozmowę. Skąd ja mam w Hogwarcie skombinować kawę?
Upiłam soku dyniowego i ugryzłam tosta. Coś zatańczyło mi w ustach. Spojrzałam na talerz. Szybko wyplułam to co miałam w ustach. Odsunęłam od siebie talerz. Popiłam sokiem obrzydliwy smak. Sok też wyplułam, smakował krwią. Robaki z kanapki zaczęły biegać mi po talerzu. Straciłam apetyt.
Zaczęłam analizować co ja tym razem tak strasznego zrobiłam.
ŻYJESZ! Podpowiadała intuicja, ponoć jej trzeba się czasami słuchać. Uśmiechnęłam się głupio do nikogo. Powietrze lekko ruszyło kilka kosmyków moich włosów. Na salę wszedł George. Przełknęłam ślinę, usiadł koło mnie.
-Cześć Riley - powiedział z uśmiechem, oduśmiechnęłam się kiwając głową. Znowu ugryzłam tosta, byle mieć wymówkę, by nie odpowiadać. Od razu tego pożałowałam. - Co tam u ciebie? - dodał, a ja przełknęłam to obrzydlistwo w swoich ustach.
-Średnio, zmęczona jestem, ostatnio słabo śpię, a u ciebie? - odparłam bardziej z uprzejmości, niż ciekawości. Ten zaczął smarować swojego tosta masłem.
-Jakoś leci, strasznie tu nudno, jutro poniedziałek - stwierdził spokojnie i ugryzł tosta. Robaki na jego toście wydawały się mu nie przeszkadzać delektować się nim. Westchnęłam lekko.
-Znowu trzeba będzie się starać nikomu nie podpaść - odparłam, ten tylko pokiwał głową. Wiem, że byłam jedną z osób, które po tym zdaniu mu przyszły do głowy. Odnosząc się do jego osoby, oczywiście. Wydaje mi się, że średnio mnie lubi. Przez to co robię. Przez to, że spotykam się z Weasley'em częściej, niż jego bliźniak.
Tylko uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam jakąś słabą pogawędkę o pogodzie i szkole. Najgorsze tematy do rozmowy. Brawo Hart.
~~~
No i wracam. Z dosyć miernym rozdziałem, jednak w sumie jestem z niego dosyć zadowolona.
Nie ważne, zapraszam do komentowania i pozdrawiam. 

1 komentarz:

  1. Dużo o Korytarzu. To dobrze :D Fred tak cudnie chroni Riley :o aż ciepło się robi na serduszku. Boli tylko ciągłe nękanie Kroto. Nie pozwolisz mu spokojnie odejść, wiem :D
    Gosh ten chłód ze strony George'a. Niby jakaś rozmowa, ale jednak w głowach obojga jedno wielkie 'kill me' ._.
    Ładny rozdział, mimo ze trochę chaotyczny :D
    Pozdrawiam cieplusio i weny życzę,
    ~T

    OdpowiedzUsuń