piątek, 11 listopada 2016

Rozdział piętnasty

Uchyliłam powieki i spojrzałam na Zabiniego, który wlepiał wzrok w horyzont z zawadiackim uśmiechem.
-Idziemy? - spytałam, a moje drżące z zimna ciało dopełniło pytania. Ten zaczął wstawać spokojnie i podał mi dłoń. Ujęłam ją pomagając sobie podnieść tyłek z ziemi.
-Ley? - spytał cicho patrząc uważnie na moje dłonie - Czy nie powinnaś mieć wypalonej skóry na dłoniach? - dodał jeszcze ciszej, niż przed chwilą. Spojrzałam na swoje dłonie, były lekko czerwone, ale nie tak jak powinny. Swąd spalonej skóry nadal drażnił mój nos, nawet ten wyimaginowany swąd.
-Wyglądają jakby były lekko przypalone, ale nie wypalone - stwierdziłam oglądając je po raz kolejny z bardzo bliska. Pokazałam na odchodzący kawałek skóry - Może to jakiś kolejny magiczny korytarz, w którym wszystko jest realne, a potem nierealne i nagle nikt nie może się w tym połapać? Jak... Pokój Życzeń? - dodałam patrząc na niego najspokojniej jak potrafiłam. Naprawdę starałam się zachować umiarkowany spokój. Byle nie zwariować.
Zabini pokiwał rozumnie głową, by utwierdzić mnie, że mi wierzy. Że to wszystko ma jakiś sens. Uśmiechnęłam się blado i ruszyłam ku zamkowi. Zastanawiało mnie jedno, czy jeszcze kiedyś trafię do tego korytarza? Czy uda mi się udowodnić, że on istnieje?
Bo istnieje! Jestem tego bardziej, niż pewna! Chyba...
Nagle z nieba lunął straszny deszcz. Zarzuciłam na głowę kaptur z szaty i zaczęłam biec. Szybciej, byle nie zmoknąć. Dopadłam na Dziedziniec Główny równocześnie z Zabinim i po chwili zaczęliśmy się śmiać. Wesoło, jak małe dzieci.
-Wyglądasz jak zmokła kura - zaśmiał się Ślizgon. Walnęłam go lekko w ramię za tę uwagę, ale szybko po tym zaczęłam się śmiać głośniej, niż przed momentem. Złapałam się za brzuch i aż oparłam się o ścianę.
-Uwielbiam cię - powiedziałam radośnie i zrzuciłam z siebie mokrą szatę - Idziemy? - dodałam i nie dając mu czasu na odpowiedź potruchtałam do ciepłego środka. Czyżby była pora kolacji?
W zamku roznosił się piękny zapach pieczonych ziemniaków. Jak na skrzydłach znalazłam się przy Wielkiej Sali. Usiadłam szybko przy ławie Gryffonów. Na mównicę wszedł Dumbledore. Spojrzałam w tamtą stronę, tak jak dosłownie każdy na sali.
-Moi drodzy uczniowie, pragnę wam ogłosić niesamowicie wesołe wieści - powiedział wyniosłym tonem z uśmiechem na twarzy. Przewróciłam lekko oczami zezując tym samym na jedzenie - Wiem, że nie mieliście zajęć z Wróżbiarstwa od początku roku, gdyż nie było profesor Sybilli, ale wreszcie wróciła po długich wakacjach - dodał wesoło, a od stołu nauczycieli wstała przerażona Trelawney. Była chyba jeszcze bardziej przerażona i roztrzęsiona, niż zawsze. Drżała dosłownie całym ciałem - Powitajmy ją gromkimi brawami - dodał tubalnym głosem, a uczniowie zaczęli uderzać w swoje dłonie szybko. Jednak pod nosami kryły się słowa obelg,  niemiłych rzeczy.
Była zwykłą wariatką, to wiedział każdy. Wszyscy, bez wyjątku, chociaż raz usłyszeli od niej, że zginą w najbliższej przyszłości, że te fusy na dole szklanki, które nie przypominają nic są omenem śmierci. Typowa Trelawney.
-Cieszysz się? - usłyszałam pytanie zadane wprost w moje ucho. Odwróciłam się spokojnie i ujrzałam rudą czuprynę. Nie wyglądał na bardzo zadowolonego decyzją Dumbledore'a. Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem co o tym sądzić - odparłam zgodnie z prawdą - Jeśli będzie jej odwalać jak zawsze to chyba pożałują swojej decyzji, ale w sumie Wróżbiarstwo nie jest jakimś specjalnie ważnym przedmiotem - dodałam rozglądając się za kurczakiem. Dostrzegłam go trochę dalej mnie, niż powinien być. Wstałam i nałożyłam sobie trochę na talerz - Chcesz? - spytałam odwracając głowę do Freda. Ten przytaknął głową, więc nałożyłam i jemu.
-Napewno będzie jej odwalać, znowu wszyscy dostaną omeny śmierci - powiedział spokojnie, postawiłam przed nim jego talerz z kurczakiem - Dzięki - dodał i ujął widelec.
-Chyba właśnie przez to nie powinna tego uczyć, tylko rodzi panikę i udaje, że wie co się dzieje - mruknęłam siadając na swoim miejscu ponownie. Zabrałam się za jedzenie niezbyt pocieszona przyjściem Trelawney. Spojrzałam tępo w talerz i zaczęłam dźgać bezcelowo groszek.
-Co jest? - spytał Weasley przełykając kęs jedzenia. Spojrzałam na niego zmęczonymi oczami.
-Słyszałeś kiedykolwiek o korytarzu w Hogwarcie, którego ściany z kamienia parzą? - wydukałam niepewnie. Cholera, znowu brzmię jak wariatka. Po chwili milczenia stwierdziłam, że nie potrzebnie cokolwiek mówiłam - Nieważne - dodałam wzdychając i upiłam soku dyniowego. Fred zbliżył twarz do mojego ucha.
-Nie wiedziałem, że ktokolwiek prócz mnie o tym wie - odparł cicho i odsunął się wdychając mocniej powietrze. Zakrztusiłam się sokiem i odłożyłam szklaneczkę wycierając twarz rękawem szaty. Spojrzałam na Freda zaskoczona.
-Naprawdę? - spytałam cicho, a on potwierdził ruchem głowy - Jak się tam znalazłeś? - dodałam trochę głośniej, a on wzruszył ramionami. - Ja też nie wiem - mruknęłam kiwając głową.
-Jeśli my o tym wiemy, to pewnie jest jeszcze więcej takich osób - stwierdził sensownie - Ale George na pewno nie wchodzi w ich grono, bo mu kiedyś opowiadałem o tym, nie wiedział o co mi chodzi - dodał smętniej.
-Zabini również nie - mruknęłam i dopiłam sok dyniowy. Westchnęłam lekko teatralnie - Może w bibliotece o takich rzeczach piszą? - powiedziałam podpierając głowę dłońmi.
-Warto sprawdzić - przyznał Weasley i dokończył kurczaka. Wstał z miejsca - Idziemy? - dodał stając za mną. Pokiwałam głową i również wstałam. Ruszyłam w stronę wyjścia z nietęgą miną. Przez drogę do biblioteki nie wymieniliśmy słowa ze sobą. Każde było pogrążone w pytaniach typu: jak tego szukać? czy hasło 'dziwny korytarz w Hogwarcie' w ogóle istnieje? czy to ma jakikolwiek sens?
Tak, miało! Udowodnić, że coś tu się dzieje. Że coś jest nie tak... Bardziej, niż zwykle. Co jest nie tak z Hogwartem? Rok temu było naprawdę w porządku?
Może wszystkie złe siły się zrzuciły w jedno miejsce i udają, że to takie bezcelowe, bezsensowne, normalne? A może tylko ja to tak postrzegam, bo straciłam Kroto? Tak, to możliwe.
Po chwili zobaczyłam drzwi do biblioteki, Weasley otworzył drzwi przede mną. Weszłam do środka dziękując cicho pod nosem i od razu zaczęłam się rozglądać. Bibliotekarka siedziała za biurkiem. Przywitałam ją kiwnięciem głowy i potruchtałam do działu książek historycznych. Po drodze mijaliśmy wiele różnych dziwnych scen. Ktoś prawie bezgłośnie kłócił się w dziale romanse. Jakaś dziewczyna spała z wielką księgą oprawioną w zieloną skórę. Ktoś udawał... Chwila, znam tamtą dziewczynę.
-Fred, ty idź i zacznij szukać, ja za moment wrócę - powiedziałam spokojnie patrząc na chłopaka. Ten pokiwał głową i poszedł dalej sam, a ja skręciłam, aby spotkać się z dziewczyną. Usiadłam koło śpiącej Bell. Szturchnęłam ją delikatnie za ramię patrząc ukradkiem na tytuł. Chyba książka z działu zakazanych, bo nie mogłam rozczytać zawijanych liter, ale wyglądały złowrogo - Rebekah? - szepnęłam nadal ruszając jej ramię. Ta uchyliła powieki z niechęcią i ziewnęła przeciągle.
-Zasnęłam? - spytała cicho zaspanym głosem. Przetarła oczy kłykciami i zamknęła książkę leżącą na jej kolanach. Potwierdziłam ruchem głowy i oparłam plecy o szafkę z książkami.
-Co to za książka? - spytałam z czystej ciekawości. Ta spojrzała na zieloną skórę i pogładziła ją dłonią.
-Bardzo dobrze napisana, mówi o morderstwach w Hogwarcie - odparła, czym mnie zafascynowała - Nie jest jednak normalną angielszczyzną - dodała ziewając ponownie. Wstała z podłogi i odłożyła książkę.
-Potrafisz to przeczytać? - spytałam również wstając. Bell przez chwilę się wahała, ale potem delikatnie potwierdziła głową. Byłam pod lekkim wrażeniem.
-Ale nie mówmy o tym, w ogóle nie powinnam tutaj z tym zasypiać - powiedziała trochę ciszej i uraczyła mnie wymuszonym uśmiechem. Wyzbierała resztę swoich rzeczy trochę nerwowo - Dziękuję, że mnie obudziłaś - dodała i szybko opuściła pomieszczenie. Jeszcze przez chwilę gapiłam się w tamtą stronę zdziwiona, ale potem powoli zaczęłam szukać Weasleya.
Znalazłam go zagłębionego w jednej z lektur, poukładał sobie stosik innych książek obok siebie. Podeszłam do niego i usiadłam na przeciwko.
-Masz coś? - spytałam zmęczonym tonem i ujęłam pierwszą leżącą na kupce książkę. Spojrzałam na spis treści.
-Są jakieś dziwne wzmianki o pojawiających się pokojach, ale chodzi o Pokój Życzeń. O korytarzu z gorącymi ścianami jeszcze nie było mowy - odparł i spojrzał na mnie znad książki. Uśmiechnął się lekko i znowu zagłębił w lekturze.
Moja książka opowiadała o początkach, o budowie Hogwartu. Przeglądnęłam kilka rozdziałów, które mogły mieć jakiś sens. Nic, dosłownie nic nie było o korytarzu. I tak samo było w kilku następnych książkach.
-Riley? - spytał cicho Weasley, a ja uniosłam wzrok znad książki - Chyba coś mam - dodał, a ja zostawiłam swoją książkę i usiadłam obok niego. Ten podał mi ją i wskazał palcem fragment.
'Jeden z budowniczych, jeden z nas, pewnego dnia wybrał się do złej części budynku, zaczął tam budować kolejne kondygnacje, próbował układać kamienie. Jednak one przestały go słuchać. Zaczęły odparzać mu skórę. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Powiedział to nam raz. Potem zniknął, a o korytarzu nie było więcej słychać. Próbowaliśmy go szukać, bezskutecznie.'
Spojrzałam na Weasleya ponownie i westchnęłam.
-Teraz powinni nam uwierzyć - wyszeptałam lekko skonsternowana, mimo że nadal niewiele rzeczy było sensownych. Fred pokiwał głową i przetarł oczy dłonią.
-Nie zabrzmimy tak źle i bezsensownie. Nie będziemy wariatami - dodał, a ja się lekko zaśmiałam. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
-Wariatką to ja nawet bez tego jestem - wyszeptałam weselej. Ten uśmiechnął się z politowaniem - A przynajmniej większość tak uważa - dodałam i objęłam nogi rękami.
-Ja nie - powiedział spokojnie i założył książkę na tej stronie jakimś wycinkiem kartki. Uśmiechnął się do mnie lekko i zaczął wkładać książki na miejsca. Oduśmiechnęłam się i również zaczęłam je odkładać.
Powoli to stawało się ogarnięte. Zostało jeszcze wiele spraw do sprawdzenia, rozwiązania czy ogarnięcia. Nie jest wcale źle, zyskuję przyjaciół, znajomych, sojuszników. Kogoś kto nie patrzy na mnie jak na popierdolonego czarodzieja. To miłe, po prostu.
~~~
I znowu to ja, Black. Udało mi się napisać to wcześniej, niż chciałam. Niż w ogóle się spodziewałam. Mimo że ten rozdział jest kompletnie o niczym, to może mieć większy sens w późniejszym opowiadaniu.
Usilnie próbuję nie zapychać opowiadania schizami, jak narazie dobrze mi idzie, ale to nie znaczy, że ich wcale nie będzie.
Jednak dziękuję za każdy komentarz, za wiersze również. Bardzo to doceniam i nakręca mnie to do pisania.

2 komentarze:

  1. Oj słonko. Nawet nie wiesz jak uwielbiam czytać Twoje wypociny. Piszesz tak z serduszka, tak w swoim stylu. Widać że go masz a nie powielasz od innych. Cudnie :)
    Rozdział nie jest o niczym. Podoba mi się wątek z tajemniczym korytarzem i cieszę się, że go rozwijasz bo inaczej wparowałabym do Twojego domu i wymusiła napisanie oddzielnej historii, uwzględniającej owy korytarz. I tak jesteśmy umówione kochanie, trzeba to dograć ;)
    Bell jako wężousta czy mi się wydaje? Nie pomyślałam o tym, ale dziękuję za podsunięcie pomysłu :D
    Coś się kroi między Ley a Rudym. Czekam na to ❤️
    Ładny rozdział, naczekałam się na niego bo sprawdzałam codziennie czy już coś jest :D
    Kocham, pozdrawiam cieplutko i dalszej weny słonko :3
    ~T

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wchodziłam, ale weszłam na twojego bloga i przeczytam go od początku jak znajdę czas. gratuluję ci, że dalej piszesz :)

    OdpowiedzUsuń