Obudził mnie krzyk, który powoli przeradzał się w głośno wypowiadane słowa, które irytowały. Zamachnęłam się mocno, a krzyk ucichł. Zwinęłam się na łóżku i próbowałam spać dalej.
-Czy ciebie już do końca pokurwiło? - warknął jakiś facet i wbił mi palce w przestrzenie międzyżebrowe. Otworzyłam szybko oczy.
-Czego chcesz? - burknęłam zaspana patrząc na rozczochranego mężczyznę. Ten uśmiechnął się chamsko, przeszedł mnie delikatny dreszcz rządzy mordu.
-Trzeba wreszcie wstać moja najukochańsza - zaśmiał się i wyszedł z mojego pokoju skacząc jak mały zajączek. Jego długie włosy zniknęły w drzwiach.
-Idź do diabła - ryknęłam za nim i nakryłam się ponownie kołdrą. Jak można być tak cholernie nieodpowiedzialnym opiekunem? Jak można być zarazem najukochańszym mężczyzną na świecie i takim tępym facetem? Trzeba być Kroto.
Spuściłam z lekkim ociąganiem się nogi na podłogę. Wyszurałam nogami trasę pod samą szafę i zaczęłam wyciągać z niej ciuchy z zamiarem zapakowania ich do kufra. Tylko tego mi brakowało, chodzenie do szkoły z tymi debilami. Uwielbiam Hogwart, ale ludzie potrafią ranić jak nic innego. Ich nieprzemyślane czyny i spontanicznie wypowiedziane słowa sprawiały, że wizje stawały się częstsze i coraz bardziej dotkliwsze. Coraz częściej widziałam w nich osoby, które są mi bliskie. Osoby, które chciałabym poznać bliżej. Osoby, które mogę nazwać przyjaciółmi, co nieczęsto się zdarzało, nie w moim przypadku.
-Stoisz przed tą szafą i składasz jej modły? - dosłyszałam prześmiewczy ton Kroto. Długie, siwe włosy spływały mu po ramionach. Bystre, zielone oczy wpatrywały się we mnie, a zmarszczone kąciki oczu zwiastowały jego wielkie rozbawienie.
-Tak, składam jej modły inteligencie - burknęłam, a ten podszedł do mnie wesoły.
-Przytulisz starego opiekuna? - spytał rozbawiony i rozłożył ręce. Szybko się w niego wtuliłam.
-Będę za tobą bardzo tęsknić - szepnęłam w jego klatkę piersiową, a ten pogłaskał mnie po plecach.
-Nie rozstajemy się na wieczność - stwierdził z uśmiechem całując mnie w czubek głowy. Spojrzałam mu w oczy.
-Wiem, ale nie lubię rozstań - stwierdziłam z delikatnym uśmiechem. Ten musnął ustami mój policzek.
-Chodźm... - urwał w pół słowa, a raczej przerwał mu huk z pokoju obok. Obydwoje spojrzęliśmy w tamtą stronę. W ścianie ukazała się wielka dziura, którą trudno by było ukryć. Sufit zaczął powoli pękać, więc Kroto złapał mnie za rękę i ruszył biegiem przed siebie. Gnałam za nim przestraszona co chwila się odwracając. - Riley, do cholery jasnej, biegnij - warknął mężczyzna, po czym oślepiło mnie jasne światło. Uchyliłam delikatnie oczy dopiero, gdy ono znikło. Byłam przypięta pasami do jakiegoś łóżka, a w moje ręce i nogi powbijali igły. Co gorsze miałam na sobie tylko luźną koszulę, która została poszarpana i rozwalona w kilku miejscach. Chciałam krzyczeć jednak jakaś magiczna siła stwierdziła, że ma mnie w swoich szponach i nie potrafiłam się odezwać. Pierwszy raz miałam dość ciszy. Pierwszy raz odczułam dlaczego Kroto tego tak nie lubił. Próbowałam ruszyć nogą, ale i tym razem nie mogłam. Rozglądnęłam się względnie po pomieszczeniu, a mój wzrok skupiło lustro weneckie. Za nim rozgrywały się rzeczy tak paskudne, że chciałoby się ryczeć i zarżnąć oprawców od ręki. Widniał tam obraz orgii, gwałtu, molestowania. To co widziałam było straszne. Kobiety z wypalonymi 'szlama' na pośladkach wiły się w agonii pod nagimi Śmierciożercami. Zacisnęłam powieki.
-Nie podoba ci się to? - spytał jakiś głos za mną. Był zaskakująco miękki i cholernie uwodzicielski.
-Nnn... - wybełkotałam i przygryzłam wargę z bólu. Ten podszedł do mnie i delikatnie pogładził mnie po policzku. Jego twarz była zamazana, włosy mieniły się we wszystkich kolorach tęczy. Zamknęłam oczy zmęczona.
-Kochanie, teraz będzie najlepsza część - powiedział rozbawiony mężczyzna i otworzył mi na siłę oczy.
Patrzyłam tępo na zgon tych kobiet, kiedy dostrzegłam mężczyznę. Na środku leżał nagi, zwinięty, zakrwawiony, przerażony facet. Od razu zrobiło mi się go szkoda. Po jego plecach smagnął wielki bicz odrywając mu kawałek skóry wraz z krwią. Topór zaczął powoli odrąbywać mu palce, raz u nogi, raz u ręki. Jego stopy zaczęły krwawić od ciągłych pociągnięć nożem. Wiele przyjemności sprawiało oprawcom gwałcenie owego mężczyzny. Co chwilę na sali rozlegał się wesoły jazgot, gdy jeden z mężczyzn zanurzał się w facecie po same biodra. Krzyk ofiary był przejmujący. Rozrywało go to od środka, a on, sparaliżowany, nie mógł nic zrobić. Wtedy to zobaczyłam, jego twarz spojrzała na mnie błagalnie, jakby nie było tego lustra.
-Kroto - ryknęłam odzyskując mowę i zwinęłam się z bólu jak najmocniej potrafiłam. Nienawidzę was, dodałam w myślach płacząc. Nie chciałam patrzeć na jego śmierć, ale mężczyzna zapiął pas na moim czole i szybko wstrzyknął mi jakieś gówno w żyły. Otwarłam szeroko oczy z przerażenia. Chłopak tracił wszystko co miał na sobie, w sobie, koło siebie, ale nadal żył. Jego części ciała latały po całym pokoju. Zginął w męczarniach, a ja nie mogłam nic zrobić. Oprawca wysunął się z mężczyzny rozbawiony i dotknął jego pokaleczonej twarzy swoim przyrodzeniem. Opiekun skrzywił się delikatnie, nie mógł nic zrobić. Wreszcie po rozczłonkowaniu Kroto dali mu spokój. Jedynie ostatni kat obsikał mu twarz śmiejąc się radośnie. Moje sflaczałe ciało chciało go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, zapewnić, że kocha.
-Podobało ci się przedstawienie, prawda? - spytał wesoło oprawca i wsunął dłoń pod moją koszulę. Już nic nie czułam, całe moje wnętrze rozsadzał ból, nie obchodziło mnie co robi. Leżałam tam z otwartymi w niemym przestrachu oczami i ustami, a po moich policzkach ciekły gorzkie łzy. Jego dłonie błądziły po moich piersiach i brzuchu. Nie było w tym nic dziwnego, ale po chwili owy mężczyzna dał sobie spokój z obmacywaniem mnie. - Następnym razem to nadrobię - stwierdził spokojnie i wyszedł z sali. Zostałam tam sama, sama ze swoim sumieniem ukrytym gdzieś w odmętach piekielnych. Powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu zmógł mnie przeklęty sen. Obudził mnie turkot kół pociągu. Uchyliłam delikatnie powieki i spojrzałam wokół.
-Riley, nareszcie wstałaś - stwierdził wesoło Zabini, a ja spojrzałam na niego jak na kretyna.
-Blaise? Jak ja się tu znalazłam? - wybełkotałam przestraszona i usiadłam niepewnie opierając się o kanapę.
-Nie wiem, gdy szukałem miejsca już tu spałaś, to źle? - odparł pytaniem na pytanie. Przysunęłam się do chłopaka dosyć blisko i spojrzałam mu w oczy.
-On nie żyje - szepnęłam z żalem w oczach, po czym przeszedł mnie dreszcz.
-Kroto? - spytał cichutko Zabini. Całe szczęście z niego wyparowało. Pokiwałam niepewnie głową i położyłam ją na ramieniu chłopaka. Miałam już tego dość.
-Dziękuję, że jesteś - szepnęłam, a w drzwiach pojawił się jakiś debil z młodszego roku i zaczął się śmiać. Coś w jego oczach zwiastowało złe zamiary. Nie myliłam się.
~~~
Krótki rozdział, trochę dziwny, ale przynajmniej coś jest. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam nim. Dziękuję za wszystkie komentarze, pisze mi się z nimi o niebo lepiej :)