Ruszyłam do wyjścia z Pokoju Życzeń. Uśmiechnęłam się blado do Freda.
-Wrócę najszybciej jak potrafię - obiecałam półszeptem i wyszłam. Do Hagrida biegłam. Nawet nie wiedziałam, że jestem w stanie tak szybko gdzieś się przetransportować. Nawet prawie spadnięcie ze schodów nie przeszkodziło mi. Wybiegłam przed Zamek. Nie miałam kurtki. Przejmujące zimno ogarnęło moje ciało od razu. A co jeśli Hagrid mi nie pomoże? Stwierdzi, że to nie dla niego? Że on ma własne problemy?
Dobiegłam do domku Hagrida. Zapukałam skostniałymi dłońmi. Nic. Zapukałam ponownie. Ruch. Ziewanie. Bełkotanie pod nosem.
-Kogo niesie o tej porze? - mruknął trochę zły półolbrzym i otworzył drzwi. Uśmiechnęłam się do niego lekko. - Riley, dziecko, gdzie ty masz kurtkę? - spytał lekko przerażony, ale głównie zmartwiony. Już się usunął, abym mogła wejść do środka.
-Hagridzie, potrzebuję twojej pomocy. Zanim jednak zacznę musisz mi obiecać, że Dumbledore się o tym nie dowie - powiedziałam poważnym tonem mimo szczękających z zimna zębów. Ten już chciał coś powiedzieć, ale szybko zrezygnował i pokiwał tylko potulnie głową. - Byliśmy z Fredem w Korytarzu. Dość regularnie nas tam wciąga - mruknęłam, ale po chwili zamilkłam, bo ujrzałam już tylko przerażenie na twarzy Hagrida.
-Wiecie o Korytarzu? - spytał konspiracyjnym szeptem. Pokiwałam głową. - Nie możecie tam być, nie powinniście wchodzić. To coś wykorzystuje wasze słabości... - wybełkotał i zaczął trzeć brodę w geście lekkiego przewrażliwienia.
-Wiem, pokazał mi Kroto. Ale nie po to tu przyszłam. Jedna ze ścian została zburzona, a pod nią był człowiek. Nie mogę go jednak oddać do Skrzydła Szpitalnego z dotychczasową twarzą. Jest Śmierciożercą i nikt nie może się dowiedzieć, że tu jest - mruknęłam i spojrzałam na niego i oczekiwałam kiwnięcia głową. Nic takiego się nie stało. Hagrid tępo wlepiał we mnie wzrok. - I pomyślałam, że skoro kiedyś powiedziałeś, że jesteśmy prawie jak rodzina, a ja w tym momencie nie wiem do kogo się z tym zwrócić, to może byś mi pomógł - dodałam już cicho, bardzo niepewnie. Spojrzałam na niego. - Ale nie nalegam, bo dla mnie samej było trudno zdobyć się na odwagę i tu przyjść - dodałam trochę pewniej. Ten nie mówił nic przez kilka sekund.
-Prowadź mnie do niego - wybełkotał. Kamień spadł mi z serca i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku Hogwartu. Ten dotrzymywał mojego tępa z łatwością. Kiwał po drodze profesorom na dzień dobry, aż doszliśmy na siódme piętro. Nie odzywaliśmy się, aż nie otworzyłam wejścia do Pokoju Życzeń. Hagrid wszedł pierwszy.
-Dzień dobry - usłyszałam głos Freda, stał nadal bez swetra koło łóżka Bartyego. Ściskał w rękach mój sweter. Nauczyciel kiwnął mu głową i wzdrygnął się na widok twarzy Croucha. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Akurat on? Morderca? Mam go ratować? - spytał trochę zły mężczyzna. Przetarłam twarz dłońmi.
-Nie chcę być odpowiedzialna za żadną śmierć, nawet Śmierciożercy - odparłam poważnie pewnym tonem. Ten westchnął. Podszedł do łóżka i przyglądnął się Juniorowi.
-Jest tylko jedna osoba, która może mu pomóc - mruknął i ruszył do wyjścia. Pokiwałam głową. Ten wyszedł, a ja spojrzałam na Weasleya. Zsunęłam z siebie jego sweter i podałam mu go. Założył go, a ja narzuciłam swój. Krew lekko zastygła, widać było tylko wielki zakrzep na bordowym swetrze.
-Przepraszam, że taka jestem. Nagle zapominam o wielu rzeczach. Pomagam złym ludziom. Odpływam daleko. Jestem niedostępna, okrutna - powiedziałam cicho patrząc w oczy Fredowi. Ten uśmiechnął się blado. Ujął moją dłoń lekko i przyłożył ją sobie do ust.
-Nigdy tak nie mów. Zdarza ci się zapomnieć, ale to nic złego. Każdy na twoim miejscu by pomógł Crouchowi. Po prostu czasami czuję się dziwnie. On nagle pojawił się w twoim życiu. Zabiega o twoja atencję. Mimo że wiem jak bardzo mnie kochasz, bo kocham cię równie mocno, to nadal odczuwam niepokój. Ja nie posunę się do pewnych rzeczy, do których on byłby w stanie. Dlatego tak się martwię - powiedział patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się lekko i pogładziłam go po policzku. Chciałam tym dać mu do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać. Ten również lekko się uśmiechnął. Do Pokoju Życzeń wszedł Hagrid, a za nim Snape. Spojrzałam na niego. Czekałam na jego reakcję. Hagrid wyszedł widząc minę Severusa. Kiwnęłam mu głową w podziękowaniu. Ten uśmiechnął się i znikł.
-Poskładam go. Będzie w komnacie za moją. Hasło do niej to dwa węże. Masz mu przynosić jedzenie, bo leczenie go to jedyne co zrobię - mruknął Snape patrząc na mnie. Kiwnęłam głową. Barty miał zamknięte oczy. Oddychał, ale spał. Odpoczywał. - Nikt by mu nie pomógł Hart. Albo masz takie dobre serce, albo jesteś tak głupia - stwierdził i teleportował się z Crouchem. Westchnęłam na ostatnie zdanie.
-Zbierajmy się stąd. Już i tak nie ma nas na dużej części pierwszych zajęć - mruknęłam i ruszyłam do wyjścia. Fred kiwnął głową.
-Tylko podwiń sobie rękaw - poprosił przechodząc ze mną przez drzwi. Kiwnęłam głową i zaczęłam schodzić po schodach ukrywając zaschniętą krew na moim rękawie. Teraz miałam eliksiry ze Ślizgonami. Ruszyłam do lochów spokojnie. Po drodze pożegnałam się z Fredem. Stanęłam pod odpowiednią salą, ale jeszcze trwała poprzednia lekcja. Rozglądnęłam się i ruszyłam w głąb korytarza. Za komnatą Snape faktycznie była jakaś inna. Podeszłam do niej trochę niepewnie.
-Wrócę najszybciej jak potrafię - obiecałam półszeptem i wyszłam. Do Hagrida biegłam. Nawet nie wiedziałam, że jestem w stanie tak szybko gdzieś się przetransportować. Nawet prawie spadnięcie ze schodów nie przeszkodziło mi. Wybiegłam przed Zamek. Nie miałam kurtki. Przejmujące zimno ogarnęło moje ciało od razu. A co jeśli Hagrid mi nie pomoże? Stwierdzi, że to nie dla niego? Że on ma własne problemy?
Dobiegłam do domku Hagrida. Zapukałam skostniałymi dłońmi. Nic. Zapukałam ponownie. Ruch. Ziewanie. Bełkotanie pod nosem.
-Kogo niesie o tej porze? - mruknął trochę zły półolbrzym i otworzył drzwi. Uśmiechnęłam się do niego lekko. - Riley, dziecko, gdzie ty masz kurtkę? - spytał lekko przerażony, ale głównie zmartwiony. Już się usunął, abym mogła wejść do środka.
-Hagridzie, potrzebuję twojej pomocy. Zanim jednak zacznę musisz mi obiecać, że Dumbledore się o tym nie dowie - powiedziałam poważnym tonem mimo szczękających z zimna zębów. Ten już chciał coś powiedzieć, ale szybko zrezygnował i pokiwał tylko potulnie głową. - Byliśmy z Fredem w Korytarzu. Dość regularnie nas tam wciąga - mruknęłam, ale po chwili zamilkłam, bo ujrzałam już tylko przerażenie na twarzy Hagrida.
-Wiecie o Korytarzu? - spytał konspiracyjnym szeptem. Pokiwałam głową. - Nie możecie tam być, nie powinniście wchodzić. To coś wykorzystuje wasze słabości... - wybełkotał i zaczął trzeć brodę w geście lekkiego przewrażliwienia.
-Wiem, pokazał mi Kroto. Ale nie po to tu przyszłam. Jedna ze ścian została zburzona, a pod nią był człowiek. Nie mogę go jednak oddać do Skrzydła Szpitalnego z dotychczasową twarzą. Jest Śmierciożercą i nikt nie może się dowiedzieć, że tu jest - mruknęłam i spojrzałam na niego i oczekiwałam kiwnięcia głową. Nic takiego się nie stało. Hagrid tępo wlepiał we mnie wzrok. - I pomyślałam, że skoro kiedyś powiedziałeś, że jesteśmy prawie jak rodzina, a ja w tym momencie nie wiem do kogo się z tym zwrócić, to może byś mi pomógł - dodałam już cicho, bardzo niepewnie. Spojrzałam na niego. - Ale nie nalegam, bo dla mnie samej było trudno zdobyć się na odwagę i tu przyjść - dodałam trochę pewniej. Ten nie mówił nic przez kilka sekund.
-Prowadź mnie do niego - wybełkotał. Kamień spadł mi z serca i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku Hogwartu. Ten dotrzymywał mojego tępa z łatwością. Kiwał po drodze profesorom na dzień dobry, aż doszliśmy na siódme piętro. Nie odzywaliśmy się, aż nie otworzyłam wejścia do Pokoju Życzeń. Hagrid wszedł pierwszy.
-Dzień dobry - usłyszałam głos Freda, stał nadal bez swetra koło łóżka Bartyego. Ściskał w rękach mój sweter. Nauczyciel kiwnął mu głową i wzdrygnął się na widok twarzy Croucha. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Akurat on? Morderca? Mam go ratować? - spytał trochę zły mężczyzna. Przetarłam twarz dłońmi.
-Nie chcę być odpowiedzialna za żadną śmierć, nawet Śmierciożercy - odparłam poważnie pewnym tonem. Ten westchnął. Podszedł do łóżka i przyglądnął się Juniorowi.
-Jest tylko jedna osoba, która może mu pomóc - mruknął i ruszył do wyjścia. Pokiwałam głową. Ten wyszedł, a ja spojrzałam na Weasleya. Zsunęłam z siebie jego sweter i podałam mu go. Założył go, a ja narzuciłam swój. Krew lekko zastygła, widać było tylko wielki zakrzep na bordowym swetrze.
-Przepraszam, że taka jestem. Nagle zapominam o wielu rzeczach. Pomagam złym ludziom. Odpływam daleko. Jestem niedostępna, okrutna - powiedziałam cicho patrząc w oczy Fredowi. Ten uśmiechnął się blado. Ujął moją dłoń lekko i przyłożył ją sobie do ust.
-Nigdy tak nie mów. Zdarza ci się zapomnieć, ale to nic złego. Każdy na twoim miejscu by pomógł Crouchowi. Po prostu czasami czuję się dziwnie. On nagle pojawił się w twoim życiu. Zabiega o twoja atencję. Mimo że wiem jak bardzo mnie kochasz, bo kocham cię równie mocno, to nadal odczuwam niepokój. Ja nie posunę się do pewnych rzeczy, do których on byłby w stanie. Dlatego tak się martwię - powiedział patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się lekko i pogładziłam go po policzku. Chciałam tym dać mu do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać. Ten również lekko się uśmiechnął. Do Pokoju Życzeń wszedł Hagrid, a za nim Snape. Spojrzałam na niego. Czekałam na jego reakcję. Hagrid wyszedł widząc minę Severusa. Kiwnęłam mu głową w podziękowaniu. Ten uśmiechnął się i znikł.
-Poskładam go. Będzie w komnacie za moją. Hasło do niej to dwa węże. Masz mu przynosić jedzenie, bo leczenie go to jedyne co zrobię - mruknął Snape patrząc na mnie. Kiwnęłam głową. Barty miał zamknięte oczy. Oddychał, ale spał. Odpoczywał. - Nikt by mu nie pomógł Hart. Albo masz takie dobre serce, albo jesteś tak głupia - stwierdził i teleportował się z Crouchem. Westchnęłam na ostatnie zdanie.
-Zbierajmy się stąd. Już i tak nie ma nas na dużej części pierwszych zajęć - mruknęłam i ruszyłam do wyjścia. Fred kiwnął głową.
-Tylko podwiń sobie rękaw - poprosił przechodząc ze mną przez drzwi. Kiwnęłam głową i zaczęłam schodzić po schodach ukrywając zaschniętą krew na moim rękawie. Teraz miałam eliksiry ze Ślizgonami. Ruszyłam do lochów spokojnie. Po drodze pożegnałam się z Fredem. Stanęłam pod odpowiednią salą, ale jeszcze trwała poprzednia lekcja. Rozglądnęłam się i ruszyłam w głąb korytarza. Za komnatą Snape faktycznie była jakaś inna. Podeszłam do niej trochę niepewnie.
-Dwa węże - mruknęłam, a ściana zaczęła się odsuwać. Weszłam powoli do środka. Barty wlepiał wzrok w sufit. Nic nie mówił. Gdy usłyszał, że ktoś wchodzi nawet nie spojrzał.
-Snape, nie chcę twoich eliksirów. Znając ciebie umrę po nich - burknął rozeźlony lekko. Uśmiechnęłam się blado.
-Od moich na pewno zginiesz - stwierdziłam, a ten spojrzał na mnie.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty - przyznał i z bólem usiadł na łóżku. Lekko rozmasował swoje żebra. Usiadłam na krześle koło niego.
-Dał ci jakieś leki? - spytałam patrząc na jego poranioną twarz. Ten potarł kark.
-Coś wrzucał mi do picia. Niby szybko odczułem brak bólu, ale na razie nie wiem ile to potrwa i kiedy mnie wypuści - stwierdził, a ja tylko pokiwałam głową. Usłyszałam zbierający się tłum na korytarzu. Wstałam z krzesła.
-Muszę iść, ale przyjdę po obiedzie z jedzeniem - powiedziałam dość pogodnie. - I cieszę się, że nic ci nie jest. Mimo wszystko się cieszę - dodałam i położyłam na krześle batonik. Jeszcze jakiś został mi w szacie. Ruszyłam do drzwi.
-Dzięki Hart, za wszystko - mruknął Crouch, a ja nawet się do niego nie odwróciłam. Wyszłam w lepszym humorze. Pognałam do odpowiedniej sali. Walnęłam jakąś blondynkę.
-Patrz jak... - urwała, bo spojrzała na mnie. Wyszczerzyłam się do Bell. Ta wyszczerzyła się do mnie.
-Przepraszam, będę bardziej uważna - odparłam wesoło, a ta zaśmiała się lekko. - Co tam u ciebie? - spytałam poprawiając plecak na ramieniu.
-Spokojnie leci na życiu między Wielką Salą, a biblioteką - przyznała z uśmiechem. - A u ciebie? Jakieś nowości? - dodała z rozbrajającym uśmiechem. Podszedł do nas Malfoy i objął ją w pasie delikatnie. Pierwszy raz ujrzałam na jej twarzy głębsze uczucie.
-Zdecydowanie nie mam co robić. Tylko Freda czy Zabiniego czasami pomęczę - przyznałam patrząc na nich z wesołym uśmiechem. Cholernie do siebie pasowali.
-Blaise chodził ostatnio trochę osowiały. Dużo o tobie mówił - powiedział Malfoy patrząc na mnie. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Teraz będzie lepiej - odparłam i rozglądnęłam się. W oddali ujrzałam Zabiniego kroczącego ku nam. Uśmiechał się wesoło.
-Czemu twoje słowa od razu się spełniają? - spytał rozbawiony. Blaise podszedł do mnie i oparł się o moje ramię.
-O czym rozmawiacie? - mruknął wesoło. Wzruszyłam lekko ramionami zrzucając jego łokieć. Dostałam za to przyjaznego palca w żebra. Spojrzałam na niego rozbawiona i jego też szturchnęłam. - Ty zły człowieku - dodał udając zażenowanie Blaise. Uśmiechnęłam się promiennie. Ten pokiwał tylko z politowaniem głową. Drzwi do sali otwarły się na oścież zapraszając nas do piekła. Weszliśmy, ale o dziwo było naprawdę w porządku. Siedząc znowu z Zabinim byłam szczęśliwa. Potem było jeszcze kilka zajęć, aż nadszedł czas obiadu. Siedziałam wesoła między bliźniakami. Opowiadali żarty. Śmiałam się najgłośniej ze stołu. Wzrok Fred cały czas był pełen szczęścia. Bardzo się cieszył, że jestem wesoła. Gładził moje udo pod stołem. Spojrzałam na niego jak skończyłam jeść. Nałożyłam jeszcze trochę na inny talerzyk.
-Wyglądasz tak cudownie z tym promiennym uśmiechem - powiedział mi Fred na ucho. Pocałował mnie w skroń delikatnie po tym. Zwróciłam na niego wzrok i nachyliłam się lekko. Musnęłam ustami jego usta.
-Bo czuję się cudownie - przyznałam rozweselona. Ten tylko pokiwał głową z politowaniem. Zaśmiałam się i wstałam z ławy.
-Widzimy się potem w Pokoju Wspólnym? - spytał, a ja pokiwałam głową i ruszyłam z pełnym talerzykiem do wyjścia z Wielkiej Sali. Skierowałam swoje kroki ku lochom. Podeszłam do dobrej komnaty.
-Dwa węże - mruknęłam, a komnata zaczęła się otwierać. W środku Crouch coś zapisywał pieczołowicie na pergaminie. Spojrzał znad niego na mnie. Przestał w pół jakiegoś słowa i odłożył na szafkę.
-Cześć Hart, masz obiad? - spytał z lekkim uśmiechem. Kiwnęłam głową i położyłam talerz na stoliku. - Dzięki - dodał i zaczął jeść.
-Talerz możesz zostawić, jak ci przyniosę kolację to go zabiorę - powiedziałam spokojnie. Ten mruknął coś pod nosem, a ja wyszłam. Poszłam w lepszym humorze do Pokoju Wspólnego. Usiadłam na pustym fotelu i przymknęłam oczy. Czułam się niesamowicie wesoło. Nie wiem czym to było spowodowane. Może dlatego, że pomogłam człowiekowi? Albo ze spotkania się z Blaisem? W każdym razie chciałam, aby tak było dalej. Po chwili poczułam dłoń na mojej dłoni i usta na moim czole.
-Witaj Ley - usłyszałam znajomy głos i otwarłam oczy. Rude włosy zajmowały prawie cały mój widok. Zaśmiałam się radośnie. - Idziemy do mnie? - dodał, a jego oczy się zaświeciły. Wstałam z fotela.
-Masz dar przekonywania - stwierdziłam łapiąc go za dłoń. Ten uśmiechnął się zawadiacko i ruszyliśmy na górę, do dormitoriów męskich. Weszliśmy do pustego dormitorium. Wsunęłam się do łóżka Fred szybko, a ten zamknął drzwi. Zaśmiał się wesoło. Gdzieś z tyłu głowy dalej jakiś straszny głos powtarzał mi, że nie powinnam. Że jestem głupia i naiwna. Że dla mnie nie ma nic dobrego. Ale kto by słuchał takich bzdur kiedy Fred już zaczynał wsuwać swoje ciało koło mojego na jego łóżku? Dlatego poddałam się uczuciu nie myśląc o niczym złym.
~~~
Cholera, tak długo mnie nie było. Początek dojrzewał we mnie, ale tak trudno mi to było przelać na komputer. Kolokwia, wykłady i konwersatoria w tym nie pomagały. Jednak zapraszam do komentowania.
-Snape, nie chcę twoich eliksirów. Znając ciebie umrę po nich - burknął rozeźlony lekko. Uśmiechnęłam się blado.
-Od moich na pewno zginiesz - stwierdziłam, a ten spojrzał na mnie.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty - przyznał i z bólem usiadł na łóżku. Lekko rozmasował swoje żebra. Usiadłam na krześle koło niego.
-Dał ci jakieś leki? - spytałam patrząc na jego poranioną twarz. Ten potarł kark.
-Coś wrzucał mi do picia. Niby szybko odczułem brak bólu, ale na razie nie wiem ile to potrwa i kiedy mnie wypuści - stwierdził, a ja tylko pokiwałam głową. Usłyszałam zbierający się tłum na korytarzu. Wstałam z krzesła.
-Muszę iść, ale przyjdę po obiedzie z jedzeniem - powiedziałam dość pogodnie. - I cieszę się, że nic ci nie jest. Mimo wszystko się cieszę - dodałam i położyłam na krześle batonik. Jeszcze jakiś został mi w szacie. Ruszyłam do drzwi.
-Dzięki Hart, za wszystko - mruknął Crouch, a ja nawet się do niego nie odwróciłam. Wyszłam w lepszym humorze. Pognałam do odpowiedniej sali. Walnęłam jakąś blondynkę.
-Patrz jak... - urwała, bo spojrzała na mnie. Wyszczerzyłam się do Bell. Ta wyszczerzyła się do mnie.
-Przepraszam, będę bardziej uważna - odparłam wesoło, a ta zaśmiała się lekko. - Co tam u ciebie? - spytałam poprawiając plecak na ramieniu.
-Spokojnie leci na życiu między Wielką Salą, a biblioteką - przyznała z uśmiechem. - A u ciebie? Jakieś nowości? - dodała z rozbrajającym uśmiechem. Podszedł do nas Malfoy i objął ją w pasie delikatnie. Pierwszy raz ujrzałam na jej twarzy głębsze uczucie.
-Zdecydowanie nie mam co robić. Tylko Freda czy Zabiniego czasami pomęczę - przyznałam patrząc na nich z wesołym uśmiechem. Cholernie do siebie pasowali.
-Blaise chodził ostatnio trochę osowiały. Dużo o tobie mówił - powiedział Malfoy patrząc na mnie. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Teraz będzie lepiej - odparłam i rozglądnęłam się. W oddali ujrzałam Zabiniego kroczącego ku nam. Uśmiechał się wesoło.
-Czemu twoje słowa od razu się spełniają? - spytał rozbawiony. Blaise podszedł do mnie i oparł się o moje ramię.
-O czym rozmawiacie? - mruknął wesoło. Wzruszyłam lekko ramionami zrzucając jego łokieć. Dostałam za to przyjaznego palca w żebra. Spojrzałam na niego rozbawiona i jego też szturchnęłam. - Ty zły człowieku - dodał udając zażenowanie Blaise. Uśmiechnęłam się promiennie. Ten pokiwał tylko z politowaniem głową. Drzwi do sali otwarły się na oścież zapraszając nas do piekła. Weszliśmy, ale o dziwo było naprawdę w porządku. Siedząc znowu z Zabinim byłam szczęśliwa. Potem było jeszcze kilka zajęć, aż nadszedł czas obiadu. Siedziałam wesoła między bliźniakami. Opowiadali żarty. Śmiałam się najgłośniej ze stołu. Wzrok Fred cały czas był pełen szczęścia. Bardzo się cieszył, że jestem wesoła. Gładził moje udo pod stołem. Spojrzałam na niego jak skończyłam jeść. Nałożyłam jeszcze trochę na inny talerzyk.
-Wyglądasz tak cudownie z tym promiennym uśmiechem - powiedział mi Fred na ucho. Pocałował mnie w skroń delikatnie po tym. Zwróciłam na niego wzrok i nachyliłam się lekko. Musnęłam ustami jego usta.
-Bo czuję się cudownie - przyznałam rozweselona. Ten tylko pokiwał głową z politowaniem. Zaśmiałam się i wstałam z ławy.
-Widzimy się potem w Pokoju Wspólnym? - spytał, a ja pokiwałam głową i ruszyłam z pełnym talerzykiem do wyjścia z Wielkiej Sali. Skierowałam swoje kroki ku lochom. Podeszłam do dobrej komnaty.
-Dwa węże - mruknęłam, a komnata zaczęła się otwierać. W środku Crouch coś zapisywał pieczołowicie na pergaminie. Spojrzał znad niego na mnie. Przestał w pół jakiegoś słowa i odłożył na szafkę.
-Cześć Hart, masz obiad? - spytał z lekkim uśmiechem. Kiwnęłam głową i położyłam talerz na stoliku. - Dzięki - dodał i zaczął jeść.
-Talerz możesz zostawić, jak ci przyniosę kolację to go zabiorę - powiedziałam spokojnie. Ten mruknął coś pod nosem, a ja wyszłam. Poszłam w lepszym humorze do Pokoju Wspólnego. Usiadłam na pustym fotelu i przymknęłam oczy. Czułam się niesamowicie wesoło. Nie wiem czym to było spowodowane. Może dlatego, że pomogłam człowiekowi? Albo ze spotkania się z Blaisem? W każdym razie chciałam, aby tak było dalej. Po chwili poczułam dłoń na mojej dłoni i usta na moim czole.
-Witaj Ley - usłyszałam znajomy głos i otwarłam oczy. Rude włosy zajmowały prawie cały mój widok. Zaśmiałam się radośnie. - Idziemy do mnie? - dodał, a jego oczy się zaświeciły. Wstałam z fotela.
-Masz dar przekonywania - stwierdziłam łapiąc go za dłoń. Ten uśmiechnął się zawadiacko i ruszyliśmy na górę, do dormitoriów męskich. Weszliśmy do pustego dormitorium. Wsunęłam się do łóżka Fred szybko, a ten zamknął drzwi. Zaśmiał się wesoło. Gdzieś z tyłu głowy dalej jakiś straszny głos powtarzał mi, że nie powinnam. Że jestem głupia i naiwna. Że dla mnie nie ma nic dobrego. Ale kto by słuchał takich bzdur kiedy Fred już zaczynał wsuwać swoje ciało koło mojego na jego łóżku? Dlatego poddałam się uczuciu nie myśląc o niczym złym.
~~~
Cholera, tak długo mnie nie było. Początek dojrzewał we mnie, ale tak trudno mi to było przelać na komputer. Kolokwia, wykłady i konwersatoria w tym nie pomagały. Jednak zapraszam do komentowania.
No w końcu! Doczekałam się ❤️ Jednak domyślam się, że życie na studiach nie jest łatwe.
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy! Crouch.. Wiesz że mam do niego cholerną słabość, a fakt że Riley mu pomaga to miód na moje serce. Trochę się wycykałam gdy Hagrid tak się zawahał, ale to rownież dobry człowiek ❤️ I Snape wraz z jego niewzruszonym wyrazem twarzy (jak się domyślam). Fajny wątek, naprawdę ❤️
Fred i Ley... Co tu dużo mówić? Tylko srać tymi serduszkami ❤️ To niesamowite jak Hart czuje się przy nim szczęśliwa i na odwrót :3 a czo ta Bekah taka wesoła? Nowość. Tak samo jak Blaise w ostatnim czasie. Tak radośnie się zrobiło na koniec. Aż do Ciebie niepodobne :D
Fajnie że coś wrzuciłaś. Postaraj się na drugi raz zrobić to szybciej, ok? xD
Kocham Cię mocno, pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
-S