Uśmiechnęłam się do niego promiennie, a ten nachylił się nade mną.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jesteś wesoła - przyznał cicho i pogładził mnie po policzku delikatnie. Pokiwałam głową lekko.
-Widziałam twoją radość na Wielkiej Sali - przyznałam, a ten dotknął ustami mojej szyi. Zagryzłam delikatnie wargę. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Zaczęłam je powoli zsuwać w stronę jego paska. Ten wpił się w moje usta w momencie, gdy dotknęłam dłońmi jego klatki piersiowej pod koszulką. Zaśmiałam się lekko i podsunęłam jego koszulkę do góry. Ten zsunął z siebie koszulkę i obrócił nas tak, że siedziałam na jego brzuchu. Odsunął się i spojrzał na mnie rozweselony. Znowu przygryzłam wargę. Fred położył dłonie na moich biodrach, a ja wróciłam ustami do jego ust. Jego dłonie powoli podjeżdżały do góry podsuwając mój sweter w stronę szyi. Pozwoliłam mu ściągnąć sweter. Uśmiech błysnął na jego twarzy, a ja przytknęłam moją klatkę piersiową do jego. Palcami dojechał do zapięcia mojego stanika. Poszło mu dosyć sprawnie. Wyszczerzyłam się ku niemu. Ten pokręcił głową z politowaniem i znowu wpił się w moje usta. Do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Odsunęłam się i przykryłam szybko kołdrą kładąc się u boku Freda.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jesteś wesoła - przyznał cicho i pogładził mnie po policzku delikatnie. Pokiwałam głową lekko.
-Widziałam twoją radość na Wielkiej Sali - przyznałam, a ten dotknął ustami mojej szyi. Zagryzłam delikatnie wargę. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Zaczęłam je powoli zsuwać w stronę jego paska. Ten wpił się w moje usta w momencie, gdy dotknęłam dłońmi jego klatki piersiowej pod koszulką. Zaśmiałam się lekko i podsunęłam jego koszulkę do góry. Ten zsunął z siebie koszulkę i obrócił nas tak, że siedziałam na jego brzuchu. Odsunął się i spojrzał na mnie rozweselony. Znowu przygryzłam wargę. Fred położył dłonie na moich biodrach, a ja wróciłam ustami do jego ust. Jego dłonie powoli podjeżdżały do góry podsuwając mój sweter w stronę szyi. Pozwoliłam mu ściągnąć sweter. Uśmiech błysnął na jego twarzy, a ja przytknęłam moją klatkę piersiową do jego. Palcami dojechał do zapięcia mojego stanika. Poszło mu dosyć sprawnie. Wyszczerzyłam się ku niemu. Ten pokręcił głową z politowaniem i znowu wpił się w moje usta. Do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Odsunęłam się i przykryłam szybko kołdrą kładąc się u boku Freda.
-Słucham? - spytał lekko zdenerwowany Weasley. Nikt nie odpowiedział, słychać było tylko pukanie. Coraz bardziej rozpaczliwe. Spojrzałam na niego.
-Otwórz - mruknęłam cicho i przykryłam się kołdrą pod brodę. Ten kiwnął głową i wstał. Podszedł do drzwi, a ja z delikatnym westchnięciem przymknęłam oczy. Słyszałam przekręcanie kluczyka. Przekręcił klamkę. Lekko zaskrzypiała.
-Angelina? - spytał zdziwiony. Ja tylko lekko się skuliłam.
-Fred - wybełkotała Johnson, słychać było, że nie jest do końca trzeźwa. - Miałam nadzieję, że cię tu znajdę. Musimy porozmawiać - dodała i wtoczyła się do środka.
-Słucham cię - mruknął Weasley zamykając drzwi. Słyszałam tylko szuranie stopami po podłodze i ciężar na łóżku, na którym leżałam.
-Bo mnie to męczy strasznie, a nie miałam odwagi ci tego powiedzieć - przyznała i czknęła. Nie uchyliłam nawet na moment powieki. - Cholernie mi się podobasz, czemu nie jesteś ze mną? - dodała, a Fred na moment zastygł. - No przecież wtedy na korytarzu było nam tak dobrze, albo wtedy po treningu jeszcze przed tym jak poznałeś Hart - mruczała i chyba gestykulowała mocno. Fred położył dłoń na moim udzie.
-Angie, już o tym rozmawialiśmy. Kocham Riley, naprawdę nic tego nie zmieni - powiedział spokojnym głosem. Na mojej twarzy wykwitł delikatny uśmiech. Ta zaczęła się powoli hiperwentylować. Wstała i podeszła do Freda. Blisko, zbyt blisko. - Johnson, do cholery - warknął Weasley i odsunął ją od siebie wstając z łóżka. Ta tupnęła nogą. Po pokoju rozległ się głuchy odgłos uderzenia w twarz.
-Jeszcze tego pożałujesz - burknęła, ale się nie ruszyła z miejsca. Ten odetchnął głęboko.
-Sądzę, że powinnaś już iść - powiedział cicho i poszedł otworzyć jej drzwi. Ta wyszła niepyszna. W momencie zamykania drzwi uchyliłam powieki. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na Freda. Jego twarz wyrażała bezsilność. Zmartwiłam się delikatnie i wstałam. Mocno go przytuliłam. Ten pogładził mnie po plecach.
-Kocham cię - powiedziałam w jego klatkę piersiową. Ten prychnął delikatnie. Spojrzałam na jego twarz.
-Ja cię bardziej - stwierdził cicho i pogładził mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się lekko. - Nie chciałem jej skrzywdzić - wybełkotał, a ja pokiwałam głową lekko.
-Wiem, ale nie mogłeś się spodziewać, że przyjdzie do ciebie pijana - wybełkotałam cichutko. Zobaczyłam w jego oczach przejmujący smutek. Nienawidził zawodzić ludzi, a co gorzej krzywdzić ich. Nawet ta lekka czerwona plama na jego policzku po jej dłoni niewiele mu tłumaczyła. Był bardzo dobrym człowiekiem. Nie wiem jakim cudem wytrzymywał ze mną. Ten kiwnął głową i pocałował mnie w czoło.
-Posiedzisz tu ze mną? - spytał cicho, a ja potwierdziłam ruchem głowy. Ten usiadł na łóżku. Zapięłam bieliznę i usiadłam koło niego. Pocałowałam go w lewe ramię i położyłam głowę na jego ramieniu. Ten objął mnie lekko ramieniem.
-Może się położysz? - wybełkotałam cicho. Ten nic nie mówiąc położył się. Wsunęłam się tuż koło niego i położyłam głowę na jego nagiej klatce piersiowej. Wiedziałam, że odczuwa moralnego kaca. Pieprzoną bezsilność. Zamknął oczy, a ja pocałowałam go w policzek i przytuliłam się do niego. Gładziłam go spokojnie po klatce piersiowej. Jego oddech stawał się coraz bardziej spokojny. Westchnęłam delikatnie. Zasnął. Bardzo spokojnym snem. Spojrzałam na zegar nad jego łóżkiem. Za niedługo miała się zacząć kolacja. Podniosłam się i pocałowałam go delikatnie. Wstałam, zarzuciłam sweter i wyszłam z jego dormitorium. Potruchtałam ku Wielkiej Sali. Nikt mnie nie zatrzymywał po drodze. Weszłam do środka i usiadłam na stałym miejscu. George spojrzał na mnie zdziwiony.
-Wiem, ale nie mogłeś się spodziewać, że przyjdzie do ciebie pijana - wybełkotałam cichutko. Zobaczyłam w jego oczach przejmujący smutek. Nienawidził zawodzić ludzi, a co gorzej krzywdzić ich. Nawet ta lekka czerwona plama na jego policzku po jej dłoni niewiele mu tłumaczyła. Był bardzo dobrym człowiekiem. Nie wiem jakim cudem wytrzymywał ze mną. Ten kiwnął głową i pocałował mnie w czoło.
-Posiedzisz tu ze mną? - spytał cicho, a ja potwierdziłam ruchem głowy. Ten usiadł na łóżku. Zapięłam bieliznę i usiadłam koło niego. Pocałowałam go w lewe ramię i położyłam głowę na jego ramieniu. Ten objął mnie lekko ramieniem.
-Może się położysz? - wybełkotałam cicho. Ten nic nie mówiąc położył się. Wsunęłam się tuż koło niego i położyłam głowę na jego nagiej klatce piersiowej. Wiedziałam, że odczuwa moralnego kaca. Pieprzoną bezsilność. Zamknął oczy, a ja pocałowałam go w policzek i przytuliłam się do niego. Gładziłam go spokojnie po klatce piersiowej. Jego oddech stawał się coraz bardziej spokojny. Westchnęłam delikatnie. Zasnął. Bardzo spokojnym snem. Spojrzałam na zegar nad jego łóżkiem. Za niedługo miała się zacząć kolacja. Podniosłam się i pocałowałam go delikatnie. Wstałam, zarzuciłam sweter i wyszłam z jego dormitorium. Potruchtałam ku Wielkiej Sali. Nikt mnie nie zatrzymywał po drodze. Weszłam do środka i usiadłam na stałym miejscu. George spojrzał na mnie zdziwiony.
-Gdzie jest Fred? - spytał cicho. Przysunęłam się do niego.
-Poszliśmy do waszego dormitorium. Ogólnie spokojnie, gdy nagle rozległo się łomotanie do drzwi. Pijana Johnson z wyrzutem, że z nią nie jest. Powiedział jej, że mnie kocha. Dostał w twarz. Teraz śpi z moralnym kacem. Czuje się temu winny - odparłam, a George pokiwał głową lekko. Spojrzał przed siebie.
-Rozumiem - mruknął i wrócił do mnie wzrokiem. Dotknął mojej dłoni. - Jak wstanie to się nim zajmę. Zaniosę mu kolację - dodał poważnym tonem i zabrał dłoń. Pokiwałam głową z bladym uśmiechem. Zaczęłam nakładać jedzenie na drugi talerz. George został lekko skonsternowany, ale zaczął rozmawiać z Lee. Na salę weszła już trochę mniej powłóczająca nogami Johnson. Nawet nie chciałam na nią patrzeć. Jak tylko usiadła, ja wstałam i ruszyłam z talerzem do wyjścia. Miałam to tak bardzo gdzieś co ona sobie o mnie myśli. Tak bardzo mi było szkoda Freda.
Zeszłam po schodach do lochów i ruszyłam w stronę komnaty Croucha. Dobrze, że tylko tymczasowej. Zapukałam do drzwi. Weszłam nie czekając na odpowiedź. Barty przeglądał jakieś opasłe tomisko w zielonej skórze.
-Kolacja - mruknęłam i postawiłam talerz na stoliku. Zabrałam wcześniejszy pusty. Crouch spojrzał na mnie.
-Dziękuję - powiedział poważnie, po czym uśmiechnął się lekko. Nie chciało mi się nigdzie iść. Usiadłam na krześle obok jego łóżka. Ten wziął talerz na kolana.
-Czujesz się lepiej? - spytałam bez cienia złości czy sarkazmu. Ten ugryzł tosta.
-Trochę tak. Severus co chwilę faszeruje mnie jakimś niedobrym gównem, ale o dziwo obudziłem się z drzemki o wiele mniej obolały, niż przed południem - przyznał przegryzając tosta. Kiwnęłam głową.
-Cieszę się z tego powodu - odparłam w miarę pogodnym tonem. Chyba nawet mówiłam prawdę. Ten przyglądnął mi się badawczo.
-Coś cię gryzie - skwitował, a ja tylko machnęłam dłonią. - To pewnie ten zdrajca krwi - mruknął. Zmierzyłam go wzrokiem.
-Nie mów tak na niego - burknęłam cicho. Barty się zaśmiał rozbawiony.
-Dobrze, dobrze, przepraszam - zaśmiał się wesoło. Pokiwałam głową z politowaniem. Wstałam z krzesła. - Nie posiedzisz ze mną? - spytał trochę mniej wesoło. Trzymałam w prawej dłoni pusty talerz.
-Mam jeszcze zadanie z transmutacji do zrobienia - mruknęłam, chociaż wcale tak nie było i ruszyłam do drzwi.
-Dziękuję - wybełkotał Crouch z pełnymi ustami, a ja zamknęłam za sobą komnatę. Ruszyłam do kuchni, by oddać talerz. Po chwili marszu doszłam do obrazu z martwą naturą. Połaskotałam gruszkę, a moim oczom ukazała się zielona klamka. Uchyliłam lekko drzwi. Zobaczyłam pierwszego lepszego skrzata domowego. Podałam mu talerz.
-Dziękuję panience - powiedział przestraszony i schylił się prawie dotykając nosem podłogi. Uśmiechnęłam się blado i wróciłam do Pokoju Wspólnego. Nie chciałam już dzisiaj z nikim rozmawiać. Jedynym marzeniem było pójście spać do własnego dormitorium. Bez głupich pytań Granger. Wsunęłam się do środka. Na fotelach siedzieli Granger, Weasley i Potter. Jeden problem z głowy. Gdy szłam na górę pod jednym z dormitoriów siedziała, a raczej spała Johnson. Zatrzymałam się na moment. Bardzo głupio było mi ją zostawić, mimo wszystko nie zasłużyła na to. Westchnęłam głęboko i podeszłam do niej. Wzięłam ją pod ramię.
-Wstawaj - mruknęłam cicho, a ta tylko coś mruknęła pod nosem. Podniosłam ją i oparłam na sobie. Nie była ciężka. Otwarłam jakimś magicznym cudem drzwi. Dormitorium było puste. Położyłam ją na jakimkolwiek łóżku. Ta już otwierała usta. - Nic nie mów, idź spać - mruknęłam. Ta się skuliła na łóżku i zasnęła dosyć szybko. Westchnęłam i wyszłam z dormitorium. Miałam tak bardzo dość. A ten dzień zaczął się tak niepozornie. Ten dzień to były wzloty i upadki. Tylko czemu akurat Fred musiał za to wszystko oberwać? Dlaczego zawsze ci najmniej winni dostają najgorzej?
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem. Nie wiem czy dobrze go poprowadziłam, jest tu dosłownie wszystko, za co przepraszam. Ale jednak zapraszam do komentowania.
-Coś cię gryzie - skwitował, a ja tylko machnęłam dłonią. - To pewnie ten zdrajca krwi - mruknął. Zmierzyłam go wzrokiem.
-Nie mów tak na niego - burknęłam cicho. Barty się zaśmiał rozbawiony.
-Dobrze, dobrze, przepraszam - zaśmiał się wesoło. Pokiwałam głową z politowaniem. Wstałam z krzesła. - Nie posiedzisz ze mną? - spytał trochę mniej wesoło. Trzymałam w prawej dłoni pusty talerz.
-Mam jeszcze zadanie z transmutacji do zrobienia - mruknęłam, chociaż wcale tak nie było i ruszyłam do drzwi.
-Dziękuję - wybełkotał Crouch z pełnymi ustami, a ja zamknęłam za sobą komnatę. Ruszyłam do kuchni, by oddać talerz. Po chwili marszu doszłam do obrazu z martwą naturą. Połaskotałam gruszkę, a moim oczom ukazała się zielona klamka. Uchyliłam lekko drzwi. Zobaczyłam pierwszego lepszego skrzata domowego. Podałam mu talerz.
-Dziękuję panience - powiedział przestraszony i schylił się prawie dotykając nosem podłogi. Uśmiechnęłam się blado i wróciłam do Pokoju Wspólnego. Nie chciałam już dzisiaj z nikim rozmawiać. Jedynym marzeniem było pójście spać do własnego dormitorium. Bez głupich pytań Granger. Wsunęłam się do środka. Na fotelach siedzieli Granger, Weasley i Potter. Jeden problem z głowy. Gdy szłam na górę pod jednym z dormitoriów siedziała, a raczej spała Johnson. Zatrzymałam się na moment. Bardzo głupio było mi ją zostawić, mimo wszystko nie zasłużyła na to. Westchnęłam głęboko i podeszłam do niej. Wzięłam ją pod ramię.
-Wstawaj - mruknęłam cicho, a ta tylko coś mruknęła pod nosem. Podniosłam ją i oparłam na sobie. Nie była ciężka. Otwarłam jakimś magicznym cudem drzwi. Dormitorium było puste. Położyłam ją na jakimkolwiek łóżku. Ta już otwierała usta. - Nic nie mów, idź spać - mruknęłam. Ta się skuliła na łóżku i zasnęła dosyć szybko. Westchnęłam i wyszłam z dormitorium. Miałam tak bardzo dość. A ten dzień zaczął się tak niepozornie. Ten dzień to były wzloty i upadki. Tylko czemu akurat Fred musiał za to wszystko oberwać? Dlaczego zawsze ci najmniej winni dostają najgorzej?
~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem. Nie wiem czy dobrze go poprowadziłam, jest tu dosłownie wszystko, za co przepraszam. Ale jednak zapraszam do komentowania.